Michael stał przy szafkach i usiłował bezskutecznie zamknąć swoją. Kiedy wreszcie mu się to udało, przypomniał sobie, ze zostawił w środku zeszyt. Zaklął pod nosem. Ponownie otworzył szafkę, wyjął co potrzebował, upewnił się, że już ma wszystko i z gniewem zamknął szafkę. Usłyszał jak ktoś za nim staje. Wiedział kto to. Max i Isabel. Odwrócił się. To byli oni. Max jak zwykle milczący i zamyślony, a Issy nieco rozpromieniona. Michael oparł się bokiem o szafkę i zapytał:
— O co chodzi?
— O nic. – powiedziała Isabel – Nie można już do ciebie podejść?
— Można. – powiedział Michael, nie miał ochotę na użeranie się z Isabel – Przywitaliśmy się. Coś jeszcze?
— Właściwie to... -Issy zaczęła niezręcznie
— Chcieliśmy pojechać na koncert do Santa Fe. – powiedział Max i lekko się uśmiechnął, co było ostatnio nowością – Jedziesz z nami?
— Jasne. Czemu nie. – odpowiedział bez problemów Michael
Nie otrzymał jednakże żadnej odpowiedzi ni najmniejszej reakcji ze strony przyjaciół. Po prostu nie zdążyli mu odpowiedzieć, gdyż podeszła do nich jakaś osoba. Drobna brunetka stanęła tuż obok Michaela. Ponieważ wzrok Isabel i Maxa utkwił właśnie w niej, Guerin odruchowo oderwał się od szafki i obrócił, aby zobaczyć na co się tak gapili. Ona. Sam był w lekkim szoku. Tymczasem bez jakiegokolwiek problemu, strachu czy ekscytacji, brunetka powiedziała:
— Hej Michael.
— Cześć Liz. – odpowiedział Michael
Isabel i Max stali natomiast w pełnym szoku z otwartymi buziami, zupełnie jakby ktoś im właśnie powiedział, że Eminem zaśpiewa w duecie z Britney Spears. Michael zignorował to. Liz tymczasem sięgnęła do kieszeni, wyjęła z niej portfel, podała go Michaelowi i powiedziała spokojnym tonem:
— Zostawiłeś go wczoraj w Crashdown.
— Dzięki. – mruknął Michael i wziął od niej swój portfel
Oj! Błysk. Znów kosmiczna przestrzeń. Widok jakiegoś ogrodu, pałacu. Dłoń. Uśmiech. Błysk. Liz była nieco skołowana, ale nie dała po sobie nic poznać. Spojrzała tylko dziwnie na Michaela i szybko cofnęła swoją dłoń. Guerin dziwnie na nią spojrzał, ale po chwili zorientował się, że obok stoją Max i Isabel
— Umm... To Max Evans, a to Isabel Evans. A to jest Liz Parker.
— Miło mi. – Liz lekko się uśmiechnęła – Na razie Michael.
— Na razie. – odpowiedział machinalnie
Parker bez słowa odwróciła się i ruszyła korytarzem. Zniknęła pośród tłumu, jakby nigdy nic. Michael odprowadził ja wzrokiem, a potem odwrócił się do swoich przyjaciół. Wiedział, ze jeśli zaraz się nie zwinie to zostanie zaatakowany setką pytań. Powiedział więc szybko:
— To, o której na ten koncert?
— Co? – Isabel jakby dopiero teraz otrząsnęła się z letargu
— O której na koncert? – zapytał zniecierpliwiony Michael
— Skąd ją znasz? – padło chłodne pytanie z ust Maxa
Michael spojrzał na niego dziwnie, jakby groźnie. Nie podobał mu się ton, jakim Max zadał to pytanie. Wzruszył wiec ramionami i jakby nigdy nic powiedział:
— Poznałem ją wczoraj w Crashdown. Jest kelnerką.
— Co robiłeś w Crashdown? – padło kolejne pytanie
— Planowałem napad na bank. – Michael powiedział zgryźliwie – A co mogłem robić? Jadłem.
— Jadłeś? – jakby dla upewnienia zapytał Max
— Tak. – Guerin się na dobre wkurzył – Byłem głodny!
