_liz

Niebezpieczne Związki (4)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Isabel pozbyła się już chyba wszystkich. Siedzieli ponad dwie godziny nad wstępnym zarysem całej pracy. Świetnie się przy tym bawili, ale byli już wykończeni. Liz pomogła jeszcze posprzątać po całym tym zamieszaniu i chciała wyjść. Jednak blondynka miała inne plany. Zatrzymała Liz, a potem powiedziała:

— Liz, zostań u nas na obiedzie.

— Ale... – brunetka chciała się sprzeciwić

— Żadnego ale. Po tak ciężkiej pracy należy ci się coś.
I tak oto niczego nie świadoma Liz zgodziła się pozostać na obiedzie u Evansów. Nie podejrzewała nawet, że z każdym swoim krokiem, stawała bliżej krawędzi bez odwrotu. Nie było już stamtąd odwrotu i nic nie dało się zrobić, gdyby wpadła w pułapkę. Póki co wciąż żyła jak przedtem i z prawdziwą dumą przyjęła zaproszenie na obiad. Liz pomogła nawet Isabel przy nakrywaniu do stołu. Drobne wahanie zrodziło się w pannie Parker dopiero w momencie, gdy usłyszała, że nie będzie rodziców Isabel, że będą sami. Wszystkiego dopełniła informacja, że ma się zjawić przyjaciel Isabel i Maxa, Michael Guerin. Liz stanęła jak wryta, na tę informację. Michael Guerin – bożyszcze wszystkich dziewczyn ze szkoły, najbardziej wykwintny uwodziciel i najbardziej niebezpieczny. Dopiero w tym momencie Liz uświadomiła sobie, z kim zgodziła się zjeść obiad. Z wytrawnym uwodzicielem Guerinem, z drugim bezwzględnym graczem tej podstępnej gry, czyli Maxem Evansem oraz z najbardziej pożądaną i jednocześnie najbardziej okrutną dziewczyną, Isabel Evans. A Liz była sama. Nie miała żadnej obrony wobec nich. Nie wiedziała nawet, czy powinna się bać i uważać na to, co robi, co mówi. Pozostawiła na twarzy łagodny uśmiech, ale jej oczy błądziły desperacko, szukając najszybszej drogi ucieczki. Isabel poprosiła ją, aby rozłożyła talerze, a sama ukradkiem poszła w stronę schodów prowadzących na piętro, prawdopodobnie, aby wejść na górę. Nie było jednak takiej potrzeby. Max już schodził na dół. Stanęli oboje przy ostatnim schodku i spoglądając badawczo na Liz, rozmawiali. Spokojnie, chłodno, jakby niczego się nie bali.

— Zostanie na obiad?

— Tak. – odpowiedziała Isabel z diabelskim uśmieszkiem – Uznałam, że to dobry sposób na zacieśnienie waszych więzi.

— Isabel, jeszcze nie ma żadnych więzi.

— Ale będą. – powiedziała dziewczyna – Poza tym ten obiad będzie idealnym sposobem na zmącenie jej główki. Niech runie jej obawa przed nami, niech runą jej stereotypy, niech się obnaży.

— Myślisz, że nam się to uda?

— Tak. – przechyliła się w jego stronę – Z moją słodkością, twoją szarmancją, z erotyzmem Michaela...

— Michaela? – brunet spojrzał uważnie na siostrę

— Tak. Zaprosiłam go. Ktoś musi ja rozbudzić, a on będzie w tym idealny.

— Myślałem, że zadanie obudzenia Liz Parker jednak należy do mnie.

— Bo tak jest. – powiedziała figlarnie Isabel – Ale tylko Michael rozbudza odpowiednio zmysły. On ją doszczętnie skołuje, a reszta będzie należała do ciebie.

— Pomysłowe. – zaśmiał się Max

— Wiem.
W tym momencie zabrzmiał dzwonek u drzwi. Isabel podskoczyła i podbiegła, aby otworzyć. Max tymczasem pokręcił głową i skierował się w stronę kuchni, gdzie cierpliwie, ale jednak niespokojnie czekała Liz. Isabel wpuściła Michaela z wiadomym uśmieszkiem na twarzy. Michael wszedł spokojnie do środka i rozejrzał się. Było dość cicho, dopóki nie dobiegł z kuchni czyjś śmiech. Guerin rozpoznał ten typ śmiechu, spojrzał na Isabel, a potem zapytał:

— Czyżbyś miała gościa?

