gosiek

Cała ja - Myśli i Marzenia (1)

Wersja do druku Następna część

Wstęp:
Ten fun fick opowiada o dziewczynie. Jej nastoletnich kłopotach i miłościach. Wiernej fance pewnego serialu, dzięki któremu uwierzyła...
Postanowiłam to napisać, bo odpowiada to temu co ja czuje często. Wiele wątków, będą prawdziwymi notkami z mojego pamiętnika. Moje przemyślenia i marzenia. Na początku, nie jest to zbyt kosmiczne, ale wszystko się rozwinie J

„What am I doing?”

I znowu siedzę tutaj i wpatruję się w album ze zdjęciami. Nie są one fotografiami żadnego członka mojej rodziny, jednak mam ich tak samo blisko serca.
Nie wszyscy z nich są ludźmi, ta trójka – Isabel, Max i Michael, są...hmm...kosmitami. A zapomniałam jest jeszcze Tess, ale to długa historia. (nie będę pisać całej historii gdyż każdy dobrze ją zna)
Nie mogę żyć bez tego. Wiem, że to tylko jakiś głupi serial, każdy mi to mówi. Jednak ja odbieram go inaczej. Po prostu jest prawie całym moim życiem.
Często marzę o tym, aby mieć podobne życie do nich, pełne przygód i miłości. Prawdziwej i szczerej, która w tych czasach zdarza się bardzo rzadko.
Dlaczego ja nie mam takiego szczęścia i nie mogę zostać uzdrowiona przez jakiegoś piwnookiego kosmitę, który mnie pokocha z wzajemnością. Czemu sama nie mogę być kosmitką?? To nie ma sensu, obcy przecież tak naprawdę nie mogą żyć na ziemi, nie to niemożliwe. Jednak będę dalej marzyć i śnić. A dlaczego? Bo dzięki temu to brudne szare życie będzie barwniejsze.

— Sara – z zamyśleń wyrwał mnie głos matki – choć zjeść obiad

— Zaraz...- odpowiedziałam – Tylko skończę marzyć – dodałam cicho pod nosem
Weszłam do kuchni. Nie narzekałam na samotność. Miałam dużą rodzinę, porozwalaną po całym świecie i wielu przyjaciół w szkole i poza nią. Mój dom też nie był mały. Mieszkaliśmy w domku jednorodzinnym na obrzeżach Nowego Jorku. Wielkie miasto wiem, wiem...i dlatego często się w nim gubię, choć mieszkam tu już od kilku lat.
Siadłam do stołu i zaczęłam jeść jakąś sałatkę. Nie byłam wegetarianką, ale wolałam napchać się dzisiaj dopiero w Centrum. O piętnastej byłam umówiona z dziewczynami. Musiałam jeszcze dużo koło siebie zrobić, a najważniejsze podlizać się tacie, aby dał mi trochę kasy.

— Dlaczego nie jesz mięsa, przecież nie utyjesz o takiego kawałka – moja siostra Ana wskazała na małą porcję

— Nie dzięki – odpowiedziała i pogrążyłam się w jedzeniu swojego dania
Potem posprzątałam ze stołu, pozmywałam i podeszłam do ojca.

— Tato, wiesz...dziś idę z Kelly i Tracy do miasta...dałbyś mi trochę pieniędzy?? – uśmiechnęłam się

— Ile? – spytał

— Około 50....proszę – zrobiłam błagalna minkę

— Masz...ale to już na cały tydzień – odpowiedział podając mi banknot
Nie narzekałam również na brak pieniędzy, zazwyczaj jak ładnie poprosiłam (uprzedzając posprzątaniem domu)dostawałam. A poza tym za dwa dni miała być dwutygodniowa wypłata. Więc...hmm...wykorzystałam to.
Po chwili pobiegłam do pokoju po jakieś ciuszki, umalować się i uczesać.
Wybrałam moje ukochane spodnie – mama ich nie znosiła, gdyż nie podzielała mody „dziewczyna skata”, bluzkę z gwiazdką w stylu Avril. Uczesałam się...hmmm...raczej rozpuściłam moje długie brązowe, lekko kręcone włosy. A makijaż, jak przystoi na szesnastoletnią, andergrandową dziewczynę. W skrócie wyglądałam jak zwykle. Robiłam to wszystko słuchając mojej kochanej płyty R’N’G. Sama nie wiem, czemu ich tak lubiłam. A zwłaszcza jeden doprowadzał mnie do szaleństwa. Dlaczego?
Po koło półgodzinie byłam gotowa, aż niemożliwe. Wrzuciłam potrzebne wyposażenie do plecaka. Poprosiłam mamę, aby mnie odwiozła, z oporem zgodziła się. W aucie zaczęłam rozmowę.

