Liz przebudziła Sie z ogromnym bólem głowy. Znajdowała Sie w szpitalu.
,”Co jest grane? Gdzie, Millan?"-Myslała gorączkowo rozglądając się sie po wnętrzu?
Zauważyła kwiaty, czerwone róże, bukiet tulipanów i stokrotek a z oddali dochodziły do niej odgłosy muzyki.
Do sali weszła Maria z Maxem i Michaelem.
—Max?-Spytała niedowierzając-Przecież ty..To znaczy..Nie pownienes..Nie..-Zająknęła się.
—Jestem tu z tobą- powiedział siadając koło niej. Jego ręka znalazła się na jej dłoni.
Poczuła ciepło.
—Co mi Sie stało? Gdzie jest Millan?- Liz odzyskała zimną krew.
—Jaki Millan?- Michael i reszta byli zdziwieni.
—Co mi Sie stało?- Powtórzyła pytanie z naciskiem.
Miałaś wypadek samochodowy..Jakiś kretyn Cię potrącił..Zapadłaś w śpiączke..2 Tygodnie..Ale na szczęście sie obudziłaś i to jest najważniejsze!- Maria była uradowana stanem przyjaciółki.
—Tak? Ok rozumiem..Ahm czy mogłabym zostać sama?- Jej pytanie przyjęli ze spokojem. Cicho wyszli.
Liz opadła na łóżko. Przypomniała sobie Millana..Czy to było złudzenie?..Ale takie realne..
Uroniła łzę. Błyszcząca kropla rozbiła sie na jej ręce. Zamknięte oczy Liz całe mokre nagle otworzyły sie na całą szerokość.
Stał przed nią Millan. We własnej osobie.Wyciagnął do niej dłoń. Ucieszona wstała i podążyła w jego stronę.
W połowie drogi zatrzymała sie i napisała list do przyjaciół.
"nie szukajcie mnie..Jestem w swoim świecie..Liz". Potem podała rękę Millanowi i na zawsze zniknęła w innym świecie. Świecie gdzie była królową.