Liz obudzila sie z potwornym bolem glowy. Za bardzo nie pamietala co sie stalo i jak tutaj wyladowala. spojrzala na budzik. Pokazywal 12. Wstala i ubrala sie. Dopiero gdy zobaczyla zdjecie Mari na biurku przypomniala sobie ze juz nigdy jej nie zobaczy. Nigdy wiecej juz z nia nie porozmawia.
Nie powie jej jak bez niej trudno jest zyc. Nie powie ze kochala ja jak siostre...Wielu rzeczy nie powie i nie zrobi. Liz wiedziala ze to wszystko przez jej kaprysny jezyk. Obwiniala siebie od samego poczatku. Teraz juz nie ma po co zyc. Max jest z Tess,mari juz nie ma,...
Stala chwile przed drzwiami. Zapukala. Otworzyla jej pani Evans i wpuscila do pokoju Maxa. Uczyl sie.
—czeees....czesc..-powiedziala cicho i ledwo slyszalnie.
—Liz?ty tutaj...usiadz..prosze-wskazal jej fotel a ona zgodnie z jego slowem usiadla tam i zaczela plakac.
—max...maria nie zyje...a to wszystko przeze mnie!-zaszlochala zalosnie a max podszedl do niej i wzial za reke.
—nie obwiniaj siebie...tak sie musialo stac..-mowil spokojnie jednak jego oczy wyrazaly bol.
Spojrzala na niego. Znowu poczula ze jest jej przeznaczony nie tess."Wlasnie TESS!!"-pomyslala i momentalnie podniosla sie.
—max...musze isc..wpadne pozniej..przepraszam-przelotnie musnela go w policzek i juz jej nie bylo.
W pokoju tess nikogo nie bylo.
Liz cicho zakradla sie i rozejrzala sie. Na lozku lezal pamietnik. Podeszla i zaczela go czytac.
"Teraz gdy zabilam Marie Liz bedzie cierpiec w samotnosci!Bez michaela i bez Maxa! haha zemsta jest slodka". Wszystkie konczyny Liz skurczyly sie w bolu. to ona!!
Nagel tess weszla do pokoju.
—ty?tutaj?-zdziwila sie
—ja! a teraz zginiesz smierdzaca zawszona kundlico!
Zabilas mi przyjaciolke!Tego nie podaruje!