Antarskie wizje przyszłości
(cześć druga)
Odwołanie od wyroku
Zan nie mógł przestać myśleć o słowach Kathleen. Wspominał też lata, które razem spędzili. Tym razem chodziło mu głównie o to jak rozwijały się jej zdolności. Kiedyś nawet próbowali uczyć się wzajemnie tych najbardziej dla nich charakterystycznych, jednak niewiele z tego wyszło. W każdym razie to co osiągnęli nie bardzo wiązało się z ich celem. Zan przewidział kiedyś, że jego matka nie będzie następnego dnia specjalnie zadowolona, a Kathleen uzdrowiła małego owada. Jednak te lata bardzo zbliżyły ich do siebie, wytworzyły między nimi bardzo silną więź. Nauczyli się porozumiewać nawet na duże(w tym międzyplanetarne)odległości. Dzięki temu królowa, mimo licznych prób, nigdy nie zdołała ich rozdzielić. Było już późno. Spojrzał na dziewczynę, która spała obok niego. Nie pamiętał już kiedy się w niej zakochał. Nie wyobrażał sobie życia bez niej. Nagle się poruszyła i otworzyła oczy.
—Powinieneś spać, przyda ci się odpoczynek.- w jej głosie brzmiała troska.
—Jak mogę zasnąć po tym co mi powiedziałaś, to brzmiało jak wyrok i to skazujący.
—Nie można uniknąć przyszłości, nie można jej zmienić.
—Jako dzieci robiliśmy to bardzo często.
—Ale nigdy nie chodziło o coś na tak dużą skalę.
—Chyba nie sądzisz, że to małżeństwo może być rozwiązaniem naszych problemów ze skinami.
—Nie, ale wpłynie na los milionów.
—Za każdym razem, gdy chciałem zmienić przyszłość musiałem cię przekonywać.
—Tak, zawsze byłeś przekonujący, ale tym razem to nie jest takie proste.
—Może być.
—Znam to spojrzenie, co ty planujesz?
—Odwołanie wyroku.
—To znaczy?
—Są dwa sposoby by nie móc się ożenić. Pierwszy to zakon: odpada, drugi jest całkiem niezły.
—Jaki to sposób?
—Nie będą mogli zmusić mnie do małżeństwa z Avą jeśli będę miał już żonę.- przytulił ją do siebie z uśmiechem.
—Twoje argumenty są jak zwykle przekonywujące.- nie potrafiła mu odmówić gdy tak na nią patrzył. Od tamtego dnia gdy się poznali zawsze umiał ją do wszystkiego przekonać. Przestawały liczyć się zasady, nawet ta, że nie może wykorzystywać swego daru do własnych celów.
Kathleen weszła do swojego pokoju. Rzadko tu bywała. Zwykle spędzała czas u Zana lub z Zanem. W pokoju czekała na nią Vilandra.
—Długo tu siedzisz?
—Nieważne.
—Kivar?
—Nie wiem co mam z tym zrobić.
—Kochasz go?
—Chyba tak.
—Co ja mogę zrobić?
—Powiedz mi co powinnam zrobić, nie chcę ryzykować, że stracę go i nigdy nie pokocham nikogo innego.
—Nie martw się, znajdziesz kiedyś kogoś z kim będziesz szczęśliwa.
—Ale to nie on?
—Wiesz, że nie mogę ci tego powiedzieć.
—Nie chcę stracić Zana.
—Jesteś jego siostrą, tego nic nie zmieni.
—Słyszałem co planuje Zan.- powiedział Rath do Kathleen, gdy spotkali się w drodze na kolację.
—Co o tym myślisz?
—To chyba jedyny sposób?
—Ale oznacza kłopoty.
—Masz rację, ale chyba się nie wycofasz?
—Nie potrafię rezygnować.
—Nie pozwól żeby zrobili wam to co mi i Vilandrze, nasze małżeństwo przywołuje mi na myśl tylko jedno słowo: kazirodztwo.
Wracając z kolacji Kathleen spotkała Avę. Królowa zaprosiła ją na kolację i posadziła obok Zana. Nie było to specjalnie przyjemne.
—Chyba nie bardzo cieszysz z mojego ślubu z Zanem? Biedna mała sierotka zostanie sama.- powiedziała odchodząc z uśmiechem.
—Biedna mała sierotka stawi się wieczorem przed zamkiem.- powiedział Zan podchodząc od tyłu i obejmując Kathleen.
—Jak wasza wysokość każe.
—Czy wszystko jest już gotowe?- spytała Kathleen jednego z obecnych w laboratorium naukowców.
—Prawie, jesteśmy już blisko celu.
—Musicie się śpieszyć, nie zostało nam wiele czasu.
—Niedługo będziemy gotowi do pobrania kodów genetycznych waszych wysokości i połączenia ich z ludzkim DNA. Technicy donoszą, że statek już czeka.
—Musicie być bardzo ostrożni, nikt nie może się dowiedzieć o tym planie.
—Oczywiście.
—Dokąd pojedziemy?
—Do doskonałego miejsca na zawarcie małżeństwa niezgodnego z oczekiwaniami królowej.- Zan wyglądał jakby zrobił coś niebywałego.
—A Vilandra i Rath?
—Już na nas czekają.
Koniec części drugiej.