Liz obudzila sie z ogromnym bolem glowy. Nie opuszczalo jej przeczucie ze jej zycie potoczy sie nie zgodnie z jej wola. Chciala byc Maxem..ale Michael tez zaczal sie jej podobac. Pocalunki michaela byly mocne i slodkie..a maxa delikatne i wolne.
"Musze poczekac az zdecyduje"-pomyslala i z takim przeswiadczeniem wstala z lozka,ubrala sie i zeszla do crashdown.
Byla godzina 13. Nie wiele ludzi siedzialo teraz w kafejce. Liz katem oka dostrzegla ze isabell razem z Alexem przebywa w ostatnim stoliku.
Podeszla do nich.
—Co podac?-spytala z usmiechem na ktory isabell odpowiedziala ironicznie.
—najlepiej by bylo gdybys stad juz poszla
—jak chcesz kosmiczna lodziarko- poszla a isabell spojrzala na nia nierozumiejac tego zwrotu.
—co ona chciala przez to powiedziec?-spytala alexa
—to ze jestes zimna i wredna kosmiczna przybyszka ktora teraz powinna siedziec na swojej planecie i robic manicure.
—aha
—Maria...mam big big problem- liz zatrzymala kolezanke, ktora niechetnie ale usiadla obok niej.
—wal.
—nie obrazisz sie?
—nie
—ja..calowalam sie z michaelem...
—ze co?!-maria z wrazenia wstala i zaczela chodzic.-jak moglas!?!?!Liz, ty?! Swiat staje na glowie..musze wyjsc czesc!
Maria szybko wybiegla z crashdown. nie rozgladnela sie czy nie jedzie zaden samochod.
Z prawej strony nadjechala toyota..Kierowca nie zdarzyl wyminac. Potracil Marie.