Hmm... żeby nie być tendencyjnym... ale nie, jednak musze powiedzieć to, co już doskonale wiadomo. Ekhm... Miałem rację! Meteoryt, który rozpieprzył samolot, o przepraszam... przypadkowe zderzenie samolotu z drugim, które nie miało nic wspólnego z żadnym słowem na K (czyt. kosmici)... Wiedziałem, że to statek kosmiczny. Ha! Lepiej! Statek z Antaru. Ha! Lepiej! Z małym dzieckiem na pokładzie. Ha! Lepiej! Z dzieckiem Maxa. Ha! Jeszcze lepiej! Opiekun dziecka zaszlachtował wszystkich obecnych tam ludzi. Ha! Lepiej! Opiekunem była kochana mamusia małego Zana, czyli Tess. Ha ! Lep... a nie, to chyba już wszystko. Powrót dziecka Rosemary... A jaką minę mieli Evansowie, kiedy się dowiedzieli, że zostali dziadkami. Heh. Najpierw dzieci im oznajmiły, że są kosmitami, a potem że zdradziecka blondyna w postaci lali voo doo zaszła w ciąże z Maxem i odfrunęła z dzidziusiem, a teraz wróciła po alimenty. I nadszedł piękny moment... Żałuję, że nie nagrałem tego, albo nie robiłem zdjęć. Max i Tess wpadli do mnie w odwiedziny, mieliśmy już urządzać małą imprezkę, kiedy wpadł niespodziewany gość. Blond Szczotka przeleciała przez cały pokój, zatrzymała się na ścianie, potem kilka fikołków po podłodze, następnie własnym ciałem przesunęła mi kanapę i znów przykleiła się od ściany. W życiu nie byłem bardziej dumny z kogokolwiek niż w tym momencie z Małej Parker. Wyrabia się dziewczyna. Mniemam, że to dzięki wspaniałemu wpływowi mojej skromnej osoby. W trakcie głosowania straciłem jednak tę iskierkę dumy. Liz jednak zbyt wpatrzona w Maxa, jak w guru. On na nie to i ona na nie. No i nie zabiliśmy Tess (póki co). Miała jednak na tyle taktu, aby samej to zrobić. A dziecko... dziecko opętało Maxa. Zaczynam podejrzewać, że to jak w tym filmie "Omen" albo coś. Cały czas stał nad tym małym dziwacznym... no wiadomo i uśmiechał się tępo. Nawet coś gadał. Ja wiem, że kosmici to wyższa forma inteligencji, ale żeby uważać, iż kilkumiesięczne dziecko zrozumie, co się do niego sepleni, to szczyt głupoty. A Max wygląda w tej chwili jak te niektóre panienki wpatrzone w ekran telewizora, kiedy leci tysięczny odcinek ich ukochanej telenoweli brazylijskiej. Tak wygląda sytuacja tutaj – już przy drugim podejściu pogubiłem się, kto z kim i dlaczego. Patrzę na jakiegoś chłopaka i widzę po nim, że jego mózg został wessany przez zmutowany gen z obcej galaktyki i teraz pozostała tam tylko czarna dziura, a na twarzy ma tępy uśmiech... a nie, to Max. O sorry! A potem słysze takie głupie teksty, że przecież wszystko sie dobrze skończyło. Ta... Kyle to Grimm, a jego ojciec Andersen. Jeszcze wcisnąć Maxa w rajstopy, mnie dać miecz, Isabel zapleść długie warkocze, a Liz nałożyć diadem i będziemy mogli powiedzieć: "żyli długo i szczęśliwie".
c.d.n