Część V „Two Different Worlds”
W noc przed wyjazdem nie byłam pewna czy jechać. „To będzie naprawdę trudne. Dobrze chociaż , że nie będziemy w jednym domku lub pokoju, mogłoby skończyć się to wielką kłótnią, albo wywaleniem kogoś”.
O godzinie szóstej wstałam i dokończyłam pakowanie – kanapki, chipsy, picie. Na postój zawiózł mnie tata. Z daleka zauważyłam Javiego i jego rodziców. Natychmiast się odwróciłam. Jednak mój kochany tatuś musiał się przywitać z Carlsonami. Zaciągnął mnie tam siłą. Uległam z kwaśna miną:
— Miło, że nasze dzieci wygrały ten konkurs – po jakimś czasie powiedział Matt Carlson
— Zgadzam się – uśmiechnęli się do siebie, a ja patrzyłam wszędzie oby nie tylko na Javiego
— Jeffrey, Sara, dlaczego się nie cieszycie? – spytała jego mama
— Właśnie...urwaliście się ze szkoły, a teraz chodzicie jak w żałobie – dodał ojciec Javiego łapiąc nas oboma ramionami i ściskając
— Proszę cię nie bać, proszę pana, cieszymy się i to bardzo – ratowałam się przed uduszeniem
— Właśnie, cieszymy się – dodał Javi gdy Matt puścił nas
Rozglądałam się chwile na około. Nowe twarze, nowi znajomi. Liczyłam na zabawę, jednak w dalszym ciągu przerażało mnie, że będę tam z nim.
Gdy członek kadry kazał wsiadać, szukałam jedynie miejsca z dala od Javiego. Upatrzyłem ofiarę na samym końcu. Chciałam już usiąść z tym chłopakiem gdy usłyszałam głos wychowawcy.
— Osoby z tych samych szkół proszę siąść razem – ręce mi opadły, wszystko na marne
Wrzuciłam plecak na górna półkę i z kwaśną miną siadłam obok niego. Sam jego – podkreślę – piękny zapach doprowadzał mnie do szału. Chciałabym się do niego przytulić, jednak nie mogłam tego zrobić, wiem, że on mnie nienawidzi.
Zastanawiałam się jaki ma wyraz twarzy, czy taki jak ja – niesmaczny, czy może jest szczęśliwy, a może lepiej jest wściekły, że musi siedzieć i przebywać ze mną.
Wychowawca, zanim wyjechaliśmy, podchodził do każdego i sprawdzał listę obecności.
— Jeffrey Carlson i Sara Janson?? – pokiwaliśmy głowami gdy podszedł do nas
— Proszę pana...-zatrzymałam go – ile będziemy jechać??
— Proszę mów mi Fred – odpowiedział – będziemy jechać około 3-4 godzin z jednym postojem – facet wydawał się nawet fajny, zobaczymy jak będzie dalej
— A jak wygląda ośrodek w którym będziemy?? – spytałam ponownie
— Jest to dość duży budynek nad jeziorem. Niedaleko jest miasto gdzie pojedziemy raz na dyskotekę. Do wypożyczania są rowery, więc można w każdym momencie przejechać się w stronę miasteczka. Miła atmosfera, łazienki, wygodne łóżka i dobre jedzenie
— Zapowiada się fajnie – dodałam, a Fred odszedł do następnego rzędu
Siedziałam w milczeniu to czytając gazetę lub słuchając muzyki. Zaraz po postoju zmorzył mnie sen. Przymknęłam oczy, a przez myśl przebiegł mi pomysł „Niby zasnę i osunę się na jego ramie, ciekawe jak się zachowa?”.
Chwilę wahałam się, jednak w końcu moja głowa opadła na jego bark. Chwile siedziałam spięta, myślałam, że zaraz mnie zrzuci. Jednak nie, czułam tylko jak odwraca się w moją stronę, najwyraźniej zdziwiło go to co zrobiłam. Nawet nie ruszył ręką.
„Chyba jednak uda mi się naprawić to wszystko”. Nawet nie zauważyłam kiedy naprawdę zasnęłam.
