Loonie siedziała na krześle przy szpitalnym łóżku Liz. Brunetka leżała wciąż nieprzytomna, podłączona do całej sterty różnych przyrządów, które Loonie pierwszy raz w życiu widziała na oczy. Parker wciąż nie odzyskiwała przytomności. Zegar odliczał kolejne godziny. Blondynka wypytała o wszystko lekarzy. Chyba była jednak zbyt naturalna w zadawaniu pytań, bo kilku lekarzy i pielęgniarka zaczęli się trząść, gdy tylko chciała zadać kolejne pytanie. Jej zimny wzrok potrafił przeszyć na wskroś, a teraz, gdy była wściekła i bała się, cała jej niebezpieczna natura wypłynęła na wierzch. Siedziała teraz cicho na krześle i spoglądała na drobne ciało Liz. Wyglądała jakby spała, ale nie potrafiła się obudzić. Śpiączka. Loonie wiedziała, że ten stan to tylko początek. Jeśli się nie uratuje jej w jakikolwiek sposób, to za kilka dni dziewczyna umrze. Blondynka rozejrzała się, czy przypadkiem nie zbliża się ktoś. Na korytarzu było pusto. Sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej błękitno-czarny wisiorek na wytartym rzemyku. Przyjrzała mu się uważnie, a potem wstała. Pochyliła się nad łóżkiem Liz i zawiązała go wokół jej szyi. Potem przesunęła rękę do dłoni brunetki i powiedziała cicho, prawie nie słyszalnie:
— Nie wiem co on w tobie widzi, ani co w tobie kocha. Ale masz w sobie to coś, co rzeczywiście koi. Rath jest dla mnie jak rodzina, więc nie waż się go zranić. Masz się ocknąć. Wiesz, że on nie przeżyje tego, gdybyś umarła. – już zaczęła się odwracać, kiedy dodała jeszcze – I sorry za mojego porąbanego brata, ale jego mózg został zamieniony z mózgiem tchórzofretki.
Usiadła ponownie na krzesełku i spojrzała na jeden z monitorów, który obrazował funkcje organizmu drobnej Ziemianki. Zaczęła przysypiać, kiedy do środka wpadł gwałtownie Rath. Od razu zatrzymał się przy łóżku Liz, całkowicie ignorując Loonie. Ta pokręciła głowa i jęknęła, jakby chcąc go wyśmiać. Zamarła, kiedy zaraz za Rathem do środka wszedł spokojnie młody mężczyzna o zimnych oczach. Podszedł do Loonie i na wejście ją pocałował. Potem obejmując ją w pasie i przysuwając do siebie, zerknął w stronę Ratha.
— Dzięki. – powiedział – Uratowałeś mi dzisiaj życie. Jestem twoim dłużnikiem.
I już skierował się w stronę drzwi, kiedy chłopak wyprostował się i powiedział:
— Kivar. Możesz ją uratować?
Loonie odsunęła się na chwilkę od niego i stanęła nieco dalej, jakby bojąc się tego co mogło nastąpić. Kivar spojrzał na Ratha, a potem na dziewczynę leżącą na łóżku. Lekko się uśmiechnął. Podszedł do szpitalnej kozetki i pochylił się nad nieprzytomną Liz. Położył swoją dłoń na jej sercu. Jaskrawe światło wydobyło się spod jego palców. Po kilku sekundach Kivar wyprostował się, mrugnął do Ratha i powrócił do Loonie. Ta na chwilę spojrzała na chłopaka w bojówkach. Wymamrotała niezrozumiale, ale Rath doskonale usłyszał:
— Mam nadzieję, ze się... tego... dogadacie. I może się jeszcze kiedyś spotkamy, bo ja... my... no wiesz. Prześlę ci pocztówkę z Antaru – uśmiechnęła się, a potem dodała już głośniej i zimniej – Tylko tego nie spieprz.
Wyszła razem z Kivarem już nie obracając się za siebie.
* * *
Rath odprowadził ich wzrokiem, a potem jego spojrzenie wróciło na Liz. Nic. Monitory wciąż wskazywały to co wcześniej. Nic nie rozumiał, przecież Kivar ją uzdrowił, przecież powinna otworzyć oczy. Dotknął jej dłoni. Ciało dziewczyny drgnęło. Wzrok Ratha zatrzymał się na wisiorku. Uśmiechnął się sam do siebie. Nie minęło kilka sekund, gdy Liz otworzyła oczy, rozglądając się. Powoli wracała jej świadomość, a trucizna najwyraźniej wyparowała z jej ciała. Delikatny uśmiech zarysował się na jej twarzy, gdy zobaczyła Ratha.
— Kocham cię mon etoile. – szepnął
* * *
Dziewczynka uniosła swoje duże orzechowe oczy i wlepiła je w postać, która stała naprzeciwko. Uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła małego chłopca. Jego zimne piwne oczy spoglądały na nią radośnie. Chłopiec uniósł małą rączkę i przyłożył ją do szyby akwarium. Dziewczynka uniosła swoją rączkę i przystawiła do szyby po swojej stronie szklanego domku naprzeciwko dłoni chłopca. Oboje się uśmiechnęli.
THE END