— Czy, jakby co, mogę spać u Kelly??

— No nie wiem, za dwa ni szkoła znowu

— Wiem, wiem, chcemy tylko uczcić ostatnie dni na horrorach i jedzeniu pizzy – uśmiechnęłam się

— No dobrze, ale zadzwoń jakby co dobrze? – powiedziała

— Niech będzie...
Po kilkunasto minutowej podróży podjechaliśmy pod wielki budynek centrum. Z daleka ujrzałam sylwetki moich przyjaciółek. Kelly wysoka, ciemno włosa i szczupła, Trasy również wysoka, blondynka o super charakterze. Choć nie była pięknie szczupła umiała się bawić i to było ważne.
Podeszłam przywitałam się cmokiem w policzek i wkroczyłyśmy pewnie do budynku. Uwielbiałyśmy tu chodzić i wędrować od sklepu do sklepu, przymierzając po drodze mnóstwo ciuchów.
W czasie, kiedy byłyśmy w przebieralni Kelly przypomniała sobie coś:

— S.J. – bo tak mówią do mnie znajomi – Zapomniałam, że dziś u Mel jest impreza...idziemy prawda?? – to było raczej stwierdzenie niż pytanie, wiedziała, że i tak się zgodzimy

— Pewnie! – powiedziałyśmy chórem

— Trzeba sobie kupić jakieś odjazdowe ciuszki dziewczynki, musimy być paniami imprezy...trzeba wyrwać jakieś towarki – powiedziała z uśmiechem Trasy

— A jak...?! – krzyknęłyśmy
Zaczęła się wielka zagadka...”co kupić?”. Ale jak my, możemy nie umieć się ubrać. Zajęła nam to około 2 godzin, akurat na czas.
Przed imprezą zadzwoniłam jeszcze do mamy, że idę do Mel. Zgodziła się, bogu dzięki. Potem mam spać u Kelly, tak jak powiedziałam. Nie miałam zamiaru po takiej zabawie wracać do domu, to mogłoby być niebezpieczne.

Zza drzwi dobiegała już muzyka, głośna muzyka. To się nazywała zabawa, jednak my potrafiłyśmy urządzić lepszą. Rzadko jednak miałyśmy okazję.
Drzwi otworzył nam Kevin – starszy brak Mel. Chłopak był od stóp do głowy zakochany w Kelly, jednak ta dawała mu widocznie do zrozumienia, że go nie chce.
Bawiłyśmy się na całego. Wyszło nam to na dobre, cała noc była świetna. Ale w końcu poszłyśmy spać do Kelly. Znaczy ledwo doszłyśmy od krawężnika do krawężnika. Musiałyśmy być tylko czujne, aby nie złapały nas psy.

***

Dzisiaj już trzeba śmigać do szkoły. Przerwa letnia się skończyła. Ale są i plusy, znowu zobaczę moją wychowawczyni i znowu ją będę wkurzać – przyniosę do szkoły moje opowiadania o Roswell, rozłożę na ławce, zacznę czytać, a jej nie pozwolę.
Tak...pisze opowiadania i to dzięki temu serialowi odkryłam to, że umiem. Staram się robić to jak najlepiej. Mam na kącie już pięć i wiele miły komentarzy. To mnie mobilizuje, ah.
W funfickach (bo tak to się nazywa) opisuje swoje wersje wydarzeń, jak bym chciała aby było. Często opisuje piękne momenty – całujących się par lub ich czułe rozmowy. Może opisuje je tak, jakbym ja chciała przeżyć. Fakt tam moje fantazje są tam niesamowite.
Koniec tych rozmyślań, trzeba spadać do szkółki. Szybko ubrałam się, podobnie jak wczoraj. Spięłam włosy w kucyka i wybiegłam na z domu, zdążyłam dzięki bogu na „podwiózkę” taty inaczej musiałabym się gnieść w autobusie z innymi.
Przed wejściem dojrzałam już członków mojej „super” klasy, ulubionej klasy blleeee. Ominęłam ich wielkim łukiem, słysząc za sobą zbędne komentarze. Jak ja ich nienawidzę.
Wrzuciłam książki do szafki i usłyszałam za sobą znajomy głos:

— Jak się ma moja piękna dziewczynka S.J. – odwróciłam się uradowana widząc McKey’a, mojego najlepszego przyjaciela
Naprawdę nie łączyło nas nic więcej. Często uważano nas za parę, ale my to olewaliśmy litrem wody.