***
Z ślicznego snu zbudził mnie głos Freda. Otworzyłam oczy, czułam, że cały czas leże na Javim. Powoli podniosłam się uśmiechając się w duchu. Zaczęłam słuchać wychowawcy:
— ...Za 15 minut będziemy na miejscy, proszę przyszykować plecaki, po obiedzie rozdam kluczyki do pokojów
— Eh nareszcie, szepnęłam pod nosem
— Przecież i tak pół drogi spałaś – nie mogłam uwierzyć, mości pan odezwał się do mniej...niemożliwe
Odwróciłam się do niego i popatrzyłam dziwnie. Sama nie wiedziałam już co myśleć. Chciałam się z nim pogodzić, ale z drugiej strony nie chciałam dać tego po sobie poznać. „Boże dziewczyno zdecyduj się!” krzyczałam w duchu.
Uśmiechnęłam się przelotnie, jednak on na mnie już nie patrzył. Spuściłam zrezygnowanie głowę.
Wzięłam plecak z góry i przyszykowałam się do wyjścia. Tak jak mówił Fred chwilę później wjechaliśmy na podjazd hotelu. Ujrzeliśmy ładny budynek otoczony pięknym ogrodem. Tuż za nim unosił się sosnowy las. Słońce przeszywało się przez iglaste gałęzie. Widać, że czasem można wygrać coś fajnego.
Po kolei wychodziliśmy z autokaru. Javi wydostał się pierwszy, zaraz za nim szłam ja...jednak na ostatnim schodku potknęłam się. Myślałam, że narobię sobie obciachu przed całym składem. Lecąc na ziemie słyszałam śmiech ludzi. Jednak ktoś mnie złapał w locie. Spojrzałam w górę i zobaczyłam Javiego. Speszyłam się trochę, szybko wydostałam się z jego objęć i nerwowo zagryzłam wargę
— Dzięki – powiedziałam cicho
— Nie ma za co...- odparł i poszedł w swoją stronę
Weszliśmy na stołówkę. Miła atmosfera była nie tylko na zewnątrz, w środku również było ślicznie. Super dobrane kolory, zapachy i w ogóle. Mogłabym tu mieszkać.
Siedliśmy wszyscy przy jednym długim stole. Podali ryż z warzywami – kocham to danie. Szybko zabrałam się do jedzenia.
Wchłonęłam wszystko jak strzała. Pierwsza skończyłam. Podeszłam do Freda z pytaniem:
— Przepraszam, ale czy można się iść przejść?? – przytaknął
Z uśmiechem ruszyłam w drogę. Wyszłam przed budynek i rozejrzałam się. Postanowiłam pójść w stronę lasku. W oddali widziałam już jezioro o którym wspominał wychowawca.
Było naprawdę piękne. W powietrzu unosiły się zapachy roślin. Bardzo polubiłam to miejsce. Siadłam na jakiejś małej skałce nad wodą i wsłuchiwałam się w odgłosy przyrody.
Byłam tam już dobre kilka minut. Postanowiłam wrócić i dowiedzieć się które z dziewczyn będą ze mną mieszkać. Mam nadzieje, że trafie do jakiś normalnych, a nie kujonów.
Przed autokarem stali już wszyscy wyciągając bagaże. Szybkim krokiem podeszłam do Freda i powiedziałam:
— Ładnie tu jest...- uśmiechnął się
— Wiem...dlatego robiłem wszystko aby was tu przywieźć – miedzy słowami wpisywał coś do zeszytu
Facet wydawał się fajny. Był młody, na pewno nie miał więcej niż 25 lat. Wysoki, wysportowany brunet. Po chwili spytałam:
— Może doradzi mi pan z kim być w pokoju
— Hmm...Sara tak?...przed chwilą rozdałem kluczyki...popytaj się kto by chciał być z tobą... – odparł – i wyjmij swój bagaż – przytaknęłam
Rozglądałam się po ludziach. Stali w grupkach. Podchodziłam po kolei do wszystkich i pytałam czy mają wolne miejsce. Niestety wszystko było zajęte. Zdenerwowana podeszłam do dziewczyn które najwidoczniej były „mózgowcami”
— Hej...macie może wolne miejsce – udawałam miły uśmiech, one jednak nie zwracały na mnie uwagi...gadały o czymś...chyba o związkach molekularnych?? To dla mnie czarna magia.
Odwróciłam się i zdesperowana ruszyłam w stronę Freda. Klepnęłam go w ramie i zaczęłam mówić
— Nie mam z kim mieszkać – po chwili zorientowałam się, że ktoś mówi to samo
— Słucham?? – spytał wychowawca
Spojrzałam w stronę głosy który mnie powtarza. „Javi...no nie!”
— Co chcecie??
— Nie...
— Nie...ja powiem – zaczęłam – Nie mamy z kim mieszkać!
