Część II „Czechoslovakians”
Miałam już dość siedzenia w ławce, do tego nie było dziś praktycznie lekcji. Wszyscy zamulali, a ja marzyłam aby siąść przed komputerem i poczytać lub popisać opowiadania. Inni też je tworzyli. Większość była super, najbardziej lubiłam takie o wszystkich. Albo tylko i wyłącznie o Isabel i Alexie.
Biedak...musieli go uśmiercić. Tak go lubiłam. Często oglądając odcinek „Cry Your Name” ryczę jak dziecko. Zginął w wypadku samochodowym...nie zupełnie. To wszystko przez Tess – dziwka, nienawidzę jej. Wszystko psuła.
Wychodząc ze szkoły ujrzałam jakąś zebraną grupę. Szybko podeszłam, aby zobaczyć co się dzieje. Okazało się, że to dziewczyny z mojej klasy, znowu się wyzywają...mają takie słabe texty, że aż strach. Słuchając ich śmiałam się na całego.
— Weź się przymknij gremlinie – powiedziała jedna
— Mulisz nere, lepiej się zamknij
— Jak się złościsz wyglądasz jak zielony ufol – to we mnie trafiło, wyszłam na środek i złapałam tamtą za bluzkę
— Ty lala...nie mów takich rzeczy, jeżeli nie wiesz jak wygląda ktoś z TAMTĄD – wskazałam palcem na górę – Oni nie są wcale zieloni i nie mają wyłupiastych gał jak ona – wskazałam na tą drugą – I jeżeli jeszcze raz usłyszę, że obrażasz kosmitów dostaniesz zdziro!! – dodałam popychając ją do ściany i odwróciłam się
Ludzie patrzyli się na mnie jak na debilkę, ale co mi tam, bronię swoich. Zobaczyłam tylko dziwny wzrok chłopaka – tak to był Javi – o co mu chodziło. Za chwile wszyscy zaczęli mi bić brawo i gwizdać. Uśmiechnęłam się triumfująco i przybiłam piątkę McKeyowi.
— Jesteś extra mała! – powiedział
— Wiem...-odpowiedziałam i odeszłam w swoją stronę
Starałam się jak najszybciej dojechać do domu. Droga była dosyć spora, ale musiałam dać sobie rade. Nikt nie chciał mnie podwieźć. Dziwne, nawet Marcus. Ale wogóle go nie zobaczyłam przed szkołą. Nagle usłyszałam hurgot silnika i głos:
— Hej S.J.! – to był Marcus, bogu dzięki – podwieźć cię?? – oczywiście zgodziłam się
Jechaliśmy na około, widocznie chłopak miał zamiar coś wykombinować.
— Więc...co robisz w piątek wieczorem?? – wyskoczył z propozycją
—
— Nic istotnego – odpowiedziałam obojętnie
— Miałabyś ochotę pójść do kina?? – spytał
Chwilę się zastanawiałam. Marco nie był taki zły, typowy nastoletni murzyn. Lubiłam go. Fajnie się ubierał i w ogóle. Jako materialistka leciałam również na jego kasę. Popatrzyłam na niego z uśmiechem „a co mi szkodzi”
— Ok – odpowiedziałam
Widać, było że chłopak trochę się na jarał się na to. Ja jednak musiałam poprawić swoją reputacje. Od dobrych kilku miesięcy nie miałam chłopaka. Krótko mówiąc wykorzystałam okazje.
Podwiózł mnie i lekkim nieoczekiwanym całusem w policzek pożegnaliśmy się. Idąc trawnikiem do drzwi zobaczyłam nadjeżdżającą ciężarówkę pod dom obok. Długi czas stał pusty. A tu nagle zjawia się jakaś cywilizacja. I dobrze, może jakiś przystojniak. Nie no znowu to będzie już mało interesujące. Na widoku miałabym już 3 a to byłoby już powyżej moich możliwości.
Weszłam do domu, rzuciłam plecak i krzyknęłam, że już jestem. Mama natychmiast zjawiła się w korytarzu z uśmiechem.
— To dobrze, dziś mam dużo pracy więc.... – wiedziałam co się święci
— Wróciłam, ale lecę już na górę...bo mam dużo nauki – wbiegłam po schodach na górę i zamknęła za sobą drzwi swojego pokoju
Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam się wyciągać, we wszystkie strony. Słysząc wszystkie swoje kości, zdecydowałam trochę poćwiczyć. Włączyłam płytę – ścieżkę dźwiękową z filmu „Save the last dance” – i zaczęłam gimnastykę. Jednak zaczęło mi coś zagłuszać. Wyjrzałam przez okno i zorientowałam się, że dobiega to, z domu obok.
Kawałki które tam leciały były całkiem niezłe. Trochę rapu i R&B. Siadłam na parapecie i zaczęłam słuchać. Nagle melodia się zmieniła, usłyszałam sam wstęp i już wiedziałam co to jest. To było proste: Save Ferris – Let Me In. Kocham tą piosenkę. Jak zahipnotyzowana zaczęłam tańczyć i śpiewać.
