_liz

Niebezpieczne Związki (11)

Poprzednia część Wersja do czytania

Michael spokojnie wrócił do domu, zamknął za sobą drzwi i z uśmiechem na twarzy wszedł do swojego pokoju. Stanął jak wryty, kiedy na szerokim parapecie swojego okna zauważył Maxa. Zmrużył oczy i wzruszył ramionami. Wszedł jakby nigdy nic, włączył światło i zaczął rozpinać koszulę. Max wciąż wpatrywał się w świat za oknem. Żaden z nich się nie odzywał, aż Michael opadł bezwiednie na łóżko, splótł ręce pod głową i zapytał:

— Coś poszło nie tak?
Max spojrzał na niego, poczym wstał. Przeszedł się po pokoju przyjaciela. Oparł plecami o drzwi. Milczał. W końcu zapytał:

— Pamiętasz jak się kiedyś założyliśmy o tą blondyneczkę z klasy sportowej?

— O Courtney? – zapytał Michael nie odrywając wzroku od sufitu – No jasne, że pamiętam.
Max uśmiechnął się na samo wspomnienie. To był jego dawny uśmiech. Zimny i cyniczny, uśmiech tryumfu. Pokręcił głową.

— A pamiętasz Dani Robinson?

— Tę kocicę? – zapytał Michael z satysfakcją w głosie – Pewnie. Była niezła. A jakie gibkie ciało...

— Ta. – Max ponownie się uśmiechnął – Albo Emilie Watkins?

— Pamiętam. Max, masz zamiar teraz wspominać wszystkie panienki, które przelecieliśmy? – zapytał Michael – Przecież zajęłoby nam to z tydzień, jak nie więcej.

— Heh. – Max oderwał się od drzwi i usiadł na wiklinowym fotelu pod ścianą – Byliśmy dobrzy w tej grze, prawda?

— Jakie byliśmy? – Guerin zapytał z oburzeniem – Jesteśmy!

— No tak. – Max lekko się zaśmiał – Jesteśmy. Wiesz... nigdy nie podejrzewałem, że komuś uda się mnie pokonać.

— O czym ty pieprzysz? – Michael aż usiadł i wbił wzrok w przyjaciela, nie wiedząc, o co mu chodzi – Co cię tak wzięło na nostalgię? Walec ci mózg przejechał? Naćpałeś się czegoś? A może ta Parker tak cię wycieńczyła, co?
Na te słowa Max aż uniósł głowę i ostrym wzrokiem wbił się w przyjaciela. Zmrużył oczy i potrząsnął głową. Ale po chwili, jakby złagodniał i przyznał się do winy:

— Michael, złamałem odwieczną zasadę.
Guerin zrobił minę, jakby właśnie spoglądał na wariata:

— O czym ty mówisz?

— Zakochałem się.

— Że co?! – Michael aż krzyknął, a potem zaśmiał się i przez śmiech mówił już nieco przyciszonym głosem – Zakochałeś się w Liz?

— Owszem. – przyznał Max nie bardzo rozumiejąc zachowania Guerina

— Nieźle. – Michael wciąż się śmiał – No, ale w czym problem?

— W tym, że to nie ma szans. Po pierwsze zniszczyłbym jej reputację.

— To już ma za sobą. – mruknął chłopak – Zwłaszcza po tym dzisiejszym numerze z radiowęzłem.

— Po drugie – zignorował go Max – Mam siostrę zdzirę.

— Maxwell. – jęknął Michael – Nigdy nie potrafiłeś olać Isabel, co? Daj sobie spokój i choć raz w życiu powiedz jej, żeby się od ciebie odpieprzyła. Co ci zrobi? Pewnie zagroziła, że jej o wszystkim powie, albo że zniszczy jej reputację, albo że poprosi mnie, żebym to za ciebie dokończył.
Max siedział jak wryty. Skąd on mógł to wiedzieć? Ale Michael ciągnął dalej swój wykład.

— Po pierwsze nie ma już czego niszczyć. Po drugie jeżeli ty pierwszy powiesz Liz prawdę i do tego wyznasz jej, że ją kochasz, to Isabel może ci nadmuchać...

— A ty? – zapytał nagle Max, wpatrując się w przyjaciela

— Maxwell, od ilu lat jesteśmy przyjaciółmi? Od zawsze, prawda? Jestem draniem i jestem okrutny, ale nie jestem fałszywym zdrajcą. Nie podejmę się tej roboty, więc spokojna głowa.

— Naprawdę?

— Naprawdę. – przedrzeźniał do Michael i dodał – Więc zabiera stąd swój tyłek, bo jestem zmęczony. Idź do domu, każ się Isabel od siebie odwalić. A w sobotę na balu, publicznie się do wszystkiego przyznaj i wyznaj Liz miłość. – jęknął – Inteligentny, a nie potrafił najprostszego rozwiązania wymyślić.
Max już go nie słuchał, tylko wstał i wyszedł, tak jak wszedł, czyli przez okno. Michael odprowadził go wzrokiem, a potem znów położył się na łóżku. Uśmiechnął się sam do siebie. Był to jeszcze bardziej diabelski i perfidny uśmiech niż kiedykolwiek. W oczach Guerina zagościły iskierki zachwytu i zadowolenia. "Więc w sobotę będzie niezły ubaw. Tryumf nad tryumfami."
c.d.n.






Poprzednia część Wersja do czytania