Sala pełna była ludzi. Liz rozejrzała się w poszukiwaniu Mari. Stała przy barku a Michael był przy niej. Najwidoczniej świetnie się bawiła. „Przynajmniej ona”- pomyślała zerkając na swojego towarzysza, który w tej chwili siłował się z krawatem.
—Max? Może ci pomóc?- spytała niewinnie widząc męczącego się chłopaka.
—Dam sobie radę- warknął i zrobił tak komiczną minę, że Liz nie wytrzymała i wybuchła śmiechem.- Z czego się śmiejesz?
—Z ciebie jesteś - nie mogła opanować chichotu i przysiadła na krześle by nie upaść.
—Ja się tu męczę a ty
Eh szkoda gadać- powiedział siadając przy niej.
Uspokoiła się na tyle by móc normalnie rozmawiać. Zaczęła lecieć wolna piosenka. Liz zauważyła, że na parkiecie tańczy Maria z Michaelem. Roześmiani, rozmawiali kołysząc się w rytm muzyki. Nie opodal nich Alex obejmował Isabell patrząc jej głęboko w oczy.
—Zatańczymy?- głos Maxa wydobył ją z otchłani rozmyślań.
—Tak- podała mu rękę a on zwinnie pociągnął ją na parkiet.
Silną dłonią objął ją w tali i przysunął do swojego ciała. Przywarła do niego wtulając policzek w mocne ramiona.
Zapach wody kolońskiej unosił się w powietrzu a jej zmysły zaczęły wirować.
Nie mogła opanować drżenia które wywołało ciepło jego ciała. Max jakby wyczuł jej napięcie bo rozluźnił uścisk i spojrzał w jej oczy.
Oboje nie wiedzieli, że ten taniec wyrażał ich intymne pragnienia.
—Dobrze się czujesz?- spytał widząc błyski w jej oczach.
—Tak.. Wszystko porządku- odparła spoglądając w stronę Michaela. Wyglądał szałowo.
Niespodziewane uczucie wdarło się w jej serce. Ukłucie zazdrości. Ale czemu? Przecież podobał jej się Max
A michael.. miał być jedynie odskocznią od rzeczywistości.. Więc w czym problem?
—Liz? Piosenka się skończyła- powiedział Max a Liz zauważyła, że wszystkie pary zeszły z parkietu tylko oni nadal stoją objęci.
—O.. – oderwała się od niego jak oparzona i poszła w stronę stolika.
—Jesteś jakaś dziwna
—Ja? A kto mnie zmusił na przyjście na bal? Hę?- spytała ironicznie gdy Max siedział na krześle.
—Dałabyś już z tym spokój. To stara gatka.
—Stara ale nadal modna i prawdziwa. Nie wiem jak dałam się na to namówić.- odburknęła łykając powoli colę.
—Może dlatego by nie przegrać zakładu.
Spojrzała mu prosto w oczy. Widziała w nich niebezpieczne błyski. W jednej chwili jej ręka powędrowała ku policzkowi Maxa. Czerwony ślad szybko zniknął. Liz nie mogła uwierzyć, że to zrobiła.
Szybko wybiegła z Sali zostawiając chłopaka z głupim uśmiechem na twarzy.