Szybko przeprałam się w jakieś luźne ciuchy. Dresowe spodnie i jakąś krótką bluzeczkę na ramiączkach. Nagle poczułam jakby ktoś się na mnie chamsko gapił. Odwróciłam się energicznie i spojrzałam przez okno. Szczerze powiedziawszy to stanęłam jak wryta przestając śpiewać i tańczyć, a przy okazji otwierając szeroko usta ze zdziwienia. Przygryzłam nerwowo wargę, jak zwykle robię. W oknie naprzeciwko stał Javi, myślałam że schowam głowę w piasek ze strachu. Spuściłam lekko głowę i pomachałam mu ręką.
Ten tylko zaśmiał się, odmachał mi i zniknął.
Jak huragan zleciałam na dół z krzykiem.
— Mamo!!!! Dlaczego mi nic nie powiedziałaś, że mamy nowych sąsiadów!! Spaliłam się przez ciebie! – miałam do niej straszne wyrzuty
— Uspokój się...co się stało? – odpowiedziała – To tylko Carlosonowie – dodała
— Mamo, ja z ich synem chodzę do klasy!! – krzyczałam – ja śpiewałam i tańczyłam, a on to widział
— Uuuu....hehehe – zaczęła się ze mnie śmieć
— Mamo! Przestań mnie jeszcze bardziej dołować – odeszłam wkurzona wyciągając z lodówki puszkę coli
Gdy tylko wróciłam do pokoju, zasłoniłam okno i zaczęłam się uczyć. Dziwne, ale musiałam jakoś odreagować. Jednak po chwili położyłam się. Nie długo wytrzymuje przy książkach. Nagle usłyszałam stukanie do drzwi.
— Proszę – powiedziałam
— Cześć – to były moje koleżanki
— Hej...nie uwierzycie co się stało??!! – zaczęłam chcąc im opowiedzieć historię z Javim
— Wiemy – powiedziały razem – twoja mama nam powiedziała, a poza tym widziałyśmy go przed chwilą na dworze z chłopakami
— ??? – byłam zakłopotana, moja matka oczywiście musiała wszystko opowiedzieć – Wiedziałam, że szybko znajdzie się pośród naszych – uśmiechnęłam się lekko
— On jest naprawdę boski – powiedziała Tracy – Te oczy, takie niezwykłe – dodała
— Ej...słonko, nie przeginaj, najpierw ja się nim zajmę – przypomniałam sobie o naszym zakładzie
— To lepiej się pośpiesz bo słyszałam, że Shila ma już go a oku
Mój odwieczny wróg Shila Smith. Od podstawówki nienawidziłyśmy się: ciągłe kłótnie, a powodem zazwyczaj byli faceci. Baloniasta, ruda lala. Jej ojciec ma firmę komputerową więc dziana jest nieźle. Słysząc nawet jej imię doprowadzało mnie do szału.
— Niech się odwali, Javi jest mój – podeszłam do okna lekko odsłaniając zasłonkę
To co tam zobaczyłam było po prostu ciałem Apollina. Te mięśnie i wysportowany brzuszek. Machnęła ręką na dziewczyny, które od razu rzuciły się do okna. Przez kilka chwil podziwiałyśmy to cudo, jednak on musiał spojrzeć w naszą stronę. Szybkim ruchem odwróciłyśmy się i zaczęłyśmy panicznie śmiać. A, że okno było otwarte na pewno to słyszał.
Gdy zostałam sama w pokoju chwyciłam za nowy pamiętnik i wpisałam pierwszą datę:
1 września 2004 rok.
„Nazywam się Liz Parker. Tzn. nie zupełnie, naprawdę mam na imię Sara Janson. Ale bardzo chcę się upodobnić do głównej bohaterki serialu Roswell- W kręgu tajemnic. Ona tak jak ja ma kilka tajemnic. Jednak jej są nie takie, jak ma zwykła ziemska nastolatka – Jej tajemnice są kosmiczne. Ukrywa ona pochodzenie swojego chłopka Maxa i jego przyjaciół.
Ja zwykła nastolatka również mam tajemnice, jednak są one inne niż Liz, po prostu normalne. Sekrety choć małe i nieważne jednak są i zawsze chcę je mieć. Świat byłby nudny gdyby wszyscy wiedzieli co myślą inni. Jakbym się czuła wiedząc, że chłopak który mi się podoba uważa, że jestem brzydka i nie chciałby się umówić ze mną nawet na jedną marną randkę.
Tajemnice powierza się tylko osobie której ufamy. Ja chyba jeszcze nie mam takiej. Oczywiście mam przyjaciółki – Kelly i Tracy, ale muszę się upewnić co do nich, zanim im zaufam w całości”.