Rozdział VIII „Found the truth”
Następnego dnia popołudniu ja, Alex, Kelly i Tracy postanowiłyśmy się przejść do Centrum. Carlson chciała kupić sobie jakąś fajną kieckę na szkolną dyskotekę w przyszłym miesiącu. „Ja jej nie rozumiem, cały miesiąc, a ona już teraz się tym martwi”. Ale wiedziałam, że to dzisiaj dowiem się dokładnie co się działo na jej randce z Keyem. Oczywiście wczoraj o 22 zadzwoniłam do niej i gadałyśmy z półgodziny, ale nie chciała mi nic dokładnie powiedzieć.
— No więc,.... – zaczęłam gdy zrobiłyśmy przerwę i siadłyśmy do stolika w MCDonalds
— Co...?? – udawała zdziwioną
— No powiedz, co dokładnie było wczoraj! – krzyknęłam
— Wczoraj był poniedziałek, 29 września – powiedziała z lekką ironią
— Alex...no powiedz co się stało między tobą a Keyem
— Właśnie – do naszej konwersacji dołączyły się dziewczyny
— No dobra już, już...a więc siedzieliśmy w 3 rzędzie...film był naprawdę straszny...wiele krwi itp...musisz na to iść z Javim – popatrzyła na mnie
— Nie zmieniaj tematu – zacisnęłam zęby
— Ok. Więc po filmie poszliśmy na spacer po parku, było zimno a ja miałam tylko bluzkę z krótkim rękawkiem...dał mi swoją kurtkę – uśmiechnęła się – Stwierdzam, że footbolliści nie muszą śmierdzieć potem...on pachniał bardzo ładnie. Zaczęliśmy gadać o mnie, skąd jestem, co lubię itp.
— Przejdź do czynów – zasugerowała Kelly – Nas bardzo interesują cielesne doznania – uśmiechnęła się do Tracy
— Nie przerywaj!...a więc potem zapytał się, czy możemy się spotkać jeszcze...zgodziłam się...potem odprowadził mnie do domu i pocałował
— On tak zawsze... – powiedziałam z szerokim uśmiechem
— Coś jeszcze??
— No i chyba ze sobą chodzimy – wydusiła z siebie
— Ale nie było go dziś w szkole
— No niestety – Alex posmutniała – On wcale nie jest taki jaki się wydaje, jest czuły naprawdę
— TAK???!! Żartujesz chyba! – dziewczynom aż szczęki opadły
„Ja znam Keya, może i ma opinię zboczeńca. Ale umie też być czuły i wrażliwy”. Z uśmiechem zatopiłam się w moim BigMacu. Nagle na polu mojego widzenia pojawiła się...jakby to powiedzieć...ONA! To za mało...To coś co mnie cały czas wkurza! Dziewczyna...można tak powiedzieć...”typowa” super laska ze szkoły. Dodam, że Key był z nią aż 3 dni. BOŻE!! Jak on z nią tyle wytrzymał...ja nie mogę z nią usiedzieć na Chemii.
Nasze wściekłe oczy spotkały się. Ona też za mną nie przepadała...no ale cóż. Szła ze swoim super składem innych dziwek. Nagle jej wzrok spadł na jakiegoś chłopaka. Był dość przystojny. Skręciła i poszła w jego stronę z uśmiechem.
W tle słyszałam komentarze dziewczyn:
— Uwaga, zaraz S.J. wyskoczy jej i strzeli w twarz
— Dlaczego?? – spytała Alex
— To długa historia...między nimi jest WOJNA!
Amber, bo tak miała ów dziewczyna na imię, była już dość blisko przystojniaka. „Złam sobie obcas łajzo!” – pomyślałam ze zgrozą.
Nagle dziewczyna wywinęła się i z głupią miną upadła na ziemie. Przy okazji pchnęła kelnera i wywaliła mu tacę. Resztki jedzenia pospadały jej na głowę.
Sama nie wiem jak to się stało, ale i tak wybuchłam śmiechem.
Amber wstała z piskiem i zaczęła się wycierać z resztek coli i frytek.
— Piękny widok – skomentowała Alex śmiejąc się
— Zgadzam się... – przytaknęłam – Amber ma za swoje!
