N adrugi dzien Liz wstala w bardzo zlym humorze. Z oczu tryskaly jej blyskawice. Przy sniadaniu wygladala hmm mozna powiedziec strasznie "okrponie".
—Liz podasz mi sol?-spytal ojciec
—taaa lap- i rzucila mu solniczke po czym wyszla zostawiajac tate osolonego w kuchni.
Na szkolnym korytarzu spotakala Marie.
—Liz?! co ci jest? wygladasz jakby smierc zagladnela w twoje lozko..?
—No co ty nie powiesz?-odszczekala.
Nagle obydwie zauwazyly w drzwiach wchodzaca Isabell.
—No prosze prosze Krolowa lodu przyszla do swego krolestwa. A juz myslalam ze gdzies sie topi..coz marzenia sie nie spelniaja.- powiedziala Liz i ruszyla w strone klasy.
Po szkole jak zwykle pracowala w crashdown. Okolo godziny 17 w kafeteri zostali tylko Kyle i Alex.
Liz podeszla do nich zapytac sie co podac
—No dobra mowic szybko co chceta bo chce sie stad zmyc.
—Hmm ja poprosze moze ciebie? jestes na sprzedaz?-zapytal zartem Kyle.
—Dla takiego tlumoka napewno nie.
—no szkoda..chetnie bym cie kupil
—tak? to idz se kup lalke barbie i z nia sie zabawiaj. Alex chcesz cos?
—hmm moze cole-opowiedzial chlopak
—oki, kyle najwidoczniej nic nie zamawia to smigam.
Po chwili nie widac jej bylo na horyzoncie.
—Kyle...czy ty bys ja naprawde...kupil?-zapytal alex
—hmm wiesz ma niezle cialko..i taka opryskliwa jest..to jest to stary
—ja wszystko slyszalama ty niewyzyt seksualnie samcu!- krzyknela liz zza lady wysuwajac sie cola.- a teraz gdy macie cole zjezdzac mi stad. A ty Kyle jeszcze raz takie slowka a przysiegam ze bede cie gonic z walkiem po miescie!
—nie prowokuj zlotko nie prowokuj...- puscil jej oko i wraz z Alexem wyszli z crashdown.