Romeo i Julia dwudziestego pierwszego wieku
Cz.19
I don't believe in destiny.
I'm no angel, but please don't think that I won't try.
I'm no angel, but does that mean that I can't live my life.
I'm no angel, but please don't think that I can't cry.
I'm no angel, but does that mean that I won't fly .
(Dido, "I'm no angel")
Wieczór. Na jednej z ulic Roswell.
— Moim zdaniem za dużo wypił.- powiedziała Maria.
— Zaraz, że wypił...- dodała Liz.
— Może mi wmówisz, że to było mleko?
— Nigdy nic nie wiadomo. Biedaczek...- dodała po chwili.
— Może był już stary?
— Wygląda młodo.
— Im nigdy nie można ufać. Co z nim zrobimy?
— Bądź, co bądź jest martwy...
— Może pogrzeb?
— Niby gdzie?
— Na cmentarzu.
— I myślisz, że nikt się nie skapnie?
— Zostawmy go tu.
— To nawet rozsądne. Znałaś go?
— Nie. A ty?
— Nie.
— Czyli nic mu nie jesteśmy winni.
— Ale to my prowadziłyśmy.
— Na pewno leżał tu od dawna.
— Dobra idziemy.
— Jesteś pewna?
— Tak. Chodźmy.
Liz i Maria spojrzały ostatni raz na leżącego bezwładnie kotka i z powrotem weszły do samochodu.
Przyznaję. Kiedyś miałam naprawdę chwile zwątpienia. Czułam się obca, tak jak bym nigdy nie należała do naszego kręgu tajemnic. Teraz jednak ze wszystkimi czuję jakiś specjalny rodzaj więzi. Mamy sporo wspólnych przeżytych chwil i mnóstwo sekretów. Tak, jestem pewna. Tworzymy całość.
***
Maria i Michael siedzieli na stołówce.
— Zrywam się jak zjem.- stwierdził Michael.
— Typowy samiec. Naje się i wychodzi. A co z angielskim?
— Co ma być?
— Mamy dzisiaj test.
— Wiem.
— Napisz go.
— Po co? I tak nic nie umiem.
— Michael to przedostatni rok w tej szkole.
— Chodzi ci o bal?
— Co?
— Pójdziesz ze mną?
— Że jak?
— Pytam się czy pójdziesz ze mną na bal, przecież oto ci chodziło?
— Nie, to znaczy z chęcią z tobą pójdę.
— Świetnie. To ja idę.
Biblioteka.
— Nie możesz tego zrobić.- powiedział Alex do Liz.
— Mogę i zaraz zrobię.
— Liz, a ja?
— Na pewno szybko ją przeczytam.
— Załamujesz mnie.
— Cześć wam.- podeszła do nich Isabel.- Co robicie?
— Wypożyczam właśnie książkę.
— Którą ja chciałem wypożyczyć!- dodał Alex z naciskiem.
— Isabel ci to wynagrodzi.
— Nieprawda.
— A właśnie, że tak.- powiedziała Isabel.- Musimy porozmawiać.
— O czym?
— O balu.
Liz i Max rozmawiają siedząc na jakieś ławce.
— Mam dwa bilety na koncert Gomeza w Santa Fe.- powiedział Max.
— I?
— I chciałbym, żebyś ze mną na niego poszła.
— Ile dziewczyn prosiłeś o to przede mną?- powiedziała delikatnie się uśmiechając.
— Tylko trzy, ale przysięgam że to były moje kuzynki.- odpowiedział żartując.
— Skoro twoje kuzynki się nie zgodziły...- poczuła jego pocałunki na szyi.- Kiedy będzie?
— Za dwa tygodnie.
— Zgoda.
W sklepie odzieżowym. Isabel i Ceali szukają sukienki.
— Kaly cię poprosił?
— Jeszcze nie, ale wiadomo, że to zrobi. A wtedy najlepsze suknie będą wykupione.
— Może ta?
— Trochę zbyt rażąca. A ciebie Alex?
— Hm, musiałam mu pomóc.
— Myślisz, że Kaly sobie poradzi?
— To zależy.
— Od czego?
— Jak bardzo będzie zajęty tobą...
W pokoju Liz. Maria wpada do niego jak burza, Liz siedziała na łóżku i czytała.
— Zaprosił mnie!!!!!!
— Kto, na co?
— Oczywiście Michael na bal!!!!
— Wow.
— A ciebie Max?
— Jeszcze nie.
— Ale chyba zaprosi?
— Nie wiem.
— W każdym razie zaprosił mnie!!!! Musiał się oczywiście przepchnąć przez tłum moich wielbicieli, ale...- Liz spojrzała na nią trochę pobłażliwie.- No może odrobinę przesadziłam z tymi wielbicielami, ale liczy się fakt że mnie zaprosił. Jutro jadę z mamą po strój.
— Już wiesz mniej więcej jak ma wyglądać?
— Nie.
— Może się zastanowisz w domu?- Maria spojrzała na okno.
— Kiedy on przyjdzie?
— Za dziesięć minut.
Chyba nawet z czasem się przyzwyczaiłam do ciągłego narażania życia. Chyba nawet nie brałam pod uwagi naszej przegranej. Nadal nie biorę. Może to trochę głupie... Wydaje mi się jednak, że każdy z nas żyje tylko chwilą obecną.
***
Lekcja astronomii. Liz wchodzi do klasy spóźniona i siada koło Maxa.
— Coś się stało?- spytał Max.
— Nie. Co robimy?
— Udajemy, że nie ma lekcji.