***
„Czas szybko mija. Znowu sobota. Ale dzisiejsze popołudnie zostało przeznaczone dla Alex. Musimy posprzątać u nich w garażu”
Wstałam, ociągając się, z łóżka. Była już 10 i musiałam się pospieszyć, bo Carlson dzwoniła już trzy razy do mnie...tak jakby pobudka. Po około półgodziny byłam gotowa do sprzątania.
Alex już siedziała po czubek głowy w starych kartonowych pudłach.
— Już jestem – krzyknęłam
— To dobrze, już myślałam, że mi nie pomożesz – powoli wyszła spod sterty – Zajmij się prawym skrzydłem, a ja lecę po coś do picia
Tym razem ja w wśliznęłam się na drugi koniec garażu, aby przejrzeć kartony. Przejrzałam napisy na nich: Boże Narodzenie, Stare płyty, Stare ubrania, Wielkanoc...nic ciekawego. Zajrzałam na ostatnią półkę. Było tam drewniane pudełko z wyciętym imieniem „Steaci”. „To musiały być pamiątki po tej dziewczynie”. Nie wiedziała, czy byłoby dobrze zobaczyć co tam jest. „Przecież chciałaś im pomóc, może tu będzie ślad”.
Stanęłam na palcach i sięgnęłam ręką po pudełeczko. Było całe zakurzone, zdmuchnęłam szarą warstwę. Był zamek z małą kłódką. Wyjęła z włosów małą wsuwkę i zaczęła kręcić w dziurce. „No otwórz się!”...nagle zamek trzasnął. Otworzyłam...trochę się bałam...ale robiłam to dla nich. W środku było kilka zdjęć, pierścionek, jakiś mały przezroczysty kamyczek kamyczek, wisiorek z dziwnym znaczkiem i mała koperta z podpisem „KLUCZYK DO SZAWKI 538 W SZKOLE”. Rozkleiłam kopertę i chwyciłam metalową rzecz.
~*BŁYSK*~
Szkolny korytarz. Jakaś drobna postać przemyka się w ciemności. Otwiera szafkę „538” znajdującą się w kącie. Chowa jakiś dziwny zeszyt, podłużne pudełeczko i kartkę. Zamyka drzwiczki i dotyka dłonią zamka. Wydobywa się stamtąd drobna poświata. Idzie z powrotem wzdłuż korytarza. Wychodzi ze szkoły. U góry widnieje napis „West High School Santa Fe” – to tam gdzie kiedyś mieszkali Alex i Javi.
~*BŁYSK*~
— Musze się tam dostać! – krzyknęłam i wybiegłam z garażu razem ze sobą wzięłam pudełko
***
Sama nie wiem czemu, ale pierwszą osobą do której poniosły mnie nogi był Key. Chłopak i tak nic nie robił więc mógł mi pomóc.
Przed drzwiami stanęłam i złapałam głęboki oddech. Wiedziałam, że może to być trudne do zrozumienia dla chłopaka, ale jako mój przyjaciel powinien być ze mną.
— Już idę – usłyszałam głos jego mamy gdy zapukałam
Spytałam się czy jest McKey i wbiegłam szybko na górę do jego pokoju. Szybkim ruchem otworzyłam drzwi.
— Cze... – zacięłam się widząc że Key właśnie ogląda swoje mięśnie w wielkim lustrze – Niezłe ciałko – skomentowałam
— S.J. ...co ty tu robisz...??...dzięki – uśmiechnął się
— Sprawa jest jasna, jedziesz ze mną do Santa Fe ... natychmiast – powiedziałam krótko
— Niezły żart...- zaśmiał się głośno, ale widząc moją poważną minę dodał – Żartujesz prawda?? Powiedz, że żartujesz...ja nie mam zamiaru jechać...S.J. To przecież około 10 stanów stąd – mina mu natychmiast zrzedła
— To jest bardzo ważne...Key proszę cię...musisz mi pomóc – zrobiłam słodkie oczka
— Ale o co chodzi??
