ALEX_WHITMAN

New Life (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

- Zostaw mnie. Nie wrócę do domu! – krzyknęła, aż ludzie jadący z nią w autobusie podnieśli się z siedzeń, by zobaczyć kto tak krzyczy.
Issy otworzyła oczy.

— Uff to tylko sen – szepnęła do siebie. Mimo tego nie potrafiła się uspokoić.To było takie realistyczne. Aż za bardzo.
Zerknęła przez okno. Mijali dopiero Las Cruses. Chciało jej się płakać. Zrozumiała, że tak naprawdę to nie ma już powrotu do domu.

— Przepraszam, czy dobrze się czujesz? – spytał ją młody, przystojny chłopak.
Isabel zaskoczona popatrzył się na niego. Ciemnobrązowe włosy, szerokie barki i regularne rysy twarzy, no i ten zniewalający uśmiech.
Isabel uśmiechnęła się.

— Tak, dobrze. Przysnęłam i miałam koszmar. Pewnie miałeś niezły ubaw.

— Ja? Skądże. Raczej się wystraszyłem, że coś się stało tak pięknej dziewczynie.

— Jeżeli próbujesz mnie poderwać, to raczej się to nie uda – oznajmiła mu szczerze.
Mina mu trochę zrzedła.

— Dlaczego?

— Niedawno straciłam chłopaka w wypadku samochodowym i nie mam ochoty na zawieranie nowych związków.

— Przykro mi. Ale porozmawiać przecież możemy? Bo widzisz siedzę koło takiej starej babci, która cały czas śpi, a w międzyczasie strasznie się ślini. My możemy być przyjaciółmi.
Isabel zaśmiała się.

— Nie ma przyjaźni między kobietą a mężczyzną – powiedziała, zapominając jak sama mówiła Alexowi, że mogą być tylko przyjaciółmi.
Wywiązała się z tego tak długa rozmowa, że nawet nie zauważyła kiedy dotarli do Albuquerqe. Był wieczór.
Wzdrygnęła odruchowo, gdy przypomniała sobie swój sen.
Okazało się, że jej towarzysz – Jason, jedzie w tym samym kierunku co ona, czyli do Santa Fe. Później mieli się rozstać. Tymczasem czekał ich godzinny postój w Albuquerqe. Jason bardzo dobrze znał to miasto, dlatego zaproponował, że będzie jej przewodnikiem. Doskonale spełniał swoje zadanie i Isabel na jakiś czas udało się zapomnieć, że jest uciekinierką. Tylko co jakiś czas bacznie się rozglądał szukając znajomych twarzy. Ku jej uldze nikogo nie zauważyła.
Wracali właśnie na postój, gdy przed nimi wyrosło jakby spod ziemi pięciu mężczyzn z nożami.

— Dawać pieniądze – powiedział groźnie jeden z mężczyzn i złapał Isabel za rękę.

— A z panienka się zabawimy gratis – zarechotał drugi mężczyzna.

— Puście ją. Ile chcecie? – spytał Jason nie okazując strachu.

— O patrzcie chłopaki chojrak się znalazł – odezwał się inny bandyta i w odpowiedzi kopnął Jasona w brzuch.
Chłopak jęknął i uklęknął na ziemi.
Isabel gorączkowo zastanawiała się czy ma użyć swojej mocy. Faceci podchodzili do niej coraz bliżej. Ten który ją trzymał zaczął szeptać jej do ucha takie rzeczy, że chciała zwymiotować. Uderzyła jednego z mężczyzn w twarz, a drugiego kopnęła w piszczel.

— Ostra… Lubię takie – oznajmił jeden z mężczyzn i ją pocałował. Isabel wstrzymała odruch wymiotny. Od faceta jechało tanim piwem i zapachami jakby z kanalizacji. Uznała, że pora użyć mocy, ale wtedy zobaczyła jak Jason zerwał się ziemi i staranował dwóch mężczyzn. Następnie kopnięciem nogi wytrącił innemu nóż ręki o ogłuszył go ciosem pięści w twarz. Gdy dwóch pozostałych mężczyzn rzuciło się na niego, Isabel „niechcący” użyła swojej mocy i podcięła im nogi. Wywali się przed samym Jasonem. Chłopak złapał Isabel za rękę i zaczeli uciekać, co było zbędne, bo tamci jeszcze nie wstali.

— Niezła jesteś – powiedział z uznaniem chłopak.

— Wiem.

— No i skromności ci nie brakuje – dodał ze śmiechem. Z przechowalni bagażowej odebrali swoje rzeczy i w ostatniej chwili wsiedli do autobusu.

Była noc.
Isabel patrzyła się na czarny krajobraz, gdy nagle mignęła jej oświetlona tabliczka z numerem 41. Zapalił latarkę i spojrzała na mapę. Serce zabiło jej mocniej. Jechała w stronę Roswell. Powinni jechać na północny wschód a jechali na południowy wschód.
Obudziła Jasona i poinformował go o swoim odkryciu. Zrozumieli, że nie wsiedli do tego autobusu co trzeba. Issy po raz kolejny wyjrzała przez okno. Wjechali właśnie na autostradę numer 55.

— Isabel za pięć godzin będziemy w Carizzo i tam wsiądziemy w autobus, który jedzie bezpośrednio do Santa Fe. Nie martw się. Ten przed kim uciekasz nie dorwie Cię.

— Skąd wiesz, że przed kimś uciekam? – spytała ostro.

— To widać. W Albuquerqe co jakiś czas rozglądałaś się zaniepokojona. Gdy rozmawialiśmy sama powiedziałaś, że pochodzisz z Roswell, a kto jadąc do Santa Fe przejeżdża cały stan na około.

— To prawda… – odezwała się Isabel i opowiedziała swoją historię. Zataiła fakt, że nie jest z tej ziemi. Opowiedziała o Maxie i jego zaborczości zmieniając trochę fakty.
Jason zrozumiał. Rozmawiali parę minut i oboje zmorzył sen.

Obudziło ją dziwne dudnienie. Wyjrzała przez okno. Byli w górach. Nagle zobaczyła jak autobus gwałtownie zaczął zjeżdżać na krawędź urwiska. Krzyknęła. W tym samym momencie autobus przerwał barierkę i zaczął spadać…











































Poprzednia część Wersja do druku Następna część