Liz siedziała skulona na łóżku i rozglądała się wokół. Srebrzyste światło z takim samym natężeniem wciąż oświetlało pokój. Kwiaty w ogromnym wazonie wciąż te same. Brunetka z niecierpliwością czekała. Godzina. Dwie. Cztery. Nic. Cisza. Chciała porozmawiać z Michaelem, a w rzeczywistości nie mogła go znaleźć. Postanowiła więc poszukać go tutaj, we śnie. Ale nie przychodził. Zrobiło jej się troszkę przykro. Bawiła się sznurówką od sukni, ale czas nie chciał mijać szybciej. Dłużył się i dłużył. Dziewczyna zerknęła za okno. Była piękna noc, a ogród kusił barwami. Liz odwróciła się, żeby zapomnieć o spacerach po kosmicznym ogrodzie. Położyła się na łóżku i wgapiając się w sufit odliczała kolejne godziny. Nikt jednak nie przychodził.
* * *
Druga noc z rzędu. Liz wciąż czekała. W szkole nie widziała nigdzie Michaela. Odważyła się nawet zapytać Maxa, co się dzieje z Guerinem. Ale on również nie wiedział. Zrezygnowana czepiła się więc swojej ostatecznej deski ratunku, snu. Mijały kolejne godziny. Liz krążyła po pokoju. Zaczęła sobie nawet śpiewać. Nic nie pomagało. Czuła się znudzona i zmęczona. Nikt nie przychodził.
* * *
Trzecia noc. Liz postanowiła, że do trzech razy sztuka. Jeżeli nie przyjdzie tym razem, to i ona przestanie przychodzić. Mijała pierwsza godzina. Druga. Liz skuliła się na łóżku, oplotła rękoma kolana i oparła na nich głowę. Spoglądała na ogród. Wyobrażała sobie jak po nim spaceruje, dotyka barwnych listków, a pod stopami ugina się srebrna trawa. Powoli powieki zaczynały się jej sklejać. Gdy już była o krok od zaśnięcia we śnie, ocucił ją błysk. Momentalnie podniosła głowę. To był on. Serce z radości aż jej podskoczyło. Zerwała się na równe nogi.
— Michael. – szepnęła z uśmiechem
On jednak nic nie odpowiedział tylko spoglądał na nią dziwnie. Przeszedł w głąb pokoju, minął ją, dotknął palcami kwiatów w wazonie. Po kilku chwilach odwrócił się i powiedział chłodno:
— Miałem nadzieję, że cię tu zastanę.
Liz pochyliła lekko głowę. Odsunęła się od niego i wymamrotała:
— Czekałam od trzech nocy.
Michael odwrócił w jej stronę twarz, spojrzał na nią uważnie i z zaciekawieniem, a potem jakby z nutką radości i niedowierzania szybko zapytał:
— Czekałaś na mnie?
— Tak. – przytaknęła Liz – Chciałam porozmawiać, a w dzień nigdzie nie mogłam cię znaleźć.
— Potrzebowałem chwili spokoju. Musiałem to przemyśleć.
— Rozumiem.
Stali obydwoje, nie wiedząc co robić dalej. Liz więc dodała pogodnie:
— Myślałam, że się tu zanudzę na śmierć.
— Tak? – uśmiechnął się, a potem spojrzał za okno w stronę bajecznego ogrodu i powiedział – Mogłaś zwiedzić ogród.
— Przeszło mi to przez myśl. – przyznała się – Ale nie mogłam ryzykować. – kiedy zobaczyła pytanie w oczach Michaela, pospiesznie wyjaśniła – Gdybym była w ogrodzie, a ty byś przyszedł w tym czasie tutaj, to nie spotkalibyśmy się.
Chłopak spojrzał na nią dziwnie, zamrugał oczami i podszedł bliżej. Liz drżała i chyba powstrzymywała się, żeby nie zacząć płakać. Sama nie wiedziała czemu, ale po prostu coś ją ściskało za serce, a łzy bezczelnie pchały się do oczu. Michael wyczuł to. Zbliżył się, spokojnie ją objął i czule pocałował w czoło. Posadził ją na łóżku i sam usiadł obok. Jeszcze przez chwilę milczeli, aż chłopak zaczął mówić.
— Wtedy na pustyni... niepotrzebnie się wtedy na ciebie wydarłem. Przepraszam. Wiem, że żadne z nas nie przyznało się do swojego prawdziwego pochodzenia, ale chyba nikt by się nie przyznał.
— Ja tez cię przepraszam. Powinnam się zorientować po tych snach.
Znów oboje milczeli. W końcu Michael powiedział:
— Isabel i Max też są kosmitami.
Liz spojrzała na niego, zamknęła oczy i szepnęła sama do siebie:
— Królewska trójka...
— Co?
— Powinnam była się dawno domyśleć. – powiedziała sama do siebie, a potem do Michaela – To długa historia.
— Podejrzewam. – powiedział – Słuchaj, chciałbym... Chce, żeby Max i Isabel dowiedzieli się o tym, że jesteś jedną z nas.
— Dobrze. – zgodziła się Liz a po chwili dodała – Um... Michael...
— Co?
— Maria...
— Ona też? – Guerin spojrzał w zdumieniu na Liz
— Nie. – dziewczyna zaśmiała się – Ale ona wie o mnie, więc...
— Ok. – westchnął – Jakoś to przeżyjemy. Chyba.
Michael objął ją ramieniem i przytulił do siebie.
c.d.n.