— Key..!! – rzuciłam mu się na szyje – kiedy wróciłeś?? – spytałam wiedząc, że całe wakacje spędził w Europie u rodziny

— Przedwczoraj wieczorem...dzwoniłem do ciebie w sobotę: byłaś na imprezie, a w niedziele z kolei spałaś cały dzień

— Faktycznie – zaśmialiśmy się razem – Zawsze niby śpię, jak mam kaca – Co masz pierwsze?? – spytałam idąc korytarzem

— Angielski

— Ja też – poszliśmy w stronę klasy
Kochałam ta lekcje bo po pierwsze była moja wychowawczyni, a o drugie od czasu pisania opowiadań podciągnęłam się z gramatyki i ortografii i byłam najlepsza w klasie.
Key siadł z Marcusem – ten to się w mnie bujnął, a ja sama w czwartej ławce. Dzwonek zadzwonił, a ja z szerokim uśmiechem przywitałam panią Claryse.

— Dzień dobry, jak minęła wam przerwa?? – oczywiście każda pierwsza lekcja w poniedziałki schodzi nam na gadaniu i tym lepiej, ja mogę posiedzieć i porysować lub pogadać z innymi
Wszyscy opowiadali o tym co robili, a ja siedziałam i wpatrywałam się w okno. Nagle do klasy weszła dyrektorka. Coś się świeci. Wzięła Claryse na bok i zaczęły gadać. Próbowałam się wsłuchać, ale hurkot krzeseł i gadanie tych mułów przeszkadzało mi.

— Proszę o chwilę uwagi...- powiedziała po chwili nauczycielka – Mam dla was niespodziankę, mamy nowego ucznia – dyrektorka otworzyła drzwi, a zza nich wyłonił się chłopak
Od razu zmierzyłam go wzrokiem. Był przystojny i wysoki. Miał piękne niebieskie oczy i ciemne włosy. Równie ciemną karnacje podkreślała biała koszulka. Luźne spodnie i ładne kwadratowe okularki. Czułam, że szybko by się znalazł pośród moich znajomych.

— To Jefrey Carlson, przyjechał z Maxyku – dodała po chwili Clarysa
Obejrzałam się dookoła, szykując się na to z kim siądzie. Jednak nikogo nie było, jedynie ja siedziałam sama. Wciągnęłam mocno powietrze.

— Siądź razem z Sarą – powiedziała wskazując na mnie
Posłuchał i siadł. Miał minę zwykle poważną. Nie mówił nic, jedynie się rozglądał. Ja wręcz przeciwnie, gapiłam się na niego. Nie mogłam uwierzyć, był po prostu niemożliwe przystojny.

— S.J. nie rób z siebie wariatki, po prostu, na początek zagadaj – pomyślałam przełykając ślinę – Hej...-zaczęłam
On się odwrócił i w końcu spojrzał na mnie, a nie na te debilki z mojej klasy.

— Hej – opowiedział lekko się uśmiechając

— Jestem S.J. a ty Jefrey tak?

— Mów mi Javi. Moje imię jest beznadziejnie. A S.J. to skrót od czego?? – spytał

— Sara Janson – uśmiechnęłam się
Jednak na tym zakończyła się nasza rozmowa, gdyż zadzwonił dzwonek. Szybkim krokiem ruszyłam do łazienki, gdzie jak zwykle umówiłam się z Tracy i Kelly.
Opowiedziałam im o moim nowym znajomym. Szkoda tylko, że jeszcze tak mało się z nim znam. Dziewczyny prawie się nie posikały jak zaczęłam opowiadać o jego budowie ciała i całym wyglądzie.

— Nie zdobędziesz go tak łatwo – powiedziała Kelly

— Założymy się?? – odparłam

— Oki, daję ci miesiąc...chyba tyle ci wystarczy...musisz z nim iść na bal, a potem...hmmm...
Podałyśmy sobie ręce na znak zakładu. Teraz wiedziałam, że teraz może zacząć się niezła zabawa.

Koniec części I – proszę o komentarze :]


Wersja do druku Następna część