Trzy tygodnie później.
Nic się nie zmieniło. Kompletnie. Liz nie wychodziła poza Crashdown, wyłącznie do szkoły, gdzie na krok nie odstępowała Marii lub Alexa. Michael nie odzywał się do niej, nie przychodził do Crashdown. Żadne z nich jednak nie wiedziało, że to drugie zerka, gdy tylko jest okazja. Liz uważnie śledziła jego ruchy w szkole, a on obserwował ją z ukrycia. Unikali rozmów na swój temat z innymi.
* * *
Liz zeszła na dół. Crashdown powinno być już zamknięte. Chciała pogadać chwilkę z Marią. Kiedy jednak weszła na salę dostrzegła nie tylko swoją przyjaciółkę, ale także Alexa, Maxa oraz Isabel. Przystanęła nieco zdezorientowana. Miała złe przeczucie, bardzo złe przeczucie. Przełknęła ślinę i podeszła bliżej. Spojrzała na nieco zła Marię, przybitego Alexa, smutnego Maxa i niesamowicie roztrzęsiona Isabel. Zapytał powoli, mierząc ich wzrokiem:
— Co się dzieje?
Issy podniosła na nią swoje duże, przejrzyste oczy i wymamrotała:
— Michael... Michael zniknął.
Liz stanęła jak wryta. Jak to zniknął? Przecież nie znika się ot tak. Zawsze coś temu towarzyszy. Liz szukała w głowie pomysłu. Może wcale nie zniknął, a zamknął się w domu, pojechał znów na pustynię. Potrząsnęła głową i zapytała:
— Jak to zniknął?
— Normalnie. – kąśliwie powiedziała Maria – Od razu mówiłam, że nie warto mu ufać, niezłe ziółko. Wiedziałam, że wykręci jakiś...
— Zamknij się Maria. – Liz ścięła ją dobitnie
— Liz – zaczął Max, robiąc krok w jej stronę, ale Liz się szybko odsunęła – Nie ma go. On gdzieś uciekł.
Liz nadal nie mogła w to uwierzyć. Spojrzała z nadzieja na Isabel, ale i blondynka była wstrząśnięta jak ona. Powiedziała tylko:
— Nie ma go w jego mieszkaniu. Zniknęła większość jego rzeczy.
— Nie stójcie tak! – Liz się oburzyła – Trzeba go poszukać.
— Ale gdzie mamy szukać? – rozpaczała Isabel
— Pustynia. – szybko odpowiedziała Liz, tam zawsze był
— Nie ma go tam. – odpowiedział ponuro Max
— Komora. – w głosie brunetki jeszcze tliła się nadzieja
— Nie. – Alex pokręcił przecząco głową
— A komórka? Nie odbiera jej?
— Wziął komórkę. – powiedział Alex – Ale nie odbiera. Włącza się automatyczna sekretarka...
Liz zacisnęła mocno powieki. Usiadła obok Isabel. Oparła się dłońmi o stolik i wytężyła zmysły. Chciała go przechytrzyć. Spróbować swojej mocy. Wykorzystać ją, aby go znaleźć. Ale nic. Blokował ją.
* * *
Michael siedział posępnie w klekocącym aucie, które sprawiało wrażenie, jakby za chwilkę miało się rozlecieć. Za kierownica siedziała kobieta, nieco od niego starsza. Ze słodkim uśmiechem coś nawijała do niego. Ale Guerin już dawno przestał słuchać, odkąd tylko zorientował się, że panienka na niego wyraźnie leci. Zlustrował ją spojrzeniem. Nie była brzydka. Miała jasną skórę, jasne włosy, związane niedbale, zielone oczy. Była nawet ładna. Ale kiedy tylko na nią spoglądał oczy przesłaniał mu widok Liz. Wbił więc wzrok w szybę i udawał, ze słucha, choć myślami był daleko. Wraz z mijającym krajobrazem i upływającym czasem, Michael zaczął powoli zasypiać. Powieki same mu się kleiły, a umysł wirował w czasoprzestrzeni. Zasnął.
* * *
Michael znalazł się w srebrzystym pokoju. Ale wydawał mu się jakiś dziwny, obcy, nie ten. Srebrne światło prawie wygasło i tylko lekko rozjaśniało mroczny pokój. W oknach nie było szyb, a podarte resztki firan wisielczo powiewały. Podłoga była brudna. Lustro pęknięte. Guerin podszedł do łóżka, które wyglądało jakby przy najdrobniejszym dotyku, miało się rozlecieć w pył. Przy okazji poczuł jak coś chrupie pod jego stopami. Zerknął w dół. Na podłodze walały się kawałki wazonu, a w kącie gniły kwiaty. Zaczęło go to przerażać. Przecież było tu zupełnie inaczej. A teraz... Jakby cos złego się stało. Michael szybkim krokiem podszedł do okna i wyjrzał w stronę ogrodu. Wydawało się, że nic się nie zmienił. Michael wybiegł w tamta stronę. Stąpając po srebrnej trawie wszedł pomiędzy zarośla purpury i czerwieni. Błądził korytarzami, które z każdym jego krokiem stawały się ciemniejsze i jakby krwawiły. Michael dotarł do dziwnego zakątka. Na srebrzystej trawie stała ławka, obok niej rosło błękitne drzewo. W centrum stała fontanna z sadzawką. Chłopak zbliżył się do niej. Woda chyba już dawno nie przepływała przez nią. Tylko w sadzawce lśniła woda. Michael pochylił się nad nią. Woda zaczęła dziwnie drżeć. Po chwili zmącone obrazy zaczęły się w niej ukazywać. Guerin wytężył wzrok, aby widzieć je wyraźnie. Zobaczył JĄ. A potem pozostałych wokół niej. Łzy. Płacz. Ból. Krzyk. Ona cierpiała, bardzo cierpiała. Dość! Michael ocknął się i złapał gwałtownie oddech. Towarzyszka podróży uśmiechnęła się do niego...
c.d.n.