ALEX_WHITMAN

New Life (14)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Usłyszała za sobą jakieś szmery… Odwróciła się… To był tylko kot. Ponownie odwróciła głowę i zamarła…

— Dlaczego to zrobiłaś?
Przed nią stał Martin.

— Jak… jak tu tak szybko dotarłeś?

— Wiedziałem, że będziesz próbowała uciec. Nie rozumiem tylko dlaczego?
Isabel nie wiedziała co powiedzieć. Sama starała się sobie to wyjaśnić. Bo tak naprawdę to nie chciała stąd wyjeżdżać. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie miała ochoty na ucieczkę. I to, że tu siedziała wydało jej się głupie.

— Martin… To dla mnie zbyt trudne…
Zapadła cisza. Dla Isabel czas stanął w miejscu. Ludzie, zwierzęta, rośliny jakby wszystko spowolniało. Wydawało jej się, że ludzie patrzą się na nią z wyrzutem, tak jakby swoją decyzją powodowała to, że oni nie mogą się ruszyć i załatwić swoich spraw.

— Chyba Cię rozumiem. Boisz się tak bardzo, że wolisz z czegoś zrezygnować niż później coś stracić. Więc dobrze… Jeżeli tak naprawdę chcesz stąd wyjechać, to nie będę Ci tego utrudniał – mówiąc to Martin włożył rękę do kieszeni i wyciągnął portfel, następnie wyjął z niego gruby plik banknotów.

— To dla Ciebie…
Isabel popatrzyła się na niego ze zdziwieniem i lekkim oburzeniem.

—… żebyś nie musiała spać na dworach czy w przytułkach. Traktuj to jako pożyczkę. Start w nowe życie.

— Nie mogę.

— Ja Cię nie proszę. Ja błagam, żebyś je wzięła. Przynajmniej tyle mogę dla Ciebie zrobić. Nie mógłbym żyć z myślą, że zostawiłem Cię na pastwę losu.
Isabel podniosła się. W jej oczach Martin zauważył dziwny błysk.

— Dziękuję, ale nie przyjmę tych pieniędzy. Nie są nam potrzebne.

— Nam?

— W końcu… w końcu mieszkamy razem.
Martin złapał ja i przytulił.

— Wracamy do domu? – spytał.

— Tak wracamy do domu.


Kobieta podniosła się i dorzuciła drzewa do ognia. Dziecko w kołysce zapłakało. Isabel podeszła i zaczęła je kołysać.
Wtedy wróciła z Martinem do domu. Dwa miesiące później wzięli cichy ślub. Pół roku temu urodziła dziecko. Ich dziecko. Martina Sancheza Juniora. Ludzie w wiosce przyzwyczaili się do jej inności. Pomagała im w trudnych przypadkach zachorowań, lub złamań.
Martin teraz spał. Ona też poczuła się senna. Wspomnienia zmęczyły ją. Powinna się kłaść spać, bo rano musiała wstać. Ich dziecko było rannym ptaszkiem.
Wtedy usłyszała łomot do drzwi. Serce zaczęło jej mocniej bić. Była noc. Byli w górach. Z daleka od wioski…
Podeszła do drzwi. Krok po kroku… krok po kroku… Złapała za klamkę.
Wtedy drzwi otworzyły się z impetem.
Isabel krzyknęła. Dziecko zaczęło płakać.

— Co się dzieje?!- krzyknął Martin wpadając do przedpokoju.
Isabel kolejny krzyk uwiązł w gardle. Martin domyślił się czemu Isabel krzyknęła. Wiedział kim był tajemniczy przybysz.

— Isabel – powiedział czarnowłosy mężczyzna. Był to Max Evans.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część