Rozdział czwarty- Arrangements and decision.
I
Crystal.
W domu wynajętym przez Maxa, Liz, Marię, Michaela, Isabel, Alexa i Kaly'a. Kal właśnie wszedł.
— Jestem.- powiedział siadając Kal.
— Miałeś być.
— Gorzej by było jakbyś nie przyszedł.
— Przestańcie.- przerwała im Liz, Kal spojrzała na nią z zaciekawieniem.- Masz nam wszystko opowiedzieć.
— Nie będę ciebie słuchał.
— Lepiej zacznij.- powiedział Max patrząc na niego groźnie.
— Nic nie wiem.
— Nie kłam.- powiedziała Liz.
— Nie kłamie, nic nie wiem.
— Wiesz, wiesz wszystko.
— Wiem bardzo mało i nawet nie za bardzo wiem co wy chcecie wiedzieć?
— Dlaczego Kivar nas nienawidzi?- spytała Isabel.
— Co do tego czy ciebie nienawidzi miał bym pewne zastrzeżenia.- Isabel spojrzała na niego groźnie.
— Nie obchodzą nas twoje "zastrzeżenia". Czemu?
— Nie wiem, pamiętam bardzo mało... Właśnie gdzie Ava?
— Wyjechała.
— ?
— Miała nas dosyć i opuściła Roswell.
— Ava?- Kal wyglądał na co najmniej zszokowanego.- Z tego będą kłopoty.- dodał w myślach.
— Tak, a więc?
— Naprawdę pamiętam nie wiele. Na Antarze Lonni, Rath, Zan i Ava byli królewską czwórką.
— Czy zdradziłam ich?- spytała Isabel.
— To nieważne.- powiedział Max.
— Dla mnie tak.
— Nie. Nie zdradziłaś.
— To dlaczego...
— Nie wiem. Więcej naprawdę nie pamiętam. Kochałaś Kivara, ale nigdy nie zdradziłaś rodziny.
— Musisz wiedzieć coś więcej.- powiedział Max.
— Nie, nic nie wiem.
— Kłamca.- szepnęła Liz. Wszyscy wyszli, na "naradę". Liz jednak została trochę dłużej.- Kłamca.- Tym razem powiedziała głośniej.
— Nie rozumiem.
— Za kilka lat za te kłamstwa zginiesz. I wiesz z czyich rąk? Tego którego teraz tak skrzętnie chronisz. Jeszcze nie jest za późno...
— Nic nie wiem.- powiedział trochę mniej pewnie Kal.- Skąd możesz wiedzieć, ze mnie zabije?
— Teraz przynajmniej mam pewność, że coś ukrywasz.- dołączyła do reszty. Po chwili wszyscy wrócili.
— I jesteś pewien, ze nic więcej nam nie możesz powiedzieć?
— Gdybym coś wiedział to już dawno byście wiedzieli. Jednak jeżeli tak bardzo wam zależy na wspomnieniach...
— To?
— Musicie tam wrócić.
— Niby jak? Nie potrafimy uruchomić Granilithu.
— Jedyne co mogę wam dać to te kryształy. One uruchamiają Granilith.
II
Rainbow.
Liz weszła do groty z Granilithem, była sama. Wszyscy spali w swoich domach(wrócili do Roswell). Tylko ona, tylko Liz nie uwierzyła Kalowi.
— On coś wie.- myślała- Max z przyszłości miał racje trudno go będzie złamać... – Spojrzała na Granilith. Stał spokojnie. Zbliżyła się do niego ostrożnie. Poczuła jak wypełnia ją spokój. Odważnie położyła na nim kilka palców. Granilith zaczął się mienić wszystkimi barwami tęczy, przeróżne światełka zaczęły w nim wirować jak oszalałe... Jednak Liz nie zabrała ręki, jakaś wewnętrzna intuicja jej na to nie pozwala. Świat zaczął się dla niej kręcić. W głowie wszystko jej szumiało. – Nie mogę zemdleć, nie mogę...
Tysiące obrazów zaczęło się jej przesuwać przed oczami.
