Część X „Pantynilion – Im Salomea”
Sama nie wiedziałam skąd do cholery się tu wzięliśmy, ani dlaczego Alex ma takie czarne oczy? „A co to takiego co trzymam w ręku...to przecież ten znak co mam na naszyjniku”
W otwartych dłoniach zauważyłam dziwny kwadratowy kamień. Na boku który był w moją stronę widniał ów znak. Rozejrzałam się wokół. Wszyscy jakby staliśmy w identycznych odstępach tworząc kwadrat. Każde z nas trzymało w ręku jeden kamień. Zaczęły się jarzyć. Poświata łączyła się w punkcie przecięcia. Nagle wiatr mocno zawiał. Słyszałam różne trzaski i huki. Przed nami powoli ukazywał się dziwny kryształ nie mający właściwie kształtu, albo ciągle go zmieniający. Był przezroczysty, ale w miarę, aby go było widać.
— Co to jest? – usłyszałam w duchu głoś Javiego
— To jest Pantynilion – odpowiedziałam
Nagle znowu zawiał ten zimy wiatr. Na niebie, dotychczas czystym, pojawiły się burzowe chmury. Pioruny waliły jak szalone. W pewnym momencie usłyszałam straszliwy śmiech.
— Witajcie moi mili – tuż obok Alex pojawił się bardzo przystojny mężczyzna
— Kim jesteś? – krzyknął Javi
— Twoim najgorszym sennym koszmarem...i najpiękniejsza fantazją twojej ukochanej Salomei... – spojrzał dziwnym wzrokiem na mnie, czyżby to było do mnie? – Największym wrogiem Araggo...i spełnieniem marzeń twojej ukochanej siostry Oleandry...- odsłonił jej delikatnie włosy z szyi
— Witaj ukochany Maligorze – Alex odwróciła się w jego stronę i popatrzyła na niego tymi czarnymi, chorymi oczami – Znowu razem – złapał ją i czule pocałował
— Odwal się od niej – Key ruszył w jego stronę, jednak niesamowity podmuch uderzył nim o skałę
Jego głowa była stłuczona. Po oczach spływała krew. Natychmiast stracił przytomność. Popatrzyłam na Javiego. Był zamyślony. Złapał się energicznie za głowę, tak jakby poczuł wielkie ukucie.
Tajemniczy mężczyzna trzymał wyciągniętą przed siebie rękę. Skierowaną dokładnie na Carlsona. Chłopak coraz bardziej kulił się z bólu. Zaczął nawet krzyczeć.
— Alex zrób coś!! – mówiłam przez łzy jakby do rzeźby
Dziewczyna stała i tylko wpatrywała się. Tak jakby nie była sobą...nie była...
— Alex błagam cię!! – spojrzała w moją stronę
— Salomea...dlaczego płaczesz?? – spytała
— Jaka Salomeo...jestem Sara...Alex proszę cię pomóż Javiemu
— Dlaczego ona mówi tak o sobie – Carlson zwróciła się z pytaniem do mężczyzny
— Ona chyba nie wiem kim jest.... – odparł nie puszczając chłopaka
— Wiem kim jestem!! Jestem Sara Janson...mieszkam w Nowym Jorku, razem z mamą, tata, siostrą...- zakryłam uszy aby nie słyszeć krzyków bólu – Wiem kim jestem...jestem sobą – nic to jednak nie dało – Zostaw Go W spokoju!!!!!!!!! – wrzasnęłam głośno
Zaczęło we mnie buzować. Spokój mieszał się ze złością, płacz z uśmiechem. Tupałam mocno. Zaciskałam pięści. Zamazane oczy od łez spojrzały najpierw na przerażonego Maligora, później na Javiego i Keya, potem na Alex. Jej oczy stały się znów takie jak zwykle. Rozejrzała się szybko w poszukiwaniu swojego ukochanego. Widząc jego zakrwawioną twarz podbiegła.
— Po co tu wróciłeś – coś kazało mi to mówić
— Chciałem odebrać wam...dzieciakom...Pantynilion... – uśmiechnął się
— Aby znowu zabić własny lód?!
— Razem z twoim ukochanym Heydenem, z tobą możemy wybudować wielkie imperium
— Gdzie ludzie będą pracować tylko po to, aby umrzeć...NIGDY! – nie miałam pojęcia dlaczego ja tak gadałam
— Nie wiesz co mówisz głupia dziewczyno...umrzesz za to!! A razem z tobą twoi ukochani – zaśmiał się głośno
— NIGDY!!! Nigdy na to nie pozwolę...nie zabijesz ich!! – krzyknęłam i ponownie zacisnęłam dłonie, jeszcze mocniej
Pojawiły się na niej małe iskierki, zresztą na całym moim ciele. Kryształ również zaczął migotać. Czułam wielki przypływ energii.
— Każdy podobno dostaje następną szanse, my ją dostaliśmy...może i na ciebie będzie pora – wyciągnęłam energicznie rękę przed siebie
Z niej wydobył się wielki strumień energii. Nie mogłam jej zablokować, ani powstrzymać. Ogromne światło ogarnęło cały wszechświat. Nie było nic innego...jedynie jasna poświata i moje marzenia...marzenia, aby wrócić do domu...prawdziwego domu na Ratnarze...razem z moimi ukochanymi Oleandrą, Araggo i Nazem...na zawsze!!
~*BŁYSK*~
— Małgośka, Gośka!! – młoda dziewczyna otworzyła oczy
— Co chcesz? – odpowiedziała zdenerwowana
— Przyszły twoje koleżanki...idziecie oddać książkę??
— Tak...już idę..
”WŁAŚNIE SKOŃCZYŁAM MARZYĆ...PRZELAŁAM TO NA PAPIER, ABY KAŻDY TO POZNAŁ”
KONIEC
Wierzcie w marzenia, niektóre potrafią się spełnić...a jak nie...nigdy nie zapominajcie, że istnieje jeszcze świat...taki malutki w naszych głowach...tam może stać się wszystko...
– przyszły psycholog Małgosia Schawartz