Monika

Zacząć, przeżyć i zapomnieć (7)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Rozdział siódmy- Real love.

I
Word for word.
Maria złożyła fartuch i włożyła do szafki. Jej zmiana się kończyła, padała z nóg. A mimo to jej największym marzeniem było pracować dalej. Pracować i nie myśleć o tym kosmicznym bałaganie. Teraz jednak musiała iść do niego. Obiecała Michaelowi, że przyjdzie. Znowu kilka słów... Powie jej to, że musi tam lecieć, niewiadomo nawet czy powie jej że ją kocha. Czy wróci? To pytanie dręczyło Marie od początku, od kiedy postanowili, o swojej "wycieczce". Mimo ich ciągłych zapewnień... Skąd mają wiedzieć jak tam będą się zachowywać? A ja wspomnienia wrócą?

— Kretynko nie myśl teraz o tym.- powiedziała do siebie Maria.
Wyszła z Crashdown i udała się do Michaela doszła tam dużo szybciej niż się spodziewała. Delikatnie zadzwoniła. Michael od razu jej otworzył. Chwilę stali w drzwiach. Bez słów. Jedynym ich środkiem komunikacji były oczy. Marii wyrażały ból i o dziwo jakby tęsknotę. Michael... No właśnie oczy Michaela też były inne niż zwykle. Tak czule na nią paczył. Poczuła jak topnieje pod tym spojrzeniem.

— Wejdź.

— Dzięki.- oboje weszli do środka. Nic nie mówili. Stali i rozglądali się po pokoju Michaela.

— Może chcesz coś do picia?

— Cola.

— Zaraz przyniosę.- Michael poszedł do kuchni przynieś jej szklankę coli, tymczasem Maria usiadł wygodnie w jego fotelu. W jego domu było dzisiaj wyjątkowo czysto.

— Proszę.- powiedział Michael kładąc szklankę coli na stoliku.

— Dzięki.- Maria sięgnęła po zimny napój i jednym łykiem wypiła wszystko.- Będziemy tak siedzieć?

— Nie wiem.

— Może porozmawiamy o czymś?

— Możemy. Masz na myśli jakiś konkretny temat.

— Głupie pytanie. Wiadomo, ze chcę porozmawiać o pogodzie, a nie o jakimś kretyńskim powrocie na Antar.- Maria wybuchła. Michael patrzył na nią chwilę bez słowa. Po chwili podszedł i ją przytulił. Zaczęła płakać.

— Nie płacz.

— Michael nie będziemy się widzieć nie wiadomo jak długo, co więcej nie wiem czy ten tydzień nie jest przez przypadek naszym ostatnim. Więc jak mam nie płakać?

— O nie. Po pierwsze na pewno wrócę. Rozumiesz? Nie masz prawa w to wątpić. Po drugie. Ten tydzień należy tylko do nas. Pieprzyć te wszystkie mecze, pracę w Crashdown. W tym tygodniu jesteśmy tylko ty i ja, tylko my dwoje.- Maria uśmiechnęła się do niego delikatnie.- Kocham cię.

— ?

— Kocham cię i nigdy nie przestanę. Gdziekolwiek będę.

— Ja ciebie też kocham.- powiedziała wtulając się w niego jeszcze bardziej. Tak właśnie zasnęli.

II
Tuesday.
Następnego ranka.

— Gdzie jedziemy?- spytała Maria wsiadając na motor Michaela.

— Zobaczysz.
Jechali długo. W kierunku pustyni. Z czasem nie przyjemny piasek zaczął drapać ich potwarzy, a kojący wiaterek delikatnie rozwiewał włosy Marii. Zatrzymali się dopiero przed znanymi im skałami. Weszli na górę. Po chwili byli już w grocie z Granilithem.

— Czemu mnie tu zabrałeś?

— Chcę byś mnie poznała.

— Znam cię.- powiedziała niepewnie Maria.

— Poznasz mnie.- cisza.- Pamiętasz jak ci było przykro że nie miałaś wizji, a Liz tak?- Maria skinęła głową.- Nie mogłaś ich widzieć.

— ?

— Nie mogłaś ich widzieć, bo nie chciałem żebyś je widziała. Bałem się. Śmiertelnie się bałem przed kimś otworzyć. Teraz jednak chcę byś mnie poznała. Być zobaczyła mnie od środka.

— Ale...

— Podaj mi swoje dłonie.- delikatnie je złapał swoimi. Zamknął oczy. Maria zrobiła to samo.
~Galaktyka~ Tysiące gwiazd~ Miliardy dróg mlecznych~
Maria poczuła się jak w bajce, jednak bajka szybko się skończyła. Rozbicie. Mały chłopiec stojący sam na pustyni. Bał się. Czuła jego strach. Okropne dzieciństwo. Tysiące wylanych łez. Ich pierwsze spotkanie. Maria na niego wrzeszczy. Potem ich pierwszy pocałunek. Czuje uczucia Michaela, czuje jak to co do niej czuł przerodziło się w miłość. Na końcu tego wszystkiego byłą ona.
Maria otworzyła oczy. Oboje mieli w oczach łzy. Dziewczyna przytuliła go mocno do siebie.

— Dziękuje ci Michael. Dziękuje za to ze jesteś.

III
Friday.
Maria otworzyła oczy. Obok niej leżał Michael(leżał- spał, nie wyobrażajcie sobie za wiele). Uwolniła się niechętnie z jego ramion i poszła do kuchni.
Był bałagan, zresztą co się dziwić po tym co wczoraj robili. Impreza z nielegalnym browarem(czyt. pochodzącym ze źródeł kosmicznych) może i nie była najlepszym pomysłem, ale pozwoliła się owej dwójce nieźle zabawić. Maria ogarnęła z lekka bałagan i przygotowała coś na śniadanie. Z sypialni Michaela dobiegł ją trzask. Weszła do środka. Michael spadł z łóżka i teraz spał na podłodze. Maria się uśmiechnęła.

— Chyba wreszcie rozumiem co oznacza twardy sen.- podeszła do niego i obudziła pocałunkiem(może to i ckliwe, ale co wy byście zrobili na jej miejscu?).

— Cześć.- powiedział niewyraźnie.

— Cześć. Wiedziałam, ze jak śpiąca królewna obudziła się za sprawą pocałunku to z tobą będzie podobnie.

— Co ja robię na podłodze?

— Spadłeś z łóżka. Dobra ogarnij się. Śniadanie gotowe.
Michael wstał z podłogi i udał się do łazienki. Tymczasem Maria wróciła d kuchni. Po chwili oboje już siedzieli przy stole.

— Maria, ty umiesz gotować.- zażartował Michaela.

— Żebym cię kiedyś za coś takiego nie zabiła.

— W najbliższym czasie nie będziesz miała okazji.- Żart. Niewypał. Michael szybko połapał się, że powiedział coś bardzo niepożądanego. Za dwa dni odlatują i wszystkie znaki na Niebie i Ziemi wskazują, że ten stan rzeczy się nie zmieni. W jednej chwili pożałował swojego czynu. Nieprzyjemna cisza. Wzrok wtopiony w blat stołu. Tak właśnie przedstawiały się najbliższe godziny... Jak nie najbliższe dni...


Poprzednia część Wersja do czytania Następna część