Część IV „Bet – bad idea”
Tego środowego wieczora oglądałam jakiś tolk – show. Rozmawiali o kosmitach. Najczęstsze pytania to: wierzysz w istnienie obcych? Jak według ciebie wyglądają? Czy są przyjaźnie nastawieni do nas? Kiedy dowiemy się gdzie są?
Śmiałam się słysząc głupkowate odpowiedzi np. to zielone ludki które chcą podbić cały wszechświat, ludzie bójcie się tych stworów, są 100 razy głupsi od nas, a może w ogóle żyją jak w starożytności.
Wzięłam kartkę i długopis. Odpowiedziałam na nie po swojemu:
„Kosmici żyją i mogą być wśród nas. Wyglądają jak ludzie tzn: mężczyźni są o wiele przystojniejsi tak jak Maxiu i Michael. Oczywiście że są przyjaźnie do nas nastawieni, nie ma się ich czego bać, to też istoty tyle że pozaziemskie. Wierzę, że gdzieś na ziemi są tacy, którzy mają dziwne moce np. uzdrawiania lub wchodzenia w czyjeś sny. Sama bym tak chciała, mogłabym zobaczyć o czym śni Javi...oczywiście nie musi być to akurat on, ale...”
Z zamyśleń wyrwał mnie głos mamy, która właśnie wróciła ze pracy:
— Sara...będziesz musiała mi jutro pomóc po szkole – zaczęła – na kolacje przychodzą Carlsonowie, więc proszę cię bądź w domu
„O boże!” pomyślałam otwierając szeroko usta. Jeżeli Carlsonowie to i Javi, w takim wypadku muszę moich starszych pilnować.
Oczywiście między mną a Javim wszystko się pięknie układało, byłam z nim na spacerze, odwoził mnie do szkoły i z powrotem. Wychowawczyni nawet zapisała nas na konkurs ortograficzny – on okazał się równie dobry z tego co ja. Poszło nam całkiem nieźle, pojutrze dostaniemy ostateczne wyniki. Nagrodą jest czterodniowy wyjazd do jakiegoś fajnego miasteczka. Ciekawe kto wygra z dziesiątki najlepszych w szkole, wytypują dwie osoby. Liczę na wygraną, podobno z innych szkół w także jadą po dwie osoby, może poznam kogoś fajnego.
Nie mogłam jednak pozwolić na bliższe spotkanie Javiego z moimi rodzicami, mogło okazać się to dla mnie katastrofą.
— Dobrze mamo, będę w domu – odpowiedziałam z uśmiechem
***
Następnego dnia w szkole oczywiście na polskim siadłam z Javim. Podzieliłam się z nim wrażeniami na temat dzisiejszego wieczoru. Okazało się, że on tak jak ja nie jest z tego zadowolony, nie chciałby, abym poznała jego rodziców.
— Co myślisz o tym, aby się później urwać z tej kolacji?? – szepnęłam mu do ucha i zobaczyłam uśmiech na jego twarzy
Zrozumiałam, że oznaczało to zgodę.
— Sara, Javi...jutro dostaniemy wyniki – podeszła do nas Clarysa
— Już się nie mogę doczekać – odpowiedziałam podlizującym uśmieszkiem
Na przerwie, przy wyciąganiu książek złapały mnie Tracy i Kelly. Byłam pewna, że chcą się dowiedzieć jak mi idzie z zakładem
— ...Spokojnie...pocałunek już zaliczony...został mi tylko bal i miła zabawa we dwoje – wyprzedziłam ich tysiące pytań
— Pewnie znowu wygrasz ten zagład...
— Bądźcie tego pewne, wygnam ten zakład i będę miała Javiego dla siebie, żadna Shila ani inna dziąłcha mi go nie odbierze! – dodałam głośno i odwróciłam się słysząc dzwonek
Jednak tuż za rogiem zobaczyłam Carlsona. Widać był nieźle wkurzony. Byłam wręcz pewna, że słyszał naszą rozmowę.
Zgryzłam dolną wargę i spuściłam głowę. Strasznie głupio wyszło.
— Javi ja...- nie zdążyłam dokończyć gdyż on odwrócił się i jedynie machnął niechętnie ręką
Po chwili zauważyłam jak urządzenie gdzie zazwyczaj pija się wodę wybuchło. Zaraz po tym jak przeszedł koło niego. Zastanawiałam się co się z tym stało.
***
Ściskało mnie w środku, zrozumiałam, że ten zakład to nie był dobry pomysł. Potraktowałam go jak śmiecia. Tyle dla mnie zrobił – był przy mnie gdy się bałam, a ja...po prostu: następny mój cel. Ale czułam, że trudno mi będzie to naprawić, a może w ogóle mi się nie uda.
Pewnie go nie będzie na kolacji, nawet się nie będę szykować. Jak mama mnie zawoła zejdę, choćby w dresach. Teraz już mi wszystko jedno. Bardzo brakuje mi teraz Javiego. Sama nie wiem dlaczego tak bardzo mi na nim zależało. Widocznie był inny niż wszyscy.
Wariowałam myśląc o tym co się z nim dzieje. Cały czas zastanawiałam się czy kiedykolwiek mi to wybaczy. Zrozumiałam, że on jednak coś do mnie czuł. Wspominałam wyraz jego twarzy na korytarzu. Był strasznie zły, a potem to odszedł zrezygnowany jedynie machając ręką.
Płakałam, naprawdę płakałam. Z tęsknoty za rozmowami i spacerami. Sama nie mogłam uwierzyć, że tak szybko się do niego przywiązałam.
