Liz poczuła niesamowitą siłę, przepływającą przez jej żyły. Jeszcze nigdy w życiu nie czuła się tak... potężna.
"Podoba ci się to?" Khivar zapytał przyciszonym głosem
Liz wydała z siebie cichy pomruk, dotykając opuszkami palców jego klatki piersiowej. "Uwielbiam to"
Khivar poczuł nagle, jakby coś zapłonęło w jego klatce i gdy podniósł wzrok na Liz, zobaczył jej oczy bez życia, puste i mroczne. "Liz..." Nie dokończył, bo z jego ust wydobył się krzyk śmierci.
Liz zaśmiała się, kiedy rozsypał się w pył. Czy on tak zawsze czuł? Jeśli tak, to nie mogła go winić za chęć zniszczenia Królewskiej Czwórki. Unicestwianie było... słodkie.
Jej uśmiech rozpromienił się jeszcze bardziej, kiedy każdy jej dotyk przynosił zniszczenie, pozostawiając jedynie ślady płomieni.
Przymknęła oczy przywołując w pamięci obraz wszystkich, a niesamowite uczucie wypełniło ją..
Tylko krzyki przerażenia i śmierci odezwały się dokoła i dźwięk śmiechu... śmiechu Liz.
The End.