— Dowiesz się w drodze, tylko szybko ubieraj się, ja lecę po moje rzeczy...masz być u mnie za 10 min
— Ok. – odparł nieznacznie, a ja pobiegłam szybko do domu
Przeszłam specjalnie naokoło, aby nie trafić na Alex. Szybko się przebrałam i wpakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka: kosmetyki, ów tajemnicze pudełko, komórkę, portfel z pieniędzmi, jakieś ciuchy na zmianę itp.
Key tak jak obiecał przyjechał, zatrąbił dość głośno. Zbiegłam po schodach omal się nie zabijając i wskoczyłam do samochodu. W tym samym momencie zadzwonił telefon:
— Hello, S.J. gdzie ty się podziewasz??
— Alex...sorki, ale musiałam szybko jechać...do...do pracy...tak do pracy taty...wybacz, ale muszę kończyć...na razie – wyłączyłam komórkę
Renolds patrzył na mnie jak na debilkę, musiałam coś wymyślić, bo inaczej zabił by mnie samym wyrazem twarzy.
— Opowiem ci wszystko w drodze...obiecuje
— Santa Fe jest w Nowym Mexyku, a jak i NM to tam też jest Roswell...czy to ma związek z twoimi chorymi pasjami...czy tam nie przyjechał żaden aktor z tego serialu i czy nie kręcą nowych epizodów i dlatego chcesz tam jechać??
— Za chore pasje zaraz dostaniesz, ale nie jest to z tym związane... – oparłam
— Mam nadzieje...wytłumacz mi to, bo inaczej wrócimy choćbyśmy byli już w połowie drogi rozumiesz??
— Obiecuje! – położyłam dłoń na sercu
***
Czas się dłużył. Jednak nie wiedziałam już ile jedziemy. Niebo było przykryte granatowym płaszczem, a jasny księżyc rozświetlał pustą międzystanową. Wpatrywałam się w drogę i zastanawiałam się jak powiedzieć to Keyowi.
W radiu puszczali różne kawałki. Gdy słyszałam coś wolnego myślałam o Javim...o tym, że pewnie się teraz bardzo martwi...albo po prostu, że tęsknię z moim kosmitą. Gdy z kolei puszczali coś szybkiego i ciężkiego myślałam o tej długowłosej dziewczynie z jego snu lub o tym jak bardzo chcę dojść do prawdy.
To samo w sobie wciągało. Nareszcie moje życie stało się wielką zagadką i za każdym rogiem może czaić się niebezpieczeństwo.
Sama nie zauważyłam gdy moja głowa opadła na bok i zasnęłam.
Wiedziałam, że będę śnić...a o czym, tego jednak nie wiem.
~*BŁYSK*~
Znalazłam się na tym balkonie, jednak teraz stałam w miejscu gdzie wcześniej stała ta dziewczyna – Salomea jak dobrze pamiętam. Czułam na twarzy maskę, a na ciele długą suknię. W uszach słyszałam tamtą melodię. Wpatrywałam się w piękny krajobraz: góry, wielkie lśniące w blasku księżyca jezioro. Szelest za moimi plecami, energicznie odwróciłam się. Widzę jego...to Javi. Przygląda się mi z ciekawością.
— Kim jesteś?? – pyta
— Nie tą samą osobą którą byłam kiedyś! – powiedziałam i zdjęłam maskę
Patrzył na mnie. Wiedział, że to ja, widziałam to w jego oczach, ale dlaczego nie podszedł i nie przytulił mnie, przecież to jest mój sen, jak chcę, żeby tam było
— Książę Naz, księżniczko Salomeo...- na balkonie zjawił się jakiś facet i ukłonił się nisko
Nogi same niosły mnie w kierunku prowadzącego. Przeszliśmy przez wielki korytarz. Był pozłacany i miał wielkie okna. Wyglądało na to, jakbym była w jakimś zamku. Na jednej ze ścian wisiało wielkie lustro. Stanęłam i przyjrzałam się swojemu odbiciu. Czułam się sobą, ale wyglądałam na nieco starszą. Długa czarna suknia z kilkoma kamyczkami podkreślała moje, lepsze niż zwykle kształty. Długi ciemny warkocz w który były wplecione kwiatki. Makijaż, lekki, ale jednak był widoczny. Zapach unoszący się wokół mnie, taki jaki lubię, ale którego nigdy jeszcze nie czułam. Dotknęłam dłońmi twarzy. Na palcu u lewej ręki widniał złoty pierścionek z diamentami, a na prawej złoty z jednym dużym kamieniem. Zdjęłam jeden. W środku pisało „Na zawsze twój Naz”.
