Wszystko się zmienia
To jest moje pierwsze opowiadanie. Piszcie komentarze, proszę. Nawet jeśli się wam nie
podoba to tez piszcie, bo nie wiem czy mam pisać ciąg dalszy.
Wszystkie wydarzenia z 1 i 2 serii miały miejsce z 3 serii tez, jednak bez odcinka
Graduation, no może bez części odcinka...
Liz zaczyna mieć wizje, wie ze oni zginą podczas zakończenia roku, widzi śmierć, Maxa,
Michaela, Isabel i swoja. Cała czwórka postanawia wyjechać, każdy osobno. Spotykają się po
raz ostatni na pustyni, żeby się pożegnać. Jest tam Liz, Max, Isabel Jessy, Maria, Michael,
Kyle i szeryf. Isabel decyduje się pojechać z Jessem do Bostonu, Liz chce wyjechać razem z
Maxem, nie ważne dokąd, chce być po prostu z nim, Michael wyjeżdża sam, chciałby zabrać ze
sobą Marie, ale wie że nie może, nie chce jej narażać na niebezpieczeństwo. Nadszedł czas
pożegnań.
Liz i Maria stoją przytulone do siebie ze łzami w oczach, nic nie musza mówić, po prostu
stoją, Michael zegna się z szeryfem, z Kylem, z Jessem, przytula Isabel i w końcu podchodzi
do Maxa. Chociaż nie zawsze się rozumieli to i tak traktował go jak brata. Obejmują się i
tak jak Liz i Maria stoją. Bez słów.
— Liz, uważaj na siebie, i proszę wróć kiedyś, daj jakiś znak życia. Nie wiem jak będę żyć
bez Ciebie.... – mówiła Maria przez płacz.
Teraz podeszła do Isabel, żegnającej się z Kylem.
— Is...będę tęsknić....
— Maria ja tez, nie masz pojęcia jak bardzo, zaczęłam Cię traktować jak moja najlepszą przyjaciółkę. To dzięki Tobie
doszło do mojego ślubu, gdyby nie ty...
— Ciiii.... powiedziała Maria i mocno ją przytuliła
— Jessy opiekuj się nią i nie pozwól by coś jej się stało. Rozumiesz?
Jessy się nie odezwał, stał tam, nie wiedział czy ma się z kim żegnać, przecież prawie nie znał tych ludzi. Tylko Is.
Dopiero niedawno dowiedział się prawdy o nich, a oni żyją już z tym ciężarem przez 3 lata...
Max żegnał się z Is, Liz z Kylem. Więc przyszłą pora na Marię i Michaela.
— Michael.... ja Cię przepr..
— Nic nie mów – przerwał jej i przytulił
Stali tak wszyscy na pustyni jeszcze przez godzinę, później Ci co mieli wyjechać, wyjechali a pozostali wrócili do swoich
domów.
Był wieczór, Maria, wykąpała się, i położyła do łóżka. Cały czas myślała, o nich, a najwięcej o Liz, najbliższej jej
osobie, i o Michaelu. Przecież tak naprawdę się z nim nie pożegnała, mogła go chociaż pocałować, a ona nic, nawet go nie
poprosiła żeby wrócił. A jeśli on myśli że ona go nie kocha, jeśli myśli że ona nie chciała z nim jechać, a przecież chciała
, bardzo chciała, dlaczego mu o tym nie powiedziała. Cały czas męczyły ja wyrzuty sumienia.... Nagle usłyszała, warkot motoru
, wydawało jej się ze to Michael, ale przecież on już wyjechał.... To nie mógł być on. Ale tak bardzo tego chciała. Po
jakimś czasie odwróciła się w stronę okna. Padał deszcz. Dokładnie tak jak kiedyś , kiedy przyszedł do niej Michael cały
przemoczony i zmarznięty... Nagle ujrzała go, stał tam. Znowu. Po jego twarzy spływały krople deszczu, myślała ze ma
przewidzenia, ale jednak nie, to była prawdę, stał przed jej oknem. Ucieszyła się. Wstała i otworzyła okno. Wszedł do środka
i pocałował ja. Nie przeszkadzało jej że jest cały mokry, nic jej nie obchodziło.
— nie mogłem tylko tak się z Tobą pożegnać. Przecież spędziłem z Tobą najlepsze chwile w moim zyciu, a teraz musze wyjechać,
i nie wiem czy kiedykolwiek wrócę...Maria ja..
— kocham Cię Michael
— ja Ciebie też. Nigdy nikogo tak bardzo nie kochałem...
pocałowała go i zaczęła ściągać z niego mokre ciuchy.. rozwiesiła je żeby wyschły. Gdy wieszała jego koszulkę, podszedł do
niej i objął ją od tyłu w pasie. Był w samych spodniach. Maria nie wytrzymała, odwróciła się i pocałowała. Podniósł ją i
położył na łóżku, tak bardzo za nią tęsknił, za jej zapachem, za jej pocałunkami.. Kochali się...
Leżeli patrząc sobie w oczy..