— Ahh....jak to dobrze...akurat została nam wolna dwójka – Fred uśmiechnął się pokazując nam klucz – możecie mieszkać razem, w końcu jesteście z tej samej szkoły
Chwile stałam zszokowana. W autokarze siedzieliśmy razem, teraz przez cztery dni mamy razem mieszać....”eee...chwileczkę dzięki temu mogę naprawić to co popsułam”. Chwyciłam zadziornym uśmiechem klucz i poszłam w stronę wejścia. Tuż za mną szedł Javi.
Czułam się lepiej. Byłam...hmm...górą. „Chłopak będzie musiał się ze mną użerać, a przecież nie będzie możliwe nie odzywanie się do siebie przez cztery dni, w tak pięknym miejscu, jeżeli jest się w tym samym pokoju”.
Szłam dumnie aż do drzwi. Nasz pokój był na końcu korytarza. Otworzyłam małym kluczykiem drzwi i ujrzałam najpiękniejszy apartament hotelowy na świecie. No może przesadziłam, ale był śliczny. Rzuciłam torbę na środku przejścia i skoczyłam na jedno z dwóch łóżek. Miękkie i wygodne. Uhhh...czułam się jak królewna wyciągając się w tą i z powrotem.
„Już wiem jak się czuły dziewczyny w Roswell gdy wszyscy wyjechali do Vegas. Po prostu Ekstra!!”
Wstałam i pobiegłam do łazienki, po drodze mijając Javiego. Łazienka...hmmm...miodzio!! Czyściutko i milutkie ręczniczki. „Ehh...być dobrym z orografii to jest to!!”
Po za tym był balkon z widokiem na las. Dwie szafy i dodatkowe poduszki!!
— Życie jest piękne!! – krzyknęłam ponownie padając na łóżko.
— Dziewczyny.... – mruknął pod nosem Javi siadając w fotelu
— Masz coś?? – burknęłam zaciskając zęby
— Heh...czasem miło popatrzeć na napalona małolatę – odparł z złośliwym uśmieszkiem – Na wszystko się tak jarasz??
— Eh...nie zawsze... – nasza lekko kłótliwa konwersacja rozwijała się
— A na co najczęściej?? Na chłopaków??
— Zależy jakich?? – odparłam odwracając się na brzuch
„Nie wiedziałam, że kilku minutowy pobyt z nim w pokoju poprawi naszą sytuacja. My gadamy ze sobą...HURRAA...!!”
— A jaki zasługuje na twoją uwagę?? Pewnie tylko Leonardo De Caprio lub Brat Pitt
— Żartujesz!!!!! – wrzasnęłam – Ja kocham Colina Henksa, Jansona Behra, Brendana Fehra...no i ...Colina Farrela
— To twoje ideały?? – zmarszczył brwi
— Pośrednio może tak, jednak mój ideał to...mam wymieniać?? – przytaknął –Wysoki brunet, ciemna karnacja, niebieskie oczy, wysportowany, fajnie się ubiera, ma fajnych kolegów, jego kumple mnie też lubią, ma poczucie humoru, nie jest kujonem...hmm i to chyba najważniejsze – mówiąc oczywiście mierzyłam go wzrokiem.
Ona praktycznie był ideałem! Zauważył to i uśmiechnął się.
— To wszystko?? – upewnił się
— Chyba...a nie...jeszcze musi wierzyć i lubić kosmitów tak jak ja – zaśmiałam się wyjmując z plecaka wisiorek z zielonym ludzikiem
— Ja wierze i lubię – odparł – Przecież nie możliwe jest to, że jesteśmy sami we wszechświecie – dodał po chwili
Przyglądałam się mu. Wydawał się jakiś inny, jakby zupełnie zapomniał o tym całym incydencie z zakładem. Może również chciał to naprawić. Pomyślałam, że teraz będzie najlepszy moment na to, aby go przeprosić.
— Javi...ja...chciałam...przepraszam cię... – powiedziałam odwracając od niego wzrok – Nie potrzebnie się zakładałam z dziewczynami...inaczej to miało być – spuściłam głowę
— Musiałaś o tym wspomnieć...??! – w jego głosie słychać było lekką złość – Chciałem o tym w ogóle już nigdy nie mówić...byłem na ciebie wściekły!
— Myślałam, że już nigdy się do mnie nie odezwiesz...-odparłam – wiem, że wszystko zwaliłam –schowałam twarz w dłonie
— Myślałem, że już w życiu nie będę miał chęci na ciebie spojrzeć, ale...- zatrzymał się
— Właśnie co się stało??