~Strzelanina~ Pierwszy pocałunek~ Serce nad balkonem Liz~ Pierwszy raz~ Ślub~ Szatynka z którą się śmiała~ Michael leżący martwy na trawniku przed Crashdown~ Krzyki~ Isabel leżąca bezwładnie w Crashdown~ Wysoki mężczyzna mówiący coś pod nosem~ Max żegnający się z Liz przed Granilithem~ Pustka~ "Teraz już wiem, teraz wszystko zrozumiałam... Niestety jest już za późno..."~
Liz odsunęła rękę, Granilith przestał się mienić różnymi kolorami. Wszystko wróciło do normy, nawet Liz czuła się w miarę normalnie.
— Ta szatynka... To musi być Serena... A ten mężczyzna... To pewnie Kivar...- Liz usiadła na ziemi.- Nie kłamał, to był prawdziwy Max...- Liz zamknęła oczy. Próbowała przywołać obraz ich ślubu. Po chwili się uśmiechnęła.- Muszę porozmawiać z Kalem. Muszę go przekonać, że nie może nic ukrywać.
***
Liz obudziła się. Nie była wyspana, nie mogła być po wczorajszej nocy. Umyła się i zeszła na dół. Rodziców już nie było. Wyjęła jogurt z lodówki i zaczęła go jeść. Usiadła do stolika. Wzięła gazetę. Jogurt wypadł jej z ręki. Ponownie ogromny ból.
Biała kuchnia, na wypolerowanych kafelkach mnóstwo krwi. Mężczyzna... Kal leżący na podłodze, obok niej leżało krzesło. Był martwy.
Liz otworzyła szerzej oczy.
— Nie to niemożliwe.- powtarzała sobie w myślach. Zaczęła nerwowo przekładać kartki. Stanęła na jednej z nich.
"Kal Langley, światowej sławy reżyser zginął w niewyjaśnionych okolicznościach..."
III
Judgement.
Cała siódemka siedziała w Crashdown, było już zamknięte. Na środku stołu leżała gazeta z wiadomością o śmierci Kala.
— I co teraz?- spytał Michael.
— Nie możemy tu zostać.- stwierdził Max.
— Czyli...
— Musimy tam wrócić...- dokończył Michael.
— Ale po co?- spytała Maria.
— To już nie chodzi tylko o nasze życie, ale też o wasze. Nie możemy go narażać. Musimy tam wrócić i dowiedzieć się czemu mamy zginąć, albo odnaleźć Kivara i z nim wygrać.
— Ale...
— Wrócimy.- Stwierdziła Isabel patrząc niepewnie na Maxa, Michaela i Liz.
— Tak.
— Ale...- Maria poczuła jak łzy napływają jej do oczu. Michael przytulił ją.
— Ja, Liz, Michael i Isabel za tydzień tam wracamy.- Powiedział Max.
— A ja..?- spytał Kaly.
— Nie masz jeszcze rozwiniętych mocy. Będziesz nam jedynie zawadzać.
— Max...- powiedziała cicho Liz, jakby prosiła go o trzymanie języka za zębami.
— Jasne, zawadzać.
— Czyli wszystko jasne. Macie dokładnie tydzień na załatwienie swoich spraw.
IV
Vision.
Liz następnego dnia udała się na zakupy do Santa Fe. Lista zakupów od jej rodziców była długa, więc po wielogodzinnym kupowaniu, wracała cała obładowana do domu. Taxówka już na nią czekała. Szła pomału i starała się być ostrożna, jednak przez przypadek wpadła na jakąś kobietę. Z toreb wypadły jej zakupy. Nieznajoma schyliła się, żeby pomóc Liz.
— Najmocniej przepraszam. Ostatnio ciągle bujam w obłokach.- Zaczęła nieznajoma.
— Skąd ja to znam.- Liz podniosła głowę, jej oczom ukazała się dziewczyna z wizji...
— Czemu mi się tak przyglądasz? Mam coś na twarzy?
— Nie. Wybacz.- Dziewczyny pozbierały i wstały.
— Może ci pomóc?
— Jeżeli byś mogła. Tam czeka Taxówka. Tak nawiasem mówiąc to jestem Liz Parker.
— Serena Vision.
— Wiedziałam.- przeszło prze myśl Liz.- Może jeszcze kiedyś się spotkamy. Dziękuję ci za pomoc.
— Nie ma za co.
— Muszę ją poznać...