To wykrzyczawszy wyminął ich i szybkim krokiem wyszedł ze szkoły. Nie lubił, kiedy zadawano mu za dużo pytań i kiedy robiono to takim tonem. Poza tym co mogło Maxa obchodzić skąd zna Liz? Podobała mu się i co z tego? Mógł do niej podejść, zagadać, nikt mu przecież tego nie broni. Ale nie... Max się wścieka o to, że Michael przypadkiem ją poznał w kafeterii. Początkowo Guerin miał zamiar powiedzieć przyjacielowi o dziwnej wizji, jaką miał dzień wcześniej, właśnie po zderzeniu z panna Parker. Ale w obecnej sytuacji wolał to przemilczeć.
* * *
Liz usiadła na trawie pod drzewem. Oparła się plecami o pień. Odetchnęła świeżym powietrzem. Wreszcie miała chwilę spokoju. Jednak nie na długo. Po chwili blondynka w czerwonej sukience podbiegła do niej, usiadła obok i zaczęła nawijać:
— Liz, Liz, Liz!
— Hej Maria.
— Nie uwierzysz, co właśnie usłyszałam.
— Na razie jeszcze nie wiem, co usłyszałaś.
— Słyszałam jak Beth Williams mówiła Amy Downing o czymś, co powiedziała jej Sarah Peters, która jest przyjaciółką Isabel Evans.
Liz spojrzała dziwnie na Marie, już przy drugiej osobie pogubiła się w tym wszystkim. Maria jednak nadal mówiła:
— Brat Isabel, Max, zakochał się w tobie.
— Kto? – Liz była jakby nieobecna duchem
— Max Evans. – powtórzyła Maria
— To ten przyjaciel Michaela? – zapytała Liz, przypominając sobie poranną scenkę przy szafkach
Maria zamknęła usta, spojrzała na przyjaciółkę, pokręciła głową i powiedziała poważnym tonem:
— Michaela? Mówisz o tym neandertalczyku? Od kiedy jesteście na "ty"?
— Od wczoraj. – powiedziała krótko Liz
— Świetnie. – mruknęła blondynka – W każdym razie to o Maxa chodzi. Co o tym sądzisz?
— Nic. – odpowiedziała Liz – Po pierwsze nie znam go. Po drugie nie wierze plotkom. Po trzecie, nawet jeśli to prawda, to wiesz, ze nie mogę.
— Tak, tak. – Maria pokręciła głową – Już mi tyle razy powtarzałaś. Ale w sumie nadal tego nie pojmuję. Przecież to w niczym nie przeszkadza.
— Owszem przeszkadza. – powiedziała ostro Liz – Gdyby się dowiedział kim jestem, to by wszystko zniszczyło. Nie mogę ryzykować. – to powiedziawszy wstała
— Wiesz... – mruknęła Maria i również się podniosła – Czasem ci współczuję.
* * *
Michael leżał na ławce z zamkniętymi oczami. Nie spał, czuwał. Ale jednak przed oczyma przesuwały mu się obrazy. Znów otchłań kosmosu, gwiazdy, mgławice. Znów te oczy. Jej oczy. A potem jej cała postać. Chciał dalej ciągnąc tę niby wizję, ale wyrwał go z niej głos:
— Michael, możemy porozmawiać?
Guerin otworzył oczy i spojrzał w górę. To był Max. Michael podejrzewał, ze rozmowa będzie dotyczyć Liz Parker. Nie mylił się:
— Chciałem pogadać o tej dziewczynie.
— Jakiej? – Michael udawał, że nie wie o kim mowa
— O Liz Parker.
— A, o niej. – Guerin udawał obojętnego – O co chodzi?
— Isabel ci powiedziała, że ona... że Liz mi się podoba. – Michael przytaknął, a Max mówił dalej – Przepraszam cię za rano. Chyba byłem zazdrosny.
— Zazdrosny?
— Tak. – Max się lekko uśmiechnął – Wiem, że nie ma o co, ale to było takie odruchowe.
"Nie ma o co?" Michael zaczął się zastanawiać "Skąd on może wiedzieć czy nie ma o co? A może jest? Może powinien być zazdrosny? Albo po prostu przestać się tym interesować i zostawić ją mnie" na głos powiedział jednak zupełnie coś innego:
— Nie ma sprawy Max. – dodał jednak – Wiesz poradzę ci jak przyjaciel. Albo zrób krok w jej stronę albo daj sobie spokój.
— Czemu tak mówisz?
— Bo nie chce, żebyś cierpiał jeżeli ona będzie z kimś innym. Albo będzie z tobą albo zapomnij o niej, żebyś potem się nie zadręczał.
— Chyba masz rację. – przyznał Max
c.d.n.