Monika

Ciąg dalszy nastąpił (2)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Ciąg dalszy nastąpił
Cz.2
Oaza.

Siedzę i myślę, czy aby na pewno mamy jakieś szanse na przeżycie? Czy kiedykolwiek je będziemy mieć? Na dworze ulewa, potężne krople deszczu uderzają w szyby furgonetki. Może właśnie dla tego opanował mnie taki nastrój? Wydaje mi się, że błądzimy i już nigdy nie dowiemy się co to prawdziwe życie. A ja tak nie chce! Wiem, że brzmi to jak kaprys małej dziewczynki, ale mam już po prostu dość. Tak dawno nie wypiłam nawet łyka ciepłej kawy, niby błahostka, tyle że ostatnio takie błahostki stały się dla mnie ważne....

Liz zamknęła pamiętnik i spojrzała na swoich towarzyszy, Maria i Michael spali oparci o siebie, Isabel zapatrzyła się w podłogę, a Kaly czytał jakieś czasopismo sprzed miesiąca. Liz spojrzała na Maxa siedział obok niej, był wyczerpany(zresztą tak jak każdy), Liz miała wrażenie że i on ma dosyć tego błądzenia po omacku. Max wyczuł spojrzenie Liz na sobie, na chwilę odwrócił się w jej stronę i delikatnie się uśmiechnął. Ale ten uśmiech sprawił, że Liz poczuła się jeszcze gorzej. Nie był to uśmiech jej Maxa, z iskierką nadziei w oczach, był to zwykły uśmiech, taki bez znaczenia.
Max zjechał na parking koło jakiegoś sklepu.

— Liz może poszłabyś z dziewczynami do sklepu?- spytał ją Max.

— Jasne.- Liz przeszła do tylnej części furgonetki, delikatnie obudziła Marię i lekko szturchnęła Isabel.- Dziewczyny pora zakupów.- Maria i Isabel bez większego entuzjazmu ruszyły za Liz.

— Max masz jakiś plan?- spytał Michael otwierając oczy.

— Brak.

— Przecież nie możemy tak jeździć bez celu.- wtrącił Kaly.

— Robimy to od ponad miesiąca, może powinieneś się już przyzwyczaić?- dodał Michael.

— Michael gdzie mamy najbliżej?- spytał Max, Michael rozłożył mapę i chwilę jej się przyglądał.

— Atlanta.

— No to do Atlanty!- mówiąc to Kaly potarł ręce, w tym samym momencie weszły dziewczyny z torbami zakupów.

— Co do Atlanty?- spytała Maria.

— Mamy wreszcie cel podróży.

— Kiedy tam dotrzemy?- spytała Isabel.

— Najpóźniej za dwa dni.- odpowiedział Max, na twarzy Liz pojawił się uśmiech.

— A ile tam zostaniemy?

— Jak najdłużej się da.

Dwa dni później.
Michael wyszedł z samochodu pierwszy(wręcz wybiegł).

— Witaj Atlanto!- krzyknął, tak że przechodzący obok niego ludzie spojrzeli na niego z uwagą.

— Z tego co słyszałam kwiatuszku, mieliśmy nie zwracać na siebie uwagi.- powiedziała Maria, łapiąc delikatnie rękę Michaela.

— Trochę mnie poniosło.- próbował wytłumaczyć się Michael. Na twarzy Marii pojawił się uśmiech.

— Ok. Mieliśmy nie zwracać na siebie uwagi więc każdy teraz wybierze sobie inny hotel. Byłoby trochę podejrzane gdyby nagle pojawiły się trzy nowe pary, szczególnie po tym co zdarzyło się...- Max przerwał.

— Jasne staruszku. Wystarczało powiedzieć, że mamy się rozdzielić. To my z Marią idziemy.- powiedział pociągając dziewczynę za sobą. Maria zdążyła tylko uśmiechnąć się do przyjaciół.

— Ja mogę iść z Issy, przecież nie powinniśmy być sami.

— To też prawda.- Max podał mu jego książki.

— Idziesz Is? -spytał chłopak

— Isabel! Ile razy mam ci tłumaczyć, że ma na imię Isabel.- powiedziała dziewczyna idąc za nim.

— Zostaliśmy tylko my.- powiedział Max patrząc na Liz.

— Mhm. Trzeba byłoby to wykorzystać.- powiedziała zawieszając mu ręce na szyi i namiętnie całując.

— Tęskniłem za tym.

— Zapomniałam jak słodko smakują twoje usta.

— Idziemy?- Max podał jej swoje ramię.

— Oczywiście mój książę. Kierunek hotel.

Maria weszła do pokoju.

— Jedno łóżko?- pomyślała, rozglądając się uważnie.- Zapowiada się ciekawie.- po chwili wszedł Michael.

— Witam pani Smith.

— Smith? Nie za dużo filmów się na oglądałeś?- uśmiechnęła się do niego.

— A jak byś chciała się nazywać?

— Guerin.- przeszło jej przez myśl.- A jak mamy na imię panie Smith?

— Tom i Shannon.

— A więc Tom, co proponujesz na dzisiejszy wieczór?

— Hm… Może wreszcie się wyśpię i zjem coś normalnego.- Maria spojrzała na niego z rozczarowaniem.

— No tak De Luca znowu zrobiłaś sobie złudne nadzieje.- pomyślała.

Kaly siedział na łóżku i obserwował Isabel, która stała przy oknie. Jej wzrok jednak nie wskazywał by się czemuś szczególnie przyglądała.
Udają rodzeństwo. Nie, żeby Kaly miał nadzieję, że z tego coś może być, ale jednak był zawiedzony, że Isabel zamieniła z nim tylko jedno zdanie… Prawdą jest, że kochała Jessiego i nadal go kocha, ale czy musi innych traktować tak jakby nie istnieli? W końcu to był jej wybór.

Wszystko się zmienia. My wreszcie odnaleźliśmy naszą małą oazę. Nasze tymczasowe królestwo. Tak bardzo się cieszę. Wiem, ze na tą jedną, jedyną magiczna noc zapomnimy o całym świecie.
Liz zamknęła pamiętnik, gdy usłyszała jak ktoś otwiera drzwi.

— Cześć.- powiedział Max, Liz się uśmiechnęła.

— Mówisz tak jakbyśmy się nie widzieli całe wieki.

— Bo tak było.- położył zakupy na krześle i podszedł do Liz, od razu obejmując ją w talii i całując w szyję.

— Czekałam na to całe życie.- po chwili poczuła namiętne pocałunki Maxa już nie tylko na szyi…


Kal spojrzał na kobietę siedzącą obok niego- leciał samolotem- Jednak to nie kobieta zwróciła jego szczególną uwagę, lecz malutkie dziecko, owinięte w błękitny kocyk…

Jeff patrzył z utęsknieniem, na zdjęcie swojej córki. Myślał o niej codziennie. Ale nie bał się o nią, nie załamał się. Wiedział, że jest szczęśliwe i że Max nigdy nie pozwoli by stała się jej krzywda. – Jeszcze tu wrócą.- Powtarzał co wieczór żonie.- Jeszcze tu wrócą.


C.D.N.








Poprzednia część Wersja do czytania Następna część