* * *
Liz otworzyła oczy I nabrała głęboko powietrza. Usiadła w łóżku i oddychała niespokojnie, rozglądając się uważnie dokoła. Otarła dłonią pot z czoła. Powiedziała sama do siebie, wstając z łóżka:
— Parker, weź się w garść. To tylko sen, tylko sen, tylko sen.
* * *
Michael błyskawicznie otworzył oczy. Zerwał się na równe nogi i rozejrzał po pokoju. Nikogo nie było, była noc. Serce jeszcze mu waliło jak młot, a dłonie drżały. Podszedł do lodówki, wyjął sok i napił się go.
— Spokojnie, Guerin. To zwykły sen. – powiedział sam do siebie.
* * *
Michael siedział markotnie na murku przed szkołą i zdawał się nad czymś myśleć i to bardzo intensywnie. Zarwał połowę nocy z powodu tego dziwacznego, aczkolwiek przyjemnego, snu. Michaela zastanawiało skąd nagle coś takiego dziwnego mogło mu się przyśnić. Rzadko mu się cokolwiek śniło, a już takie sny to na pewno. Ugryzł zielone jabłko, które ściskał w dłoni i wbił wzrok przed siebie. Nie obserwował niczego, tylko po prostu spoglądał gdzieś bez celu. Przed oczyma przesuwały mu się, jak w zwolnionym filmie, obrazy. Cały sen dokładnie po kolei, klatka po klatce. Doszedł wreszcie do wniosku, że to wszystko zostało spowodowane zbyt wielkim zainteresowaniem panna Parker. Co więcej... Guerin wmówił sobie, że ta wizja to tylko ułuda była, że z głodu jego żołądek zaczął wyprawiać harce z jego umysłem. Rzucił ogryzkiem przed siebie, uderzając nim niechcący w jakąś niewinną blondyneczkę, która śmiesznie jęknęła. Michael obrócił głowę i zmrużył oczy. Słońce stawało się nie do zniesienia. Nagle jakby wszystko się wyciszyło. Jego wzrok powędrował w stronę pobliskiego drzewa. Stała pod nim ona. Patrzyła na niego, ale dość dziwnym wzrokiem. Chyba też się nad czymś poważnie zastanawiała. Michael wstał i skierował się w jej stronę. Liz jednak szybko spanikowała i zerwała się z miejsca. Praktycznie wybiegła. To się wcale nie podobało Michaelowi. Przyspieszył kroku. Pod drzewem, przy którym przed chwilką stała Liz, wpadł na jej przyjaciółkę Marię, tę od tandetnych okularów. Jęknął, ale jednak postanowił to wykorzystać.
— Hej. – powiedział niezbyt przychylnie
— Hej. – odpowiedziała zaskoczona blondynka
— Znasz Liz, prawda?
— Owszem. – powiedziała i zapytała podejrzliwie – Czego od niej chcesz Guerin?
— Chciałem z nią pogadać...yyy...
— De Luca – pospiesznie przedstawiła się – Maria De Luca.
— Więc, Maria – podkreślił cynicznie – Chciałem z nią porozmawiać.
— Cóż... chyba ci się nie uda. Liz jest w kiepskim nastroju – Michael nie zdążył zapytać dlaczego, na jego szczęście Maria lubiła dużo mówić – Ma kiepski dzień. Nie spała przez pół nocy.
Guerin dziwnie na nią spojrzał. Czy ona właśnie powiedziała, że Liz nie spała pół nocy? Czy to możliwe? A może to zbieg okoliczności? Blondynka cos jeszcze mówiła, ale Michael był już daleko.
* * *
Michael zamknął drzwi, zgasił światło i przykrył się kocem. Czekał na sen. Właściwie to się do niego zmuszał. Taki był jego plan. Miał zamiar zasnąć i znów wyśnić to dziwaczne miejsce. Miał również przeczucie, że ją tam spotka. Musiał to sprawdzić. Zasnął...
c.d.n.