Cherie tłum. Tigi

September and the other sorrows (4)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Rozdział Czwarty

Zegar kontrolny. Piątek, sierpień 15, 2053 8 : 02

Cholera, zmarnowany czas. Utrata półgodzinej pensji.

Nora podaje mi grafik na wrzesień. Spoglądam na niego.

— Co to jest ? – pytam – Mam tylko sześć godzin dziennie we wrześniu ? od 8 do 14 ?

— Co z panem Evansem ?

— Och – mówi Nora – Zapomniałam ci powiedzieć. Pana Evansa nigdy tutaj nie ma we wrześniu.

Teraz się pogubiłam – Co to znaczy, że nigdy go tutaj nie ma ? Jest tu od trzydziestu lat.

— Wiem – szepce ciągnąc mnie do kanciapy stróża – Przychodzi jakiś wielki popapraniec i go zabiera. Znika na cały miesiąc.

Wpatruję się w nią. Ma smutne oczy.

— Sądzę, że zabierają go piętro niżej do pokoju bez klamek – zwierza się – Rok temu jeden z techników mówił mi, że on we wrześniu kompletnie wariuje.

— Myślisz, że zupełnie wariuje ? Dostaje świra ? – pytam.

— Kompletnie traci rozum – słyszę – Nie kontroluje niczego. Kiedy wraca w październiku ma takie puste oczy. Jakby jego dusza opuściła ciało – wzdycha Nora – Dać mu dwa, trzy tygodnie a wraca do normy.

— Boże, Nora nic w panu Evansie nie jest w normie. Nawet sposób w jaki tutaj jest traktowany – mówię z odrazą.

Zegar kontrolny. Poniedziałek, sierpień 18, 2053 7 : 56 m

Cholera. Pragnienie by dwie minuty można było zastąpić tymi, które straciłam w ubiegłym tygodniu.

8-10 kolejna skarga Nolana na jedzenie. Próbuję mu wyjaśnić, że nie mam żadnego wpływu na to co przynoszą z kuchni.

10-12 Richard mówi, że głosy w jego głowie stają się coraz donioślejsze. Proponuję zatyczki do uszu. On się zgadza.

12-14 Frank doszedł do trzydziestego drugiego numeru na swojej liście dziewic które rozprawiczył. Jestem teraz wtajemniczana w każdą seksualną pozycję w jakiej się kiedykolwiek znalazł.

Czternasta. Pan Evans siedzi na krześle.

Próbuję nie okazywać zaskoczenia.

Wstaje i obsuwa piżamę kiedy idę do niego ze strzykawką, podsuwając biodro do zastrzyku.

Przez chwilę siedzimy w ciszy.

— Carla – mówi – Ile masz lat ?

— Dwadzieścia siedem – odpowiadam jakbyśmy rozmawiali przez cały czas.

Decyduję się na wymianę uprzejmości.

— A ile ty masz ma lat ? – pytam.

Wygląda jakby kalkulator stukał mu w głowie.

— Od 1947 do 2053, to daje mi 106 lat. Albo od 1983 do 2053, to daje mi 70 lat.

Jeszcze podlicza – Lub od 1989 do 2053 to mam 64 lata. Ale raz umarłem jak byłem młody i to jest niepewne. I raz rozpłynąłem się w nicość, co jak sądzę się nie liczy.

Mam szeroko otwarte usta.

— Nie wiem kiedy się urodziłem w moim poprzednim życiu i nie znam daty swojej śmierci...To fakt – ciągnie – byłem adoptowany i technicznie nigdy się nie urodziłem.

Śmieje się miękko z mojego przerażonego spojrzenia.

—Zatem teraz nie istnieję – kończy sprytnie.

OK, mogę być zła. Może on wpada w szaleństwo. Spodziewam się, że za chwilę Thorazine zacznie działać.

Dochodzę do wniosku, że żartuje ze mnie – Masz 70 lat. Tak pisze w twojej karcie – mówię tryumfalnie.

— Sos Tabasco – mówi nagle.

— Co ? – jąkam się.

— Możesz mi przynieść ? – pyta.

— Może – rozważam to z pozycji władzy.

— Przehandluję słoiczek Tabasco za kilka historii z twojego życia – mówię.

Rozważa moją propozycję.

Czekam z niepokojem.

— OK – mówi – Jeżeli go jutro przyniesiesz. Razem z czekoladowym ciastem.

Jest 16:00. Odwracam się by wyjść kiwając głową, że tak.

— Carla – woła kiedy wystukuję kod przy drzwiach – I tak chciałem ci powiedzieć.


Patrzę w absolutnym osłupieniu jak oblewa kawałek czekoladowego ciasta sosem Tobasco.

— Panie Evans to okropne. Właściwie ohydne – mówię.

Wyraz szczęścia na jego twarzy jest niemal taki sam jak u Franka Cardoza kiedy opowiada o swoim dmuchaniu.

— Czy to seksualna obsesja ? – pytam nonszalancko.

— Nie – odpowiada z ustami pełnymi ciasta – To lepsze niż seks.

Parskam ze wstrętem.

Śmieje się delektując smakiem.

— Żartuję – mówi zbierając resztki okruszków z papierowej tacki.

Chciałabym go poznać kiedy był młody.

Zanim odeszła magia.

Zanim świat wytarł stopy tuż za progiem jego życia.

— Czekam – mówię – stukając palcami w kryształ mojego naszyjnika.

— Dobrze – odpowiada – Na historię o dawnych dniach.

cdn.

Poprzednia część Wersja do druku Następna część