IV
Liz siedziała pod oknem. Opuszkami palców dotykała szyby. Zaskakiwało ją, jak dziwne uczucie przeszywa ją za każdym razem, gdy przykłada palce do zimnego szkła. Po drugiej stronie spływały krople deszczu. Strugi formowały dziwaczne kanaliki, które przeplatały się co jakiś czas tworząc fantazyjne rzeczki. Oczy Liz wpatrywały się w zamgloną, zaparowaną i wilgotną szybę.
And it's hard to hold a candle
In the cold November rain
Dłoń sama powracała do okna, jakby chciała przez nie przepłynąć. Liz miała nawet w pewnym momencie wrażenie, że srebrzysta maź, z której utworzone zostało okno, oblepia jej palce. Opuszki przykleiły się do szyby, a kłębuszek pary wydobył się z jej ust i odbił o okno. Przed oczami przesuwały się jej obrazy Marii i koszmaru, jaki się jej ostatnio przyśnił. Jednocześnie w uszach zadzwoniło jej – przypomniała sobie, co zaszło u Michaela kilka dni wcześniej. Dokładnie trzy dni wcześniej. Od tamtej pory Liz nawet nie wychodziła z pokoju. Nie miała na to najmniejszej ochoty. Dziwaczny dreszcz przeszył jej ciało. Nigdy się tak nie zachowywała. Nie była taka gwałtowna, a już tym bardziej wobec Guerina. Poczuła się nieco głupio, a potem to uczucie szybko zastąpiło inne uczucie. Bardziej przyziemne. Żołądek skręcił jej się, jakby miał właśnie zrobić salto. Fala gorąca uderzyła do jej skroni, a gardło zapiekło. Policzki wydawały się płonąć, kiedy strumień gorących łez torował sobie drogę po rozpalonych policzkach. Nie lubiła kiedy było jej tak gorąco. Wolała chłód i dreszcze. Klęknęła i przyłożyła obie dłonie do szyby. Opuszki palców przylgnęły i zadrżały, kiedy po drugiej stronie okna spłynęły kolejne strugi zimnego deszczu. Potem dłonie dziewczyny osunęły się nieco niżej i powolnym ruchem, jakby wykorzystując wszystkie swoje siły, podsunęła okno. Chłodny wiatr uderzył o jej ciało a tuż przed oczami skapywały krople deszczu. Liz uniosła się i wyszła na balkon. Nie minęło kilka minut, a Liz calusieńka była mokra. Zimne, ciężkie i ostre niczym sople lodu kropelki opadały na jej skórę, uderzając w nią z impetem. Liz rozchyliła ramiona, przechyliła głowę wystawiając twarz w stronę nieba, jakby witała deszcz. Mokre sploty włosów przykleiły się do jej szyi. Kilkanaście minut spędziła w takiej pozycji, a potem wyprