Rozdział piąty
Jest coś innego w sposobie jaki na mnie patrzy.
— Nie jestem stąd.- mówi, krzywy uśmiech pojawia na jego twarzy.
— Z Phoenix, masz na myśli? Ja także nie. – mówię mu.
— Nie – potrząsa głową a jego gorzki uśmiech lekko zatańczył – Z Ziemi, tej planety. Jestem kosmitą.
Ot, tak sobie.
Czeka na moją reakcję.
Trawię jego słowa, oboje mamy się na baczności.
Nucenie mi teraz nie pomoże. Nerwowość obraca się w strach.
Rzeczywiście nie znam tego człowieka. Może mnie zabić. Zabijał już przedtem, zgodnie ze słowami Nory.
Zaczynam powoli odsuwać się do tyłu i czuję za plecami ścianę, podczas gdy on przysuwa się do mnie.
— Mógłbym opowiedzieć Ci moją historię,- mówi miękko zbliżając się – ale prostsze będzie pokazanie Ci.
Otwieram usta
— Panie Evans...
Kłądzie palec na moich ustach i ucisza mnie.
I coś w jego oczach rzeczywiście szybko mnie uspokaja.
Stoimy o cal od siebie, i czuję zapach czekolady i tabasco zmieszane z jego oddechem.
I trzyma moją głowę w wielkich dłoniach.
Myślę, że ostatnim dźwiękiem jaki usłyszę będzie trzask szyi którą mi złamie. Zamykam oczy.
— Postaraj się rozluźnić – mówi szeptem – i patrz na mnie.
Jego dotyk jest łagodny kiedy odchyla moją głowę.
Podnoszę na niego wzrok, już się nie boję.
Spadam. W ogień jego oczu. I dalej.
Wślizguję się do jego duszy.
Chodzę po zakurzonych śladach serca, dawnych dniach jego młodości., zeskakuję z chodnika i skręcam w zakamarki jego życia.
Moje ciało iskrzy. Czuję prąd elektryczny biegnący od jego palców przez moje kości gdy spaja razem nasze myśli.
Otwierają się drzwi do jego pamięci i wchodzę do środka.
Jest ciemno a on jest bardzo mały. Walczy uwalniając się z kokona, śliska pozostałość przylega do jego ciała kiedy się pojawia. Jest ich jeszcze dwoje, chłopiec i dziewczynka. Nie mówią.
Wydaje się, że instynktownie wie jak odsunąć na bok skałę przez umieszczenie na niej ręki. Jarzy się srebrzysty ślad.
Drży gdy pustynne powietrze dotyka jego nagiej skóry. W trójkę idą w ciemnościach. Wówczas innych chłopiec ucieka, przestraszony światłami zbliżającego się samochodu. Ten inny chłopiec ukrywa się. On i dziewczynka odwracają się twarzami do samochodu i zostają zabrani przez dorosłych.
Jest w trzeciej klasie, wysiada z autobusu. Obserwuje jak mała dziewczynka z długimi, brązowymi włosami skacze przez skakankę.
Jest nastolatkiem i wie, że jest inny. Ma moc jak Isabel i Michael. Jest ich troje i związani są tajemnicą. Schodzą z zasięgu wzroku.
Aż do wrześniowego poranka kiedy w Crashdown ratuje Liz Parker od śmierci w wyniku postrzału.
Znam ich imiona. Liz, Kyle, Maria, Isabelle, Michael, Alex, Tess. Szeryf Valenti i ich rodzice. Nasedo, zmiennokształtny.
Błyski – obrazy – wrażenia. Nieuporządkowane kawałki .
Jego miłość do Liz. Jej podstęp z Kylem. Skórowie i duplikaty, orbotoidy i Granolith. Przyszłą wersję jego samego. FBI. Horror w białym pokoju.
Jego udręczenie po zdradzie Liz. Przespanie się z Tess.
Czuję jego smutek w dniu kiedy oddał syna do adopcji.
Mój umysł ściga jego myśli, jak jedna z tych starych taśm video na szybkim przewijaniu.
Komora inkubacyjna. Antar. Jest królem, przywódcą. Umiera. Proch. Ciało innego mężczyzny. Śmierć Alexa. Śmierć Tess. UFO Center.
Zakończenie szkoły, 2002 r. Jest w niebezpieczeństwie. Wszyscy są. Sześcioro ich opuszcza Roswell. Ukrywają się, próbują przeżyć.
Kapliczka. Poślubia Liz i są szczęśliwi. Otrzymują przepustki. Laramie, Wyoming. Wrzesień 19, 2003.
Obrazy nagle się zatrzymują jak zaciągnięte kurtyną na zakończenie przedstawienia.
Uwalnia mnie, ale bronię się przed powrotem do rzeczywistości. Zbyt szybko. Przedstawienie nie skończone.
— Teraz mi wierzysz ? – pyta spokojnie.
Kiwam głową nie patrząc w górę.
— Zataiłeś coś – mówię oskarżycielsko.
Wiem o tym ponieważ pozostajemy w jakieś więzi. Przebywam wciąż w jego umyśle ale on mnie blokuje.
Ma chrapliwy głos – Innego dnia, wkrótce, przyrzekam.
— Panie Evans – pytam cicho – Jeżeli dysponuje pan tak ogromną mocą dlaczego pan tutaj jest ? Dlaczego im na to wszystko pozwalasz ?
— Mówiłem ci – w jego głosie pojawia się zmęczenie – Czekałem. Na ciebie.
— Ale zbliża się wrzesień – słyszę swój protest – Przyjdą po ciebie.
— Przyjdą – mówi – Ale tym razem z nimi nie pójdę.
Podejmuję życiową decyzję – Jak mogę pomóc ?
Jestem teraz częścią tego sekretu. On mnie potrzebuje. Nie wiem do czego, ale ufam, że da mi znać kiedy nadejdzie ten czas.
— Koniec z Thorazine – mówi – Moje ciało jakoś radziło sobie z pozbyciem się jej, ale to mnie osłabia. A ja potrzebuję wszystkich swoich sił.
Przez następne cztery dni kłuję materac. Niewiele rozmawiamy ale nie nalegam. On coś planuje. Podobnie jak ja.
Jest piątek, 22 sierpień. Kończę zmianę. Weekend należy do mnie.
Nie wracam do domu. Kieruję samochód do Roswell w Nowym Meksyku. Czasami musisz odnaleźć swoje własne odpowiedzi.
Są tam są rzeczy, które muszę zobaczyć.
Nie jego oczami ale moimi.