Nawet nie zajrzałam do książek, nie chciałam się uczyć. Myślałam i myślałam bez przerwy.
— O nie S.J., zapomnij o nim i żyj dalej!! – powiedziałam głośno do siebie – użalanie się nad sobą nie da rady – otarłam łzy – zrobiłaś źle, wiesz że nic nie naprawisz...-tłumaczyłam sobie co chwilę – Zapomnij o Nim i koniec! – wątpiłam jednak, że to się uda
Chwilę później złapałam za telefon i zadzwoniłam do Tracy.
— Hej...masz chwilę...mam ochotę się przejść?? – spytałam
— Jasne...zaraz po ciebie wpadnę i pójdziemy po Kelly
— Oki...czekam – odłożyłam słuchawkę i szybko się przebrałam, uczesałam i umalowałam.
Zbiegłam na dół, oznajmiłam mamie że wychodzę z domu. Ona oczywiście próbowała mnie zatrzymać, ale nie słuchałam jej już. Zarzuciłam kurtkę i po prostu wyszłam. Miałam ochotę się bawić...i to jak najdłużej.
Wyszłam naprzeciw Tracy. Z uśmiechem przywitałam ją i poszłyśmy po Kelly.
We trzy pojechałyśmy najbliższym metrem do miasta. Chciałyśmy potańczyć w jakimś klubie, brakowało nam tego.
Wstąpiłyśmy do pierwszej dyskoteki – gdzie puszczali młodszych. Szalałam, bawiłam się, tańczyłam. Czułam się o wiele lepiej, jednak w mojej głowie cały czas widniał wyraz twarzy Javiego. Starałam się zapomnieć, ale nie mogłam. Przypomniałam sobie również ten dziwny wybuch źródełka. Identycznie się działo gdy Michael był zazdrosny, albo zły o Marie. Ale to niemożliwe żeby Javi rozwalił to niby kosmicznymi mocami. On nie był taki jak oni.
Wróciłam dość późno jak na dzień powszedni. Jednak w domu cały czas siedzieli Carlsonowie, bez syna. Przywitałam się. Wydawali się bardzo mili. Pani Carlson od razu mnie chyba polubiła. Ucieszyłam się nawet, ale teraz jest mi to już nie potrzebne.
Pobiegłam na góre. Pierwsze co mi wpadło w oko to okno, było odsłonięte. Jego okno również. Nie było jednak go w pokoju, ciekawe gdzie jest...a może już śpi.
***
Następnego dnia w szkole omijałam wielkim łukiem miejsca gdzie mogłabym spotkać Javiego. Jednak zbliżał się Angielski, a za tym idzie siedzenie razem z nim w ławce. To będzie straszne.
Jedynym pocieszeniem był Key. Zawsze umiał poprawić mi humor. Złapałam go zaraz na długiej przerwie i siadłam z nim przy stoliku.
— Hej McKey...jak leci?? – spytałam
— Jakoś życie płynie...żadnej laseczki w szkole i trochu słabo, nie ma kogo podrywać – odpowiedział
— No wiesz co?? O mnie zapomniałeś? – udawałam smutną
— Ej słonko... ty to jesteś moja najsłodsza lala, ale tobą zajmuje się Javi, ja się nie chce mieszać – pomachał rękoma
— Jednak się mną już nie zajmie...- teraz naprawdę posmutniałam
— A co się stało kochanie – przytulił mnie przyjacielsko
— Dowiedział się o naszym, czyli moim i Kelly zakładzie i trochę się pogmatwało – odpowiedziałam
— Oj dziewczyno...źle się stało...ale zapomnij, bież się za Marcusa...on też na ciebie leci – skomentował
— Myślisz że ja nie wiem, ale mi naprawdę zależy na Javim
— Jak pragnie to wróci, tak jak mawiał jakiś poeta...nie to było „jak kocha”...ale co tam
— Chciałabym....
— A kto by nie...słonko doradź mi lepiej jaką laskę mam poderwać bo mój przyjaciel się chyba zatraci zupełnie – zajrzał do spodni
— Eh...naprawdę nie wiem, idź do Mel...ona na pewno mu pomoże – zaśmiałam się
— Boże znowu....to będzie już czwarty raz
— Nie martw się...ona zawsze jest gotowa – dodałam
— Masz racje...idę z nią pogadać w trójkę...pa misiek – pocałował mnie lekko w policzek i odszedł
Siedziałam jeszcze chwile przy stoliku czekając na dzwonek. Teraz jest Anglik i muszę się trzymać. Poza tym dowiem się co z konkursem. Pewnie znowu wygra taka małolata, a ja będę na drugim miejscu. Tym razem są jednak dwie wygrane, mogę wyrwać się na kilka dni od szkoły i przy okazji Javiego.
Siadłam wygodnie w ławce nie patrząc nawet na niego. Nie kwapiłam się do ponownego kontaktu wzrokowego.
Nauczycielka od razu do nas podeszła z kartką.
— Mam dla was wspaniałą nowinę...wygraliście mieliście identyczną liczbę punktów...to wy z całej szkoły pojedziecie na wycieczkę – powiedziała z uśmiechem – Wiem, że się bardzo lubicie i będziecie się świetnie bawić
„Co takiego?” krzyknęłam w duchu. To nie możliwe, miałam się od niego uwolnić, a tu jeszcze będę z nim...nie to jakaś pomyłka.
Spojrzałam najpierw, wielkimi oczami, na Claryse, a po chwili na Javiego. W tym samym momencie on popatrzył na mnie. Chwila milczenia.
Te kilka dni będą BARDZO TRUDNE!!!!!!!