— Co?
— Seligman znowu zapomniał co mamy mieć dzisiaj na lekcji, więc szuka jakiś materiałów filmowych.
— Czyli godzina wolna.
— Mówiłem ci kiedyś, że cię kocham?- Liz spojrzała na niego zaskoczona.
— Nie pamiętam.
— Kocham cię.
— Co ty kombinujesz?
— Zapraszam cię właśnie na bal. Pozwól mi się skupić.
W domu szeryfa.
— Kaly, nie chciałbyś się mnie o coś spytać?
— Nie, chyba nie. A czemu?
— Bo w piątek ma być bal...
Każda chwila wydaje mi się piękniejsza od poprzedniej. Teraz żyję tylko Maxem, oddycham jego powietrzem i żywię się jego pocałunkami. Chciałabym, aby tak było wiecznie.
***
Piątek. Kilkanaście minut przed balem. Crashdown.
— No dobrze, wszyscy gotowi?- spytała Nancy.
— Za chwilę.- dobiegł ich krzyk Marii z pomieszczenia, w którym szykowały się dziewczyny. Po dłuuższej chwili wyszły.
— Śpieszcie się, zostało już tylko pół godziny.
Maria i Michael, Ceali i Kaly, Isabel i Alex oraz Max i Liz ustawili się do zdjęcia.
— Uśmiech.
Isabel i Alex tańczą. Leci wolny kawałek.
— Wiesz. Gdyby nie ty moje życie nie byłoby takie...- zaczął Alex i próbował znaleźć odpowiednie słowo.
— Nienormalne?- uśmiechnęli się do siebie.
— Kocham cię.
— Ja ciebie też.
— Co robisz w ferie?
— Chyba nic takiego...
— Bo, moglibyśmy gdzieś wyjechać.
— Razem?
— Tak. Tylko ty i ja. Jeżeli twoi rodzice by się zgodzili...
— Na pewno się zgodzą.- pocałowała go z radości.
— Ale nie obchodzisz jakoś specjalnie Wielkanocy?
Maria zaciągnęła Michaela do zdjęcia.
— Błagam, tylko nie zdjęcie...
— Michael, nie będę miała więcej balów.
— Ale...
— Jedna jedyna pamiątka.
— Tata Liz już przecież....
— Uśmiechnij się.
Błysk aparatu.
Przy stoliku.
— Alkohol na balu... Rodzicom by się to nie spodobało.
— Łyk za naszą przyszłość nikomu nie zaszkodzi.
— Może masz racje.
Na zewnątrz
— Wreszcie powietrze. – powiedziała Liz siadając na ławce, po chwili dosiadł do niej Max.
— Jesteś piękna.
— Max, rumienię się.
— I stajesz się jeszcze piękniejsza. Aż mam ochotę z tobą zatańczyć.
— Ja już nie mogę, przed chwilą wyszliśmy...
— Nie marudź.- pociągnął ją za rękę, z torebki Liz wypadł medalion i wpadł do szczeliny w ulicy.
Para już po chwili tańczyła na parkiecie.
To mnie nawet trochę śmieszyło, oślepiające światła, głośna muzyka i morze miłości. Miałam nadzieję, że nikt już nie stanie na naszej drodze.
***
Touch my skin and tell me what your thinking,
take my hand and show me where we're going
Lie down next to me,
look into my eyes and tell me,
oh tell me what you're seeing
(Dido, "Take my Hand")
Tydzień później.
— Czyli?- spytała Liz.
— Wszystko zaczyna się układać.- odpowiedziała Maria.
— Ferie spędzę z Isabel w Los Angeles.
— Szczęściarz. Ja idę dzisiaj na koncert Gomeza z Maxem.
— A ja i Michael...- Maria w porę ugryzła się w język.- Nie będziemy robić nic specjalnego.
— A jak tam Tristin?
— Dzwonił ostatnio. Ma dziewczynę.
— Czy ja usłyszałam nutkę zawodu w twoim głosie?- spytała Maria, Liz posłała jej mordercze spojrzenie.
— Dzisiaj idę z Isabel do kina.- powiedział Alex zmieniając temat.
— Na co?- Alex poczuł, że jednak wybrał zły temat.
— Na seansie o dziewiętnastej leci tylko najnowsza produkcja Śnieżki...
Wieczór. Ceali wracała do domu z dwiema torbami zakupów. Nagle poczuła silny ucisk na swojej ręce. Ktoś wciągnął ją do ciasnego zaułka. Torby wyleciały jej z rąk.
— Nerfati?
Poczuła silny ból głowy, odurzający zapach sprawił, że straciła kontakt ze światem.
Liz spojrzała ostatni raz do lustra.
Są w życiu chwile, które sprawiają, że czujemy się szczęśliwsi.
Z zamyślenia wyrwało ją ciche pukanie do okna.
W jego oczach można utonąć. Co więcej kiedy toniesz, nie wołasz o ratunek.
Otworzyła je. Max wszedł do środka.
— Przyszedłem najszybciej jak potrafiłem.
— Jak zawsze.
Chyba on też wtedy to poczuł, bez zbędnych słów zaczęliśmy się całować.
Liz pod ciężarem Maxa opada na łóżko. Teraz leżą oboje. Liz na łóżku, Max na niej.
— A co z koncertem Gomeza?
— Słyszałem, że następny ma być w Nowym Yorku. Pójdziemy wtedy.
I nagle, tak niespodziewanie... Nadeszła najpiękniejsza noc w moim życiu....
Koniec części dziewiętnastej.- Ostatniej.