Lizzy_Evans

Prawdziwa Liz (8)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Faktycznie pomysl liz byl interesujacy. Postanowila odzyskac Maxa dlatego przebrala sie za Hiszpanek i podazyla w kierunku jego domu.
Stanela przed oknem i zauwazyla ze w srodku siedzi nie tylko max ale i.. szczekata blondyna Tess!!!
"Ta wredna malpa smie tu przychodzic!!"
Zapukala do srodka, pelna wscieklosci

—Czesc nie przeszkadzam?- zobaczyla zdezorientowane miny. Max chcial cos powiedziec ale nie dobyl sie do glosu- A przeszkadzam..to sory juz ide. TYlko mam dwie rady. Tess zmien fryzure albo wogole caly wyglada bo jak jakis pies cie zobaczy to sie o wlasna bude zabije. A co do ciebie Max. Ach z toba jest problem. Najlepiej przestan robic maslane oczy i stan sie wkoncu mezczyzna! Zegnam
Furia w niej wzbierala pelna tama.

Nim trafila do domu po drodze spotkala Michaela.

—co ty tutaj robisz? w dopdatku w tym stroju- popatrzyl na nia i chicho zachichotal.

—strasznie smieszne- ironiczny ton glosu liz nakazal michaelowi sie przymknac.-wracam od maxa u ktorego byla ta wierwiora! wrrr jak ja jej nie naiwdze!-wsciekla usiadla na lawce i zlapala glowe w rece.

—tak tess to wredna wsza! ale nie martw sie bedzie lepiej- przysiadl obok niej i delikatne klepnal po nagich plechach. Przeszyl
go dreszcz. Gladka skora dziewczyny wywolala w nim burze emocji.
"Jak max mogl zamienic Liz na taka pierdolona tess?"-pomyslal

—Nie bedzie..to juz skonczone..Nasz czas minal...

—Dziewczynoi jestli sie kochacie to nie ma wogole rozmowy!

—Przestan! wiem co mowie...A na tess to mam haczyk!- powiedziala z triumfem w oczach.

—Tak?a jaki?

—Voo doo! Laleczke voo doo!
Michael wybuchnal smiechem a po chwili tarzal sie po ziemi trzymajac rece na brzuchu. Liz przez chwile patrzyla na niego jak na wariata ale po chwili zawtorowala mu i polozyla kolo niego na trawie.

—Jak sadzisz ktora gwiazda to wasz dom?

—nie widze go ale czuje...jest gdzies w gwiazdach i kiedys go odnajde

—Moglbys mnie odprowadzic do domu?

—jasne

Liz lezala juz w lozku. Michael siedzial na brzegu fotela.

—Moge cie o cos poprosic?

—oczywiscie

—zostan ze mna dopoki nie zasne...i powiedz mi jak wedlug ciebie wyglada wasza planeta..

—No ...dobra. Wiec zapewne jest to duza planeta w ksztalcie kola. Przyzwyczailem sie do tego ksztaltu. Niebo jest jasniutkie poleczenie bletkitu i bieli. Mozna sie w nim przejrzec. Jest wiele jezior i rzek.-katem oka zobaczyl ze dziewczyna juz spi. Zaczal sie powoli wycofywac w strone okna. Na chwile jednak przystanal i spojrzal na spiaca dziewczyne.
Moze nie byla idealem piekne ale nie mozna bylo powiedziec ze jest brzydka. Miala swoja urode ktora przyciagala wzrok.
Teraz wygladala tak spokojnie jak spiacy aniol. Michael dopiero teraz pojal ze to ja kochal a nie marie...ja, swojego smutnego aniola.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część