Liz zesztywniała i wyprostowała się. Loonie i Zan zauważyli jej dziwną reakcję. Mała brunetka nawet jakby zrobiła krok do przodu. Usta lekko jej się rozchyliły, a oczy zamigotały. Loonie zmarszczyła brwi i bardzo uważnie jej się przyjrzała. W oczach brunetki było coś, co nie dawało jej spokoju. Miała nawet wrażenie, że nocne niebo odbija się w tęczówkach nastolatki. Liz tymczasem stała całkowicie zesztywniała. Z korytarza dobiegł szmer, a potem dosłyszeli kroki. Z mroku wyłonił się chłopak w bojówkach i w koszulce z emblematem Metallicy. Maria dopiero teraz załapała i palnęła na głos do swojej siostry:
— Rath? Rath? To ten twój Rathy z sierocińca?
Chłopak, słysząc swoje imię wyprostował się i spojrzał na Marię, ale kiedy dotarło do niego, że wspomniano cos o sierocińcu jeszcze bardziej się spiął. Zmierzył uważnym wzrokiem blondynkę i rozpoznał w niej krzykliwą panienkę z pizzeri. Nie rozumiał czemu go skojarzyła z sierocińcem. Dopiero po kilku sekundach zrozumiał, ze blondynka mówiła do drugiej dziewczyny. Przeniósł na nią swój wzrok. To niemożliwe... Drobna postać z ciemnymi włosami, mrocznymi oczami wypełnionymi gwiazdami. Dziewczyna lekko drżała i wpatrywała się w niego, jak w ducha. I on zrobił krok do przodu, jakby chciał mieć pewność, że dobrze widzi. Jeszcze raz uważnie zmierzył ją wzrokiem. Ciemne włosy, ciemna skóra. Oczy... Nabrał głęboko powietrza, kiedy zobaczył w mrocznych tęczówkach iskrzące gwiazdy. Potem jego wzrok powoli ześlizgnął się na jej dekolt, gdzie wisiał niebiesko-czarny kamyk w kształcie listka. Zapanowała niezręczna cisza. Liz przełknęła ślinę i zdołała wyszeptać tylko:
— Rathy?
Chłopak drgnął. Po chwili szybkim krokiem zbliżył się do niej i nim ktokolwiek, a nawet ona sama, zdołała się zorientować mocno ją do siebie przytulił. Ramiona dziewczyny zawiązały się wokół jego szyi, a on obejmując ją w pasie uniósł lekko. Obrócili się wokół własnej osi, niw przestając ściskać. Jakby bali się, że ta chwila może prysnąć, gdy tylko uwolnią się z objęć. Brunetka wtuliła się w jego ciało, czując bicie jego serca. Co dziwniejsze biło ono tym samym rytmem co jej. Jego silne dłonie splotły się na jej talii, czując pod palcami jak jej ciało drży. Jej ciepły oddech odbijał się od jego policzka. Oboje mieli zaciśnięte powieki, jak gdyby bali się, że jeśli je otworzą to zbudzą się ze snu. Snu, którego nie mogli zaznać od trzynastu lat. Dopiero po kilku minutach Liz zdobyła się na odwagę i ponownie wyszeptała, teraz już wprost do jego ucha:
— Rath. Myślałam, że cię już nigdy nie spotkam.
— Mon etoile. – przytulił ją mocniej do siebie
Zan, Maria, Ava i Loonie stali w ciszy i z otwartymi ustami wgapiali się w całą scenkę. Maria i Zan wędrowali po ciałach Ratha i Liz błędnym wzrokiem, jakby z niedowierzaniem. Ava kompletnie nie miała pojęcia, co się dzieje. Loonie początkowo była zszokowana, ale jednak w jej oczach zaiskrzyło coś innego niż do tej pory. Jakby uśmiech i zaskoczenie za jednym razem. Różowowłosa drobna dziewczyna zapytała półszeptem:
— Co się dzieje?