— Michael ja jadę z Tobą
— Nie ma mowy!
— Dlaczego? Ja musze...
— Maria zostajesz, tu jesteś bezpieczna.
— Ale Michael..
Nie zdążyła dokończyć, bo Michael ją pocałował.
— obiecuje Ci że wrócę, zrobię wszystko żeby znów móc być z Tobą.
— Wstał i zaczął się ubierać, Maria nic już nie mówiła, wiedziała ze on i tak zrobi to co musi. Ubrał się. Jeszcze raz
podszedł do niej i pocałował ją w czoło.
— będę tęsknić. Kocham Cię – powiedziała, a on wyszedł przez okno. Usłyszała jak odjeżdża, wiedziała ze już nic nie może
zrobić. Powiedział że wróci, ale czy na pewno, a jeśli go zabija... Wolała nawet o ty nie myśleć.
Zwinęła się w kłębek, i leżała na łóżku. Nie spała. Nie mogła. Cały czas miała otwarte oczy. Wspominała, chwile spędzone z
Liz, Alexem, poznanie kosmitów, Kyla, nawet Tess. Chociaż często zdarzały się niebezpieczne sytuacje, to i tak lubiła tamto
życie. Była szczęśliwa... Czy jeszcze kiedyś będzie??
Zasnęła dopiero nad ranem około 6:00 jednak już po godzinie obudził ją budzik nie miała ochoty wstawać. Nawet nie
chodziło jej o zmęczenie po nie przespanej nocy, po prostu wiedziała że nie ma po co. Już nie zobaczy Michaela, nie pocałuje
go, już nie będzie mogła poplotkować z Liz, nie zobaczy uśmiechu na twarzy Isabel, nie zobaczy zawsze rozsądnego Maxa. Ale
przecież musi żyć, może oni kiedyś wrócą. Ta nadzieja dodawała jej sił. Wstała i nagle zobaczyła na podłodze granatowa torbę
i kopertę leżącą na niej. Otworzyła ją, w środku był list:
Maria zostawiam Ci część swoich rzeczy, bo nie mogłem ich zabrać ze sobą, wziąłem tylko te najpotrzebniejsze. Nie zostawiam
Ci kluczy do mojego mieszkania, bo FBI pewnie jeszcze się tam kreci, więc lepiej będzie jak po prostu nie będziesz tam
chodzić. Kocham Cię i zawsze będę. Ja wrócę, nie wiem kiedy, nie wiem za ile lat, ale obiecuje Ci że wrócę.
Michael
Odłożyła list, i położyła torbę na łóżku. Otworzyła, w środku było kilka płyt metalici (sorry jeśli źle napisałam), i jedna
koszulka, którą najbardziej lubiła Maria, i jeszcze kilka drobiazgów, na samym dole była też maskotka scooby – doo z karteczką
"a to dla Ciebie, pamiętaj o mnie. Space boy". Położyła maskotkę na łóżku, wyjęła koszulkę i założyła na siebie. Torbę wsunęła
pod łóżko. Ubrała się i poszła na zakończenie roku. Przed salą czekał na nią Kyle. Widział że nie jest w najlepszym stanie,
był prawie pewien ze nie spała, jednak o nic nie pytał po prostu objął ją na powitanie. Pół godziny później siedzieli już na
swoich miejscach. Po nudnej przemowie dyrektora, i gościa specjalnego, zaczęto wyczytywać uczniów. Gdy Maria usłyszała swoje
nazwisko wyszła po świadectwo. Uścisnęła rękę dyrektorowi. Ona jako jedyna nie miała uśmiechu na twarzy. Usiadła na swoje
miejsce. I czekała na koniec. Widziała puste miejsce gdzie powinna siedzieć Liz. Zrobiło jej się przykro i znów popłynęły jej
łzy. Słyszała jak dyrektor mówi nazwisko Parker a nikt nie wychodzi po świadectwo. A przecież tak na nie zasłużyła. To jest
niesprawiedliwie, przecież ona nic nie zrobiła. Cały czas myślała o niej, w zasadzie o nich wszystkich, nawet nie zwróciła
uwagi że wszyscy na sali na nią patrzą. Dopiero po chwili się zorintowała. Nie dziwiła się przecież wszyscy wiedzieli że
były najlepszymi przyjaciółkami... Usłyszała jeszcze nazwisko Valenti i ucieszyła się że już niedługo koniec...
— idę do domu Kyle – powiedziała
Kyle nie próbował jej zatrzymać.
Dwa tygodnie później
— Kyle przyjedź szybko, proszę. – mówiła przestraszona Maria do telefonu.
— Maria co się dzieje??? O co chodzi??? Powie...
— Kyle po prostu przyjedź. – Odłożyła słuchawkę
Po 10 minutach Kyle stał już przy drzwiach Marii
— właź szybko... – ciągnęła go za rękę do swojego pokoju
— co się stało? Mów
— Kyle.... ja...ja chyba.... ja chyba jestem ....w ciąży...
CDN (jeśli chcecie oczywiście)