_liz

Z pamiętnika M.G. (12)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Hmm... jaka przyjemna woda. Cieszę się, że udało mi się namówić Maxa na to nurkowanie, chociaż raz nie zgrywa zajętego i nudnego marudy. Co nie zmienia faktu, ze wygląda w tej masce tlenowej jak genetycznie zmutowana żaba po przejściach... A tak wracając do tego, co zaszło – wiele. Po pierwsze jest jeszcze jeden transmutant. Co gorsza jest producentem filmowym. I w sumie nie wiem, co jest gorsze: czy to, iż jest on kosmitą czy to, że pracuje w branży filmowej? Nie! Gorsze jest to, że jest transutantem. Czemu? Bo kiepskiego filmu nie musze oglądać, ale jego pochodzenie niestety zawsze musi nas wszystkich dotyczyć. Prosta wyliczanka. Transutant --> wie o nas --> zna naszą przeszłość --> zna technikę --> wie gdzie jest kosmiczny statek --> umie go poprowadzić (umie to każdy głupek, który choć raz grał w playstation) --> może wrócić na Antar --> może zabrać pasażerów --> Maniak Max może lecieć odzyskać swojego synka --> a wszystkich szlag od tego już trafia. Wiec rachunek prosty – transutant = kłopoty. Maxio wciąż jest opętany synomanią i obawiam się, że nie znajdziemy na to lekarstwa. Niedługo zamieszczę w prasie ogłoszenie "Szukam kogoś, kto znajdzie lekarstwo na wściekłą chorobą umysłową mojego przyjaciela!" Dziwi mnie jeszcze, że Mała Parker się na to zgadza. Ale oni są przecież jak Romeo i Julia, jak Tristan i Izolda, jak Helena i Parys, jak Otello i Desdemona, jak Heloiza i Abelard, jak... Sam i Frodo. Gdzie jedno tam drugie, a trzeci dostają mdłości. Więc nasz geniusz Max pojechał do Los Angeles w poszukiwaniu naszego zaginionego krewnego. Heh, szkoda, ze nie zamieścił ogłoszenia "Poszukujemy zaginionego członka rodziny. Bardzo za nim tęsknimy. Wiek: około 80 lat, ale może wyglądać na 20 Wygląd: a cholera go wie Znaki charakterystyczne: może przypominać zielonego ludzika. Kto widział proszony jest o kontakt, gwarantujemy szybka i bezbolesną śmierć, aby informacje nie dostały się do FBI. P.S: To my zabiliśmy Pierca" No, ale jakby na to nie patrzyć, Max odnalazł go, wkurzył niemiłosiernie i wrócił z niczym.
A kiedy on się zabawiał w detektywa, ja miałem na głowie coś o wiele gorszego. Isabel! Nie dość, że histeria jej się pogłębiła to zaczęła chorować na bardzo groźną infekcję – ułudną miłość. Otóż nasza Blond Lodowy Sopel zakochała się w niejakim Jessiem Ramirezie, który jest od niej tylko starszy o jakąś dekadę. Chodzili ze sobą taaak długo, że zaręczyli się szybciej niż poznali. Myślałem początkowo, że ona sobie jaja robi, ale kiedy poprosiła Marie i Liz, aby były jej druhnami, stwierdziłem, że chyba coś jest nie tak. Jak Max się o tym dowiedział to go dopiero trafiło. Zresztą mnie też się ten pomysł nie podobał. No ale co miałem robić? Zamknąć ją w wieży, zamurować wyjście i czekać aż włosy jej urosną, aby mógł się po nich do niej wspinać ten Latynos? W sumie to jej życie i to najwyżej ją złapie FBI... co ja gadam! Ale wsparłem ją psychicznie, co jest dla mnie rzadkością, ale najwyraźniej udziela mi się Max. No i odbył się ślub, oczywiście w zawrotnym tempie. I dopiero zaczęły się schodki... Nie, nie takie prawdziwe – mieszkają na parterze. Chodzi o sytuację. Co byście powiedzieli na to, że wróciła dawna miłość Isabel? Nie Alex! Zmarli mieli zakaz wstępu na przyjęcie. Ktoś trochę bardziej żywy... Kivar. No i dzięki temu początek miodowego miesiąca Isabel spędziła biegając boso po trawniku, aby tylko obściskiwać się z tym najbardziej kosmicznym kosmitą. Co ona w nim widzi? Co one w nim widzą? Jak zobaczyły zdjęcie (mowa o kobietach, która najwyraźniej nie mają za grosz gustu) to westchnęły. No, Maria, żebym ja ci nie westchnął! Wiec co z Maxem robimy? Jedziemy za nimi... no zachlastać się można. Ani chwili spokoju. To już się cieszyłem, że będzie o jedną blondynkę mniej, a musiałem za nią gonić. Potem zrobiło się zabawniej, kiedy Issy została opętana. Przeszła na ciemną stronę mocy... Nawet oczy jej się zrobiły jak u Vadera. Jeszcze jej wcisnąć miecz świetlny i byłaby zabawa. Mroczna część Isabel (czyt. Vilandra) wzięła nad nią kontrolę i nawet usiłowała nas zabić. Wpadła w taką furię, że miałem wrażenie, że chyba ma okres. No, ale w końcu odzyskała rozum, wysłała kochasia w kosmos i mogliśmy wracać. A skoro już tu jestesmy, no to stwierdziłem, że można się zabawić. Wielki błękit...
c.d.n


Poprzednia część Wersja do druku Następna część