Zan nie odpowiedział, jakby zupełnie nie usłyszał jej pytania. Za to Loonie postanowiła się odezwać. Jej głos był pełen zaskoczenia, ale śmiechu, jakby miłego zdumienia i niedowierzania:
— Pieprzona Gwiazda. – i nie było to w żadnym stopniu obraźliwe, tylko raczej żartobliwe i z nutką podziwu
Zan, Ava i Maria spojrzeli na nią. W tym momencie Rath i Liz zwolnili nieco uścisk. Chłopak postawił ją z powrotem na ziemię, a ona osunęła ramiona z jego ciała. Po policzku spływała jej łza. Rathowi przypomniała się scena z sierocińca. Kiedy się rozstawali, też płakała i tak samo na niego patrzyła. Uśmiechnął się i dłonią otarł jej policzek. Liz wtuliła twarz w jego ciepły dotyk. Rath spojrzał jeszcze raz na nią, na jej delikatne rysy i ciemną cerę. Kiedy miękkie usta dotknęły wnętrza jego dłoni, powietrze zatrzymało się w jego płucach. Nie mogąc uwierzyć, że właśnie stoi przed nim jego Lizzy, ponownie przysunął ją do siebie i przytulił, składając na jej czole czuły pocałunek. Całej tej scenki miała najwyraźniej dość jedna osoba... Zan. Westchnął jakby ze znudzeniem i niesmakiem, zmarszczył czoło i głośno powiedział:
— Więc to jest ta twoja gwiazdka?
— Matoł. – mruknęła Loonie, kopnęła go i odwróciła twarz od brata
Liz zmieszała się nieco i zakładając włosy za ucho odstąpiła o krok od Ratha. Ten przerzucił swój wzrok z niej na Zana i posłał mu zimne, prawie mordercze spojrzenie. Nie podobał mu się ten ton. Napięcie dobiła jeszcze Maria:
— Ten kretyn z pizzeri, który mi groził, to twój Rathy?
Brunetka odwróciła się do niej, posłała zimne i przeszywające spojrzenie siostrze i kopnęła ją w kostkę, aż ta syknęła z bólu. Powróciła wzrokiem na Ratha i uważnie zlustrowała całą jego sylwetkę. Splotła ramiona wokół siebie i powiedziała niepewnie, jakby z lekkim zażenowaniem:
— Więc tak teraz wyglądasz...
— Ta. – mruknął Rath, czując się nieco skołowanym
Znów oboje zamilkli. Maria zaczęła tupać nerwowo nogą, Ava wtuliła się plecami w Zana, który z kamienną twarzą uważnie obserwował małą brunetkę. Loonie przesunęła swój wzrok z ściany na pozostałych. Kiedy zobaczyła, że Rath wlepia oczy w podłogę, a mała brunetka przygryza wargi, pokręciła głową z politowaniem. 'Spotykają się po latach i nie potrafią z siebie ani słowa wykrztusić' Potem przebiegła lodowym spojrzeniem po pozostałych i stwierdziła, że na oczach takiej widowni ją tez by trafiło. Ruszyła się z miejsca. Podeszła do Zana i pchnęła go w stronę wyjścia:
— Wychodzimy. – powiedziała ostro
— Że co? – Zan się oburzył i uniósł rękę
— Wypieprzaj Zan i nie wkurzaj mnie. – warknęła Loonie
Kiedy przestraszona Ava ruszyła w stronę wyłomu w ścianie, przez który kilka minut wcześniej weszły siostry Parker, Zan poszedł niechętnie za nią, rzucając tylko przelotne mordercze spojrzenie na swoją siostrę. Ta podeszła jeszcze do Marii, szarpnęła ją za ramię i syknęła do jej ucha:
— Chodź lala.
— Ale... – blondynka usiłowała zaprotestować
— Spotykają się po trzynastu latach, potrzebują odrobinki czasu na pogadanie... więc łaskawie zabieraj stąd swój tyłek i wynocha.
Kiedy zszokowana i wyraźnie wstrząśnięta blondynka zaczęła się kierować w stronę drzwi, Loonie na chwilkę podeszła do Ratha i Liz. Sięgnęła dłonią do kieszeni Ratha i wyjęła z niej kilka dolarów, mrugnęła do Liz i dodała:
— Spoko. Będę ich trzymać z dala od tej nory przez całą noc. – wychodząc rzuciła sarkastycznie, żeby nie wydać się zbyt dobrą – Tylko nie pieprzcie się na moim łóżku!
* * *
Czwórka pozostałych szlajała się po ciemnym parku. Zan i Ava szli objęci szybkim krokiem. Chłopak co jakiś czas odwracał głowę i obrzucał pozostałą dwójkę niechętnym spojrzeniem. Loonie i Maria szły za nimi. Blondynka obejmowała się ramionami, bo zmarzła i z każda chwilą jej ciało zaczynało bardziej kostnieć. Natomiast dziewczyna w bojówkach nie zwracała na nią uwagi, tylko rozglądała się podejrzliwie dokoła. Kiedy dotarli do krańca parku, Vilandra zwróciła się do Marii chłodnym tonem:
— Tędy szybko dojdziesz do swojej przecznicy.
