ciąg dalszy cz.6- The Medalion
Alex chodził po całym kinie i kopał w co się da.
— Przestań.- upomniała go Liz.
— Bo co? Ktoś każe mi za to zapłacić?
— Nie wiem.- Liz płakała.- Myślałam, że umrę inaczej.
— Ja chciałem przed śmiercią poznać Isabel. Ostatnio często z nią rozmawiasz mogłabyś nas sobie przedstawić.
— Następnym razem.
— Jasne. Np. kiedy?
— Już mi zaczyna padać na mózg.
— Zauważyłem, ile jeszcze będziemy żyć?
— Około dwudziestu pięciu minut.
— Nie cierpię się dusić.
— Ja też nie.
— Wiesz odkąd zacząłem widzieć różowe myszki, twoja opowieść o kosmitach nabiera sensu.
— W ogóle świat się zrobił jakiś różowy.- Alex położył się koło Liz na podłodze.- Jesteś pewien, że nie ma stąd wyjścia?
— Sprawdziłem wszystko, wybacz mi.
— Nie ma za co. Cieszę się, że umieram z tobą. Jesteś moim najlepszym przyjacielem.
— Ty moim też.
Usłyszeli jakiś hałas, drzwi przeleciały przez pół sali. Weszli Michael i Max. Liz i Alex wstali trochę chwiejnie. Dwójka kosmitów pomogła im się wydostać, naprawiając za sobą szkody, Alex normalnie wytrzeszczył by oczy ze zdumienia, ale nie po dawce czegoś takiego w kinie. Cała czwórka wybiegła na zewnątrz.
— Nic wam nie jest?- spytał Max.
— Nie, chcę mieć z tobą dzieci.- powiedziała Liz do Maxa.
— Skąd wiedzieliście?- spytał Alex.
— On wie?
— Tak, a odkąd widzi różowe myszki to nawet wierzy.
— Nie powiedziałem, że wierzę tylko że ta opowieść nabiera sensu.
— Zabierzmy ich do Crashdown.
Max otarł łzy Liz i wziął ją na ręce.
Po chwili byli już na zapleczu Crashdown. Maria zaraz do nich podbiegła.
— Co się stało?
— Przefarbowałaś sobie włosy na różowo?- spytał Alex.
— Właśnie, miałyśmy to zrobić na siedemnastkę razem, pamiętasz?
— Co im jest?- na zaplecze weszła Isabel.
— Isabel to Alex, Alex to Isabel.- powiedziała Liz.
— Dzięki.- odpowiedział jej Alex.
— Prawda, że uroczy? A teraz przypomnij sobie jak omal go nie rozdeptałaś.
— Pamiętaj, że jest wysoka.
— Niech ci będzie.
— Zabierzmy ich na górę.
Max ułożył Liz na łóżku, Alex opadł na fotel.
— Co im jest?
— Nie dowiemy dopóki nie z normalnieją.
— Kocham cię Max.- Liz go pocałowała.- Pamiętaj, że zawsze będziemy razem.
— Idź spać Liz... Później porozmawiamy. Maria przynieś im coś do picia.
— Jasne.
Michael poszedł za nią. Maria wzięła dwie szklanki, ręce jej się trzęsły i obie wylądowały na ziemi.
— Zrobię to za ciebie.
— Poradzę sobie.- Michael chwycił jej dłonie sięgające po następne szklanki.
— Usiądź, zajmę się tym.- Maria usiadła.
— On wie?
— Alex? Chyba tak.
— Przeżyją to? Powiedz, że tak... Bez nich zostałabym całkiem sama...
— Nieprawda miałabyś jeszcze mnie, Maxa i Isabel, ale nie martw się przeżyją.- Michael nalał wody do obu szklanek.- Chodź zaniesiemy to.
W jakimś starym domu.
— Nie spisałaś się.
— Skąd miałam wiedzieć, że oni przyjdą?
— Mojra... Musisz ją zabić, bo...
— Inaczej zginie tysiące osób, nadejdzie czas żniw, nastąpi zagłada itp. Znam tą gadkę na pamięć, ale czuję że mam zabić tego kogo nie trzeba.
— Ma medalion.
— Może to przypadek, jedna wielka pomyłka...
— Nie możesz tak mówić. Masz wykonać swoją misję.
— Wiem.
— To twoje nowe nazwisko.
— Ceali Navis? Sam to wybierałeś?
— Nie zrzędź, od jutra zaczynasz chodzić do szkoły.
— Jasne, jeszcze mam się cofać w rozwoju.
— Masz dwadzieścia lat, ale z powodzeniem możesz udawać szesnastolatkę.
— Dwadzieścia lat? Chyba liczysz tylko to wcielenie.
Crashdown. Max zszedł ze schodów.
— I co z nimi?- spytała Isabel.
— Już lepiej.
— Co zrobimy z Alexem?
— Może zapomni?
— Alex rzadko zapomina.
— Ale kto chciałby ich zabić?
Liz spojrzała na Alexa.
— Jak się czujesz?
— Ze świadomością istnienia istot spoza naszej galaktyki? Dziwnie.
— Ja też na początku nie czułam się najlepiej.
— Ile zajęło ci przyswojenie tej wiadomości?
— Około godziny.
— Wow. Niezłą jesteś. I Isabel też?
— Tak.
— Muszę to przemyśleć.- zapanowała cisza.- Masz bardzo niewygodny fotel.
— Połóż się koło mnie, jakoś się pomieścimy.
Alex ułożył się koło Liz.
— To był szalony dzień.
Koniec części szóstej.