— Owszem. – powiedziała Isabel powstrzymując go przed wejściem do kuchni – To Liz Parker. Pomyślałam, że mimo swojego urlopu możesz nam pomóc, pomóc Maxowi.

— Co mam robić?

— To co zawsze. – uśmiechnęła się blondynka – Bądź sobą.
Michael uśmiechnął się pod nosem, przebił wzrokiem drogę do kuchni i spokojnym, ostentacyjnym krokiem zmierzał w jej stronę. Przy zastawionym stole stała Liz i z rozbawieniem spoglądała na bruneta opartego o lodówkę. Zastygła, gdy poczuła zapach wody kolońskiej, bardzo przyciągający zapach. Skierowała swój wzrok w stronę wejścia. Michael Guerin. Serce Liz aż podskoczyło. Oto stał przed nią ubóstwiany przez wszystkie dziewczyny w mieście chłopak. Jednocześnie bardzo szybko poczuła się niepewnie i nieswojo. Max tez był bożyszczem nastolatek, ale zachowywał się tak naturalnie, że Liz zapomniała o jego reputacji. Ale Michael patrzył na nią tak dziwnie... aż ciarki przebiegły po jej plecach. Chłopak wszedł pewnie do kuchni i przywitał się z przyjacielem, choć jego wzrok wciąż pozostawał na pannie Parker. Max przedstawił ich sobie:

— To przyjaciel rodziny, Michael Guerin. A to nowa znajoma, Liz Parker.

— Witaj. – Michael powiedział niezwykle subtelnie
Wyciągnął w jej stronę dłoń. Zawahała się, ale zasady dobrego wychowania wzięły górę i uścisnęła jego rękę. Nie mogła opanować drżenia, które wywoływał Guerin. Chłopak oparł się stół obok niej, gdy tymczasem Max opuścił na chwile kuchnię. Michael zaczął:

— Liz, czytałem twój ostatni artykuł w szkolnej gazetce. Przyznaję, że całkiem dobry.

— Dziękuję. – odpowiedziała cicho Liz, lekko rumieniąc się
Speszyła się jeszcze bardziej, kiedy dłoń Michaela niby to przypadkowo musnęła jej ramię. Fala dziwnego gorąca oblała jej ciało, a potem jeszcze szybciej wyparowała, kiedy jego oddech odbił się od jej ucha. Wszystko to było naturalne i wyglądało na przypadkowe, tylko wytrawny gracz mógł zauważyć, że wszystko to było zaplanowane. Do kuchni weszli jednak Isabel i Max, na chwilkę przerywając działania Michaela. Usiedli do stołu. Liz czuła się już całkowicie osaczona, kiedy po obu jej stronach usiedli Max i Michael. Obiad upływał spokojnie, bez ekscesów, bez nudy. Temat jaki zarzuciła Isabel przyjął się świetnie i wyniknęła z niego dość ciekawa dyskusja. Co jakiś czas Liz opuszczała wzrok, kiedy nie potrafiła wytrzymać przeszywającego spojrzenia Michaela lub jego przypadkowych muśnięć. Zaraz po skończonej uczcie Parker szybko wyszła do domu, żegnając się z nimi. Isabel, Michael i Max usiedli na wygodnej kanapie w salonie i dyskutowali:

— I co? – zapytała podekscytowana Isabel

— Myślę, że się udało. – powiedział pewny siebie Michael – Takiego drżenia jeszcze u żadnej nie zauważyłem. Teraz Maxwell ma czyste pole do gry. Mniemam, że dość ciekawej gry.

— Bardzo ciekawej. – wtrącił Max z diabelskim uśmiechem – To będzie moja najlepsza zdobycz.

— Kiedy przystąpisz do gry? – zapytała Isabel

— Nie ma na co tracić czasu. Jutro.
c.d.n.




Poprzednia część Wersja do czytania Następna część