Liz była zbyt skołowana, aby nawet zemdleć. Była zdezorientowana, załamana. Powolutku zbliżyła się do Alexa i kiedy już była pewna, że nie zniknie, otuliła go swoimi ramionami I przytuliła tak mocno, że lada chwila a skruszyłaby jego kości.
Liz trzymała go w objęciach mocno, wtulając swój policzek w jego ramię; ani jedna łza nie została uroniona. Liz nie potrafiła się nawet zmusić do płaczu, już za długo płakała w rzeczywistości, miała wrażenie, że jest doszczętnie sucha. Ale sucha jak pustynia. Bez wody, wysuszona i jednocześnie potwornie zimna, czuła jakby nie było w niej ani iskierki ciepła. "Alex" szepnęła poprzez spierzchnięte i wysuszone usta.
Po tej chwili, która zdawała się być wiecznością, wreszcie otworzyła oczy. Uśmiechnęła się do Alexa, ale nie było w nim ani krzty tego dawnego gorąca, które zawsze uwalniała, gdy się uśmiechała. .
Alex całkowicie zignorował kosmitów dokoła; chciał się skupić wyłącznie na Liz. "Jak się masz, Liz?" Alex wiedział, że było z nią źle, że nie było ok, ale po prostu chciał wiedzieć, JAK się czuła w głębi duszy
Liz usiłowała uśmiechnąć się niepozornie, ale znów obrzydzenie dla samej siebie powróciło; nie potrzebowała lusterka, aby wiedzieć, że jej uśmiech był lodowaty. Naprawdę chciała, aby był ciepły i pokrzepiający, ale nie było już w niej tego ciepła. Potrząsając głową odpowiedziała na jego pytanie, własnym. "Jak to możliwe, że żyjesz?"
Zanim Alex zdołał odpowiedzieć Kivar się wtrącił "To, moja droga, może poczekać do kolacji."
Liz spojrzała niepewnie na Alexa, a kiedy ten zgodził się Liz ujęła Kivara pod rękę, na co ten czekał od kilku sekund.
Kivar zaprowadził ja do jadalni, która wywarła na Liz niesamowite wrażenie. Na środku sali znajdował się długi stół, jakby żywcem przeniesiony z jakiegoś angielskiego zamku, była pewna, że to antyk. Pokój był bardzo przestronny i jasny, a kiedy spojrzała w górę jej wzrok przykuł żyrandol wykonany z drobnych świecących kryształków i mogłaby przysiąc, ze to diamenty.
"To piękne" Liz powiedziała z podziwem.
"Dziękuję" Kivar wyszeptał z wdzięcznością, najwyraźniej zadowolony z jej reakcji.
Wszyscy zasiedli za stołem, Kivar na głównym miejscu; Alex usiadł po jego prawej stronie, Liz po lewej a Nicholas obok Alexa.
"Czemu chcesz się do nas przyłączyć?" Kivar zapytał, kiedy podano jedzenie.
Liz spojrzała na niego znad swojego posiłku. "To nie był mój pomysł. To wymysł Maxa... czy tam Zana... jakkolwiek wolisz go nazywać"
"Chciał, żebyś przeszła na inną stronę?" Kivar zapytał z zaciekawieniem.
Alex i Nicholas przysłuchiwali się z wyraźną fascynacją.
"Nie. Chciał, żebym spziegowała, a potem mogła mu powiedzieć, gdzie jest Tess i jego syn"
Kivar spokojnie napełnił swój kieliszek winem "I tak po prostu się zgodziłaś?"
"Owszem. Dlaczego nie? W końcu jestem Małą Lizzie Parker, nieustannie kipiącą dobrocią," Liz powiedziała nieco cierpko.
"Czemu oczekujesz, że ci zaufam? Skąd mam mieć pewność, że będziesz w tym bezwzględnie do końca?"
"Nie oczekuję, że mi uwierzysz. Ale to dobre pytania. Tylko, że nie mam na nie odpowiedzi" Liz uśmiechnęła się słodko, ale szybko zmieniła wyraz, bo ten d niej wcale nie pasował
Nicholas przemówił "Mówiłem ci, Kivar, że nie należy jej ufać"
Kivar zignorował go "Lubię cię, Elizabeth."
Liz drgnęła lekko i znów pochyliła się nad talerzem, jedli dalej w ciszy.. Liz co jakiś czas zerkała na Alexa, wniebowzięta faktem, ze żył, chciała odpowiedzi.
Alex czuł, że Liz wręcz przewierca go wzrokiem spod swoich rzęs, jakby był jakimś insektem pod jej mikroskopem. Wiedział, że będzie musiał odpowiedzieć na jej pytania. Alex jęknął, gdy uprzątnięto stół, bo wiedział, że zbliża się czas na wyjaśnienia.
Alex spojrzał na Kivara, w milczeniu czekając na jego zgodę. Kiedy Kivar kiwnął głową w aprobacie, Alex skierował się do Liz. "Liz, pokażę ci twój pokój".
Liz błyskawicznie wstała, wiedziała, że teraz Alex odpowie na jej pytania.
Szli w milczeniu, aż dotarli do pokoju Liz. Dziewczyna wiedziała, że Alex całą drogę zbierał odwagę, aby przedstawić jej prawdę.
Liz nawet nie kwapiła się, aby zlustrować pokój; po prostu usiadła na łóżku i siłą usadziła przy sobie Alexa.
