Przez rozporzadzenie pani Summer kolko recytatorskie zostalo polaczone z teatralnym. Co to oznaczalo? Koszmar dla Liz! A czemu? Malo tego ze nie nawidziala recytowac wierszy to jeszcze ma grac w przedstawieniach!
Ale czego nie robi sie dla zakladu..Liz porostu nie przezylaby trumfalnego wyrazu twarzy Alxea rozszerzonego w zwycieskim usmiechu!. Nie mogla dac sie zlamac..I nie da..
Troche czasu i wykona swoja misje.
Stanela przed drzwiami do sali teatralnej skad dochodzily juz odglosy stop i rozmow ludzi. cicho otworzyla je i zagladela do srodka. Zauwazyla Maxa rozmawiajacego z jakas niska blondynka.
"Nie tak szybko moja droga, on jest moj"-pomyslala diabolicznie i zerknela na Isabell i Michaela.
"Ten tez jest niczego sobie"-wzrokiem przejechala po jego zarysowanych ramionach i usmiechela sie do siebie. "Najpierw Max...pozniej przyjemnosci"- skarcila sie w duchu.
Gdy chciala juz odejsc uslyszala za soba kroki.
—O..pani Parker. Prosmimy do srodka- tak..to pani Summer. Wredna jedza ktora nie zwaza na uczucia innych. Ze zniechecniem weszla do sali zwracajac na siebie cala uwage.
—Przedstawiam wam pania Parker. Bedzie razem z nami grac. Dzisiaj zaczenimy przedstawiac "Romea i Julie"- pani summer byla widocznie zadowalona ze swoich medot wychowawczych.
Mimo widocznej oznaki nie checi ze strony Liz, calkowicie ja olala.
—Teraz rozdam role. Wiec tak..Hmm.. Julia..kto moglby byc Julia- przejchala wzrokiem po wszystkich zebranych. Stanela na Liz- Tak..dobry wybor.. Liz jestes Julia!
Dziewczyna o malo nie wstala i nie wybiegla z sali..Ona julia..a kto romeo?
—romeo..romeo to bedzie hm..Michael..moze ty?- spojrzala na wysokiego umiesnionego faceta.
—tak moge..byc
Liz w duchu puscila sobie oczko.
"Michael romeo ja julia..to moze byc ciekawe..ale co z maxem?..dobra w tej sztuce zaklad sie nie liczy"- pomyslala i usmiechenla sie do siebie.
Wychodzac z sali byla zadowolona.
"Dwie pieczenie na jednym ogniu..jak ja lubie wygrywac!"