— A Liz? – Maria zapytała ze zdumieniem w głosie
— Liz jest teraz zajęta. Wątpię, aby dzisiaj wróciła do domciu.
— Ale... – blondynka potrząsnęła głową, ale dziewczyna jej przerwała
— Słuchaj no blond weszko! Brunetka zostaje na noc z Rathem czy ci się to podoba czy nie. Więc teraz zabierzesz się stąd i szybkim krokiem pójdziesz do domu i opowiesz rodzicom bajeczkę, że twoja siostrunia nocuje u koleżanki. Albo... – jej ton był coraz groźniejszy – Tak ci pochlastam tę piękna buziulkę, że nikt cię nie pozna i nie będziesz nawet wiedziała, jak się nazywasz. Zrozumiałaś? A teraz spieprzaj.
Maria otworzyła usta, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, a potem szybkim krokiem odeszła w stronę, która jej wskazała Loonie. Ta tylko westchnęła i obróciła się. Ani Zana ani Avy nie było w pobliżu. Zmrużył oczy i przebiegła wzrokiem po okolicy. Wzruszyła ramionami i znów zatonęła w głębi mrocznego parku. Nie uszła nawet kilkunastu metrów, gdy ktoś ją chwycił w pasie i pocałował bardzo namiętnie. Nie broniła się, wiedziała kto to. Kivar.
* * *
— Witaj Zan. – zabrzmiał czyjś nieprzyjemny głos
— Nicholas. – odpowiedział chłopak bez większego entuzjazmu
— Więc jak? Zdecydowaliście się? – zapytał chłopiec
— Owszem. Wiesz, że od dawna tego chcieliśmy.
— Dobra. – mruknął Nicholas – Ale widzę tylko dwójkę, gdzie reszta twojej świty? Zgubili się? – zakpił
— Chyba nie sadziłeś, że całą czwórką się z tobą spotkamy. Pozostali są w tym z nami, ale chyba nie musza tego potwierdzać na piśmie?
— Zan, Zan... – Nicholas pokręcił głową – Albo jesteś taki głupi albo się zgrywasz.
Ava podskoczyła, czując jak Zan się wyprostowuje i wbija zimne spojrzenie w Nicholasa. Mały chłopiec obszedł ich dokoła, w ogóle nie przejmując się Zanem. Wbił wzrok w mrok parku, a potem powiedział niezwykle pewnie:
— Twój przyjaciel jest odmiennego zdania.
— Co? – Ava nie bardzo rozumiała co Nicholas miał na myśli
— Rath, laleczko. – odpowiedział z drwiną i palcem zastukał w jej czoło
— Co ma do tego Rath? – zimnym tonem spytał Zan, łapiąc jednocześnie Nicholasa za nadgarstek i wyginając jego rękę
— On nie opuści Ziemi. – stwierdził Nicholas – Nie teraz, gdy znalazła tę swoją... jak jej tam... zresztą nieważne.
— Skąd o tym wiesz? – zapytała Ava niezwykle podejrzliwie
— Chyba nie sądziliście, że nie będę was sprawdzał? Musze dbać o dobro swoich interesów i pilnować tego, byście mnie nie wydali. Mogę stracić głowę, jeżeli Kivar dowie się o tym wszystkim.
— Dobra. Spotkał tę swoją Gwiazdkę, co z tego? – zapytał Zan
— Jesteście kosmitami i to cholernie zimnymi i okrutnymi, ale jednak macie w sobie geny ludzkie. Więc to z tego, że Rath ma swego rodzaju...hmmm... serce, które obecnie oddał małej brunetce. – pokręcił głową i dodał zimnym, ale i cynicznym tonem – Jest na tyle głupi, że będzie chciał zostać tam gdzie jest ona, a jej na Antar nie zabierzemy.
Ava uważnie wpatrywała się w Nicholasa, a potem podniosła głowę i spojrzała na Zana, który zdawał się intensywnie nad czymś rozmyślać. Znała te minę. Był niezadowolony, a nawet odrobinę wściekły. Zapytała niepewnie:
— I co teraz zrobimy?
Zan spojrzał na nią, a potem na Nicholasa. Wbił wzrok w głąb parku:
— Pozbędziemy się jej.
c.d.n.