Alex nerwowo zajął miejsce przy przyjaciółce, siadając na skraju łóżka, bał się, że Liz zacznie go osądzać, ale w tym momencie go zaskoczyła.
"Nigdy nie mogłabym cię osądzać, Alex," Liz zmroziła go, jakby czytała w jego myślach "Nic nie mów, Alex, jeszcze nie" poprosiła zanim zdołała otworzyć usta.
Alex pokiwał głowa i wyciągnął rękę. Przysunął ja do siebie i przytulił.
Liz zaczęła niespokojnie dotykać dłońmi jego twarzy, uważnie studiując dotykiem każdy szczegół, jakby była niewidoma. "Po prostu chcę się upewnić, ze to prawda" szepnęła.
Jej najlepszy przyjaciel, jej powiernik, jej brat, żył. "Ty naprawdę żyjesz, Alex," oznajmiła w zdumieniu. Położyła swoją drobną dłoń na jego sercu i dopiero wtedy, po raz pierwszy ot tak dawna na jej ustach zagościł cień prawdziwie ciepłego uśmiechu. Przyłożyła ucho do jego piersi, wsłuchując się w rytm jego serce i powiedziała "Zawsze komponowałeś świetną muzykę"
Alex zaśmiał się "Boże, jak ja za tobą tęskniłem
Jak ja tęskniłem za wszystkimi."
Liz zignorowała odnośnik do pozostałych i pozostała w ciszy, wsłuchując się w bicie jego serca.
"Wiedziałem, co Tess mi robiła" Alex zaczął miękko i niepewnie. "Ale nie potrafiłem jej powstrzymać."
Liz pozwoliła mu mówić, wiedząc, że zaraz znajdzie swój sposób na wyrażenie wszystkiego.
"Kiedy stanąłem z nią twarzą w twarz I sprzeciwiłem się, zemdlałem, ale uznała, ze jestem martwy. W jakiś sposób ludzie Kivara mnie podmienili. Nigdy nie powiedzieli mi jak, ale po prostu nie mogłem stąd wyjść ani nikogo zawiadomić" Alex był wdzięczny za jej milczenie, wiedział, że nie potrzebuje jej słów, aby wiedzieć, że ona go wspierał. Za każdym razem, kiedy ściskała go w swoich ramionach jeszcze mocniej, dodawało mu to siły. "Zawdzięczam Kivarowi życie".
"Dość, Alex," Liz powiedziała powoli i z naciskiem "Rozumiem to wszystko I nigdy nie będę tego stawiać przeciwko tobie, Alex. Oboje jesteśmy mu winni wdzięczność za sto, że utrzymał cię przy życiu"
Alexowi ulżyło, ale nie dziwiło go, że Liz rozumie, ona zawsze rozumiała.
"Powiedz mi, jaki on jest."
Alex wyglądał przez chwilę na zamyślonego. "Wszystko co słyszałaś to prawda. Jest okrutny i bezlitosny, nienawidzi Królewskiej Czwórki, wszystko czego chce to władza. Ale jeżeli jesteś po jego stronie, nigdy tego nie zaznasz, natomiast jeżeli jesteś jego wrogiem
"
Liz nie trzeba było tego kończyć, sama w umyśle znała cały sens tych słów. Poczuła, jak Alex się rusza i uniosła głowę.
"Mam coś do załatwienia" Alex powiedział po prostu i zostawił Liz z jej myślami.
Kiedy Alex wyszedł, wreszcie miała okazję na obejrzenie swojego pokoju I natychmiast zakochała się w balkonie. Był umieszczony tuż nad spadzistym klifem, a widok roztaczał sie na ocean, cudowne zalety mieszkania na trzecim piętrze.
* * *
Otuliła się satynowym prześcieradłem, wcale nie było zimno, mimo, że wiele części jej ciała wciąż było nagich. Liz opierała się z rozmarzeniem o barierkę balkonu, kiedy poczuła silną rękę na swoim ramieniu i z jakiegoś dziwnego powodu nie była przestraszona, a bardziej usatysfakcjonowana.. Obróciła się i zobaczyła... Kivara.
"Co tu robisz?" Liz zapytała ostro, nie będąc w stanie oderwać się od jego zimnych stalowych oczu
"Muszę wiedzieć
" Kivar musnął jej policzek swoją dłonią.
"Co wiedzieć?" dziewczyna zapytała półszeptem.
"Jak daleko posuniesz się, aby udowodnić swą lojalność wobec mnie?" zanim zdoałała cokolwiek odpowiedzieć, zacisnął swoje dłonie na jej ramionach, gwałtownie przysunłą ją do siebie wpijając się ustami w jej wargi. Rozchylił jej usta, a Liz nie była w stanie nic zrobić, poza tym, że odwzajemniła pocałunek. Był całkowicie inny niż jakikolwiek do tej pory. Był ciepły i zimny, brutalny i delikatny, miękki i ostry, a pytanie, które zadał przed chwilą kołowało w jej głowie z zawrotną prędkością, zataczając co sekundę po trzysta sześćdziesiąt stopni, doprowadzając ją do szału.
* * *
Liz oderwała się od niego ciężko oddychając, a pytanie wciąż kołowało w jej umyśle. Wypuściła z siebie powietrze i spojrzała prosto w oczy Kivara.
"I co? Masz jakąś odpowiedź?" zapytał.
c.d.n.