— Gdy jechaliśmy, w śnie, opadłaś na moje ramie...przypomniałem sobie wtedy tamtą noc gdy się bałaś i zadzwoniłaś do mnie...stęskniłem się za tym
Byłam zszokowana tym wyznaniem. Chwilę staliśmy w milczeniu wpatrując się w siebie. Nie wiedziałam co zrobić, po prostu stanęłam jak słup.
Po chwili przez głowę przebiegły mi wspomnienia. Choć tak krótko się znamy, a ja nie mogę już bez niego żyć...a on beze mnie. Drgnęłam niepewnie. Po chwili rzuciłam się mu na szyje. Miałam łzy w oczach, ale nie pozwoliłam im wymknąć się.
Nagle Javi oderwał się ode mnie i ujął moją twarz w dłonie. Spojrzał głęboko w oczy.
— S.J. ... ja...ja chyba się w tobie zakochałem – powiedział cicho i pocałował czule
~*BŁYSK*~
„W głowie szumi mi melodia „I Shall Belive”. Ujrzałam nocne niebo i skały, tak to te same...Te same Roswelliańskie skały. Mały chłopczyk, około 5 lat, wychodzi zza jednego z jasnych kamieni. Ma takie słodkie niebieski oczka. Przygląda się mnie...nie, nie mnie. Widzę za sobą nadjeżdżający samochód. Wychodzi kobieta i mężczyzna. Zauważyli małego. Wdrapują się na górę.
Chłopiec przestraszył się gdy do niego podeszli. Dotknęli go. Mały krzyknął, a obok niego rozbiła się skała.”
~*BŁYSK*~
Spojrzałam lekko przestraszona na Javiego. Znowu ta wizja, tyle, że teraz jestem w stanie w nią uwierzyć. Była taka prawdopodobna.
— Widziałaś to??? – spytał
— Tak...czy to byłeś ty?? – przytaknął – Dlaczego ja to widziałam??
— S.J. muszę ci to powiedzieć...ja nie jestem zwykłym człowiekiem...- zaczął, czułam się jakbym to już kiedyś przerabiała
— ....Mów dalej...
— Nie jestem stąd...
— To skąd? – podniósł palec do góry
— Kanada?? – zaprzeczył – Grenlandia?? – pokiwał głową – Nie mów, że jesteś kosmitą...- zaśmiałam się
Chwilę potem zobaczyłam jego wyraz twarzy. Wydawało się jakby mówił prawdę.
— Jesteś...?- spytałam zdziwiona
— Aham...tylko się nie denerwuj – potrząsnął rękoma
— Jesteś kosmitą...
— Wole „obywatel innej planety”! – poprawił mnie – Tylko nie każ mi udowadniać...
— Heh...zrób coś prostego...proszę...jakoś nie mogę uwierzyć – poprosiłam
— Ehh...no dobra – wyciągnął dłoń przed siebie
Wycelował w wazon z kwiatami. Natychmiast się rozbił. Po chwili podszedł do szczątek i złożył je z powrotem w całość.
— Czy umiesz uzdrawiać?? – spytałam, a Javi przytaknął – Wchodzić w czyjeś sny??
— Tym zajmuje się moja siostra...- odparł
— Masz siostrę, ona też jest kosm....inna??
— Tak, przyjedzie za kilka dni do Nowego Jorku, musiała jeszcze zostać w Mexyku
— To jest trochę straszne – po chwili milczenia powiedziałam
— Dlaczego?
— Bo to były tylko moje marzenia...nie wierzyłam, że kiedykolwiek spodka mnie coś takiego
— Bywa...- oparł wzdychając
— I za to cię kocham!! – rzuciłam się mi na szyje i pocałowałam czule
Nigdy nie przypuszczałam, że spodka mnie takie szczęście. Kochałam go...wiedziałam, że tak jest.
„Całe moje życie czekałam na chłopaka, który sprawi, że poczuje się wyjątkowa Wiecie, ktoś kto potrafi zrobić dla mnie wszystko. I teraz kiedy, w końcu go znalazłam...On jest z innej planety. Życie naprawdę jest zwariowane...” Shiri Appleby Roswell Promo III sezon
(W tym tłumaczeniu mogą być niedociągnięcia, szukałam pomocy, ale nikt nie był w stanie L ehh....)*
*-dopisek ode mnie