Spojrzałam na Javiego, obydwaj stali i jakby czekali na mnie. Ruszyłam w ich stronę. Doszliśmy do końca korytarza. Znajdowały się tam wielkie drzwi. Mężczyzna klasnął w ręce a wrota otworzyły się. Sala była wypełniona ludźmi po brzegi. Po środku prowadził czerwony dywan. Szliśmy obok siebie, nie trzymaliśmy się za ręce. Moje oczy powędrowały znowu w jego stronę, teraz zauważyła, że on też jakby się postarzał trochę. Na końcu stały dwa czerwone krzesła, a zza kotary wyszedł stary mężczyzna. Na głowie miał koronę królewską. Wszyscy naokoło ukłonili się.
Nogi ugięły mi się i klęknęłam, to samo zrobił Javi. Mężczyzna podszedł do nas i ucałował w czoło. Stanął najpierw obok mnie i zaczął mówić:
— Księżniczko Salomeo, córko króla Derceda, naszego największego wroga sprzed kilku lat...czy będziesz godnie rządzić u boku mojego syna, przeszłego króla Ratnau – Naza i będziesz naszą królową?
Spojrzałam na niego i niepewnie przytaknęłam.
— W imieniu nadanego mi prawa mianuję cię królową – podeszła do niego kobieta w lekkiej sukience, w ręku trzymała poduszkę na której leżała złota korona
Wziął ją w obie ręce i założył mi na głowę.
Zaraz potem przesunął się do Javiego.
— Naz, synu mój, książę Ratnau...przekazuję ci moją królewską koronę...abyś godnie reprezentował naszą planetę – zdjął z głowy koronę i założył mu na głowę
Kazał nam wstać i odwrócić się w stronę tłumu. „Czasem sny potrafią być piękne i jakby prawdziwe” – pomyślałam i spojrzałam na mojego króla z uśmiechem. O również odwrócił się w moją stronę i podszedł całując mnie. To było takie realistyczne, czułam jakbym naprawdę dotykała jego ust czułam się bezpieczna.
Po chwili jednak czułam dziwny płyn w buzi. Oderwałam się od niego i zauważyłam jego przerażone, pełne bólu oczy. Z kącików ust wypływała mu krew. Opadł bezwładnie na ziemie. Z oczu popłynęły mi łzy.
— Sal...ty miałaś być tylko moja i będziesz! – usłyszałam głos
Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam przystojnego faceta. W ręku trzymał zakrwawiony nóż a na twarzy widniał szyderczy uśmiech
— Kim jesteś – pytałam przez łzy
Podbiegli do niego strażnicy i chcieli go zaatakować. On zrobił jeden ruch ręki i wszyscy uderzyli w ścianę.
— Kochana...nie mów, że nie pamiętasz mnie...nie pamiętasz?? Hayden twój przyszły król, doradca twojego ojca – podbiegł do mnie i namiętnie pocałował
~*BŁYSK*~
Zerwałam się z siedzenia z krzykiem. Samochód zatrzymał się z piskiem opon. Byłam przerażona. Key patrzył na mnie jak na wariatkę.
— Co...co się stało?? – spytał
— Key...to było straszne...jakby to się naprawdę działo...tak się bałam – rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam płakać
— No już dobrze...zaraz będziemy w Satna Fe...spałaś prawie 10 godzin a ja się nudziłem
— Przepraszam...
— Nie ma za co...lepiej zadzwoń do Javiego i powiedz co się święci, a potem zajmiesz się opowiedzeniem mi co właściwie się dzieje – dodał i odpalił znowu samochód
Koniec części VIII – Komentarze poproszę i przepraszam, że tak długo, ale jakoś mnie wzięło do robienia Artów i tapet i wciągnęłam się strasznie w to (zwłaszcza kilka dla Anity19 :])