Monika

I zostało nas czworo (4)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

I została nas czworo.
Cz.4
Spotkanie(1); Komu możemy zaufać?

W San Francisco.

— Liz, jesteś pewna, że wiesz gdzie to ma być?- spytała z powątpieniem Isabel.

— Centrum Między Narodowego Festiwalu Filmowego.

— Nie sądzisz, że to trochę zbyt krzykliwe dla tych, którzy chcą zachować anonimowość?- spytał Michael.

— Lay nie raz mi o nim opowiadał, mówił, że tu jest klucz...

— Ale skąd pewność, że to nie głupi przypadek? Może ten facet rzeczywiście jest szurnięty.

— Nie. To nie możliwe.

— Kiedy to ma być?

— Co?

— No ten szczyt?

— Jutro, we wtorek.

— Skąd pewność, że chodzi o ten wtorek?

— Przeczucie.

— Fajnie. Mamy przeczucie mojej siostry i e-mail od jakiegoś ufomaniaka. Na to liczyłem.- powiedział sarkastycznie Michael.

— Nie marudź.

— A co będziemy robić do jutra?

— Może pojedziemy do Alcatraz?- spytała Isabel z nadzieją w głosie.

— Nie mamy tyle czasu.- odparł Max.

— Dobra chodźmy do jakiegoś hotelu. Nie będziemy się gapić w te Centrum do jutra.

Kilkanaście metrów dalej.

— Przyjechali.- powiedziała Irmin.

— Czyli wszystko idzie zgodnie z planem.- odparł najwidoczniej zadowolony Jeremy.

— A jak się pozbędziemy reszty?- spytał Jamal.

— Zwyczajnie. My przedstawimy naszą wersję, oni swoją i zobaczymy komu ta czwórka uwierzy.

— Chyba nie nam?

— Dlaczego nie? Przecież byłem jej mężem...

W jakimś gabinecie.

— A jak nie zrozumieją wiadomości?- pytanie zadał kobieta, może po trzydziestce.

— Wychowankowie Lay'a są na tyle mądrzy.- odpowiedział jej mężczyzna chyba w tym samym wieku.

— Jest możliwość, że nawet ta wiadomość do nich nie dotrze...

— Tu musimy liczyć na szczęście.- powiedział uśmiechając się tajemniczo pod nosem.

— O czym nie wiem?

— Mają pierścień.

— Ten...- mężczyzna pokiwał głowę, teraz również na twarzy jego towarzyszki pojawił się uśmiech.

Liz weszła do jakiegoś salonu.

— Idealny apartament.- powiedziała z uśmiechem, rzucając się na kanapę.

— Jeden pokój.- dorzucił Max wchodząc za nią do pokoju.

— Max, czy ty coś insynuujesz?- powiedziała kiedy on kładł na podłodze kilka toreb.

— W życiu...- usiadł koło niej. – Wiesz, ostatnio mam dziwne przeczucie.

— To mężczyźni miewają przeczucia?

— Najwyraźniej. Boję się, że was stracę.

— ?

— Ciebie, Michaela i Isabel.

— To bardzo głupie przeczucie.- powiedziała delikatnie chwytając jego dłoń.

— Na pewno?

— Mnie nigdy nie stracisz.- przytuliła się do niego.- Chyba, że z jakiś nie znanych mi powodów porwą mnie kosmici.

— Jeden może zrobić to za chwilę.

— Znasz jakiegoś?
Ciche śmiechy, pocałunki(zresztą chyba nie muszę wam tego wszystkiego opisywać?).

Następnego dnia. Centrum Między Narodowego Festiwalu Filmowego. Max, Liz, Isabel i Michael weszli do niego przy użyciu kosmicznych mocy. To co zobaczyli z lekka ich zaskoczyła. Stół w kształcie elipsy i kilka krzeseł dostawionych do niego stały prawie w wejściu. Usłyszeli czyjeś kroki, chcieli się schować.

— Nie musicie się ukrywać. Cieszymy się, że przybyliście na szczyt.

— Kim jesteście?- spytał Michael dwójki osób(kobiety i mężczyzny) stojących przed nimi.

— Jesteśmy odpowiedzialni za...- zaczęła kobieta.

— Musicie uratować świat.- przerwał jej towarzysz.

— Kim jesteście?- spytała tym razem Liz.

— Pochodzimy z planety Zer.

— Co was obchodzi koniec świata na Ziemi?

— Po za tym nie musimy wam wierzyć.

— To prawda. Mamy rozkaz ochraniać Królewską Czwórkę, a że jesteście na Ziemi...

— Ochraniać? Gdzie wy byliście do tej pory?

— Właśnie.- podszedł do nich Jamal.- Gdzie się podziewali domniemani opiekunowie?- Isabel, aż otworzyła usta widząc go.

— Ty istniejesz?

— A co myślałaś, że masz zbereźne fantazje?- Michael spojrzał na nich zdezorientowany.

— Isabel, kto to jest?

— Jamal.

— Zgadza się, jej mąż.

— Nie mogłeś być jej mężem!- stwierdziła Liz.

— Tak jak ja nie mogłem być twoim?- powiedział dołączając do nich Jeremy z Irmin.

— A ty z jakiej bajki się urwałeś?- spytała Liz. Jeremy poczuł się najwidoczniej urażony.

— Nie pamiętasz mnie. Śniłem ci się.

— A to ty. Ciekawe skąd o mnie tyle wiesz, a więc mi się śniłeś. Interesujące. Skąd ta pewność?

— Ja...

— To chyba naturalne.- dodał Jamal.

— Jasne.- odparła jak najbardziej sarkastycznie Liz.- Możemy już iść?- spytała Maxa.

— Co?- spytał trochę zdziwiony mężczyzna( no wiecie ten z Zer).

— Myślałam, że coś znaleźliśmy, a tu mamy tylko cyrk.- chwyciła rękę Maxa i udała się do wyjścia. Michael i Isabel zrobili to samo.
Irmin, Jamal, Jeremy i pozostała dwójka naprawdę nie wiedziała co się dzieję...

W pokoju wynajętym przez Maxa i Liz.

— Możemy jechać do Alcatraz. – powiedziała Liz siadając na krześle.

— Czemu wyszliśmy?- spytał Michael.

— To byli klauni. Po za tym silniejsi będziemy jak opowiemy sobie teraz wszystkim. Kto opowie nam pierwszy o swoich snach?

— Ja ich nie miałem.

— Wiem.

— Skąd?

— Mina, Max. Poza tym była ich tylko trójka. Dobra, może ja zacznę.

Irmin bawiła się łyżką w kubku lodów. Jeremy chodził nerwowo po pokoju, a Jamal siedział wygodnie w fotelu.

— Oni są po prostu śmieszni.- powiedział Jeremy.

— Nie wyszło nam.- dodała Irmin.

— Sprytna jest ta mała, żałuje że się nią nie zająłem.- na twarzy Irmin pojawił się uśmiech.

— A ty z czego się śmiejesz?- spytał Jeremy.

— Nie pamiętała o tobie.- wybuchnęła śmiechem, po chwili dołączył do niej Jamal...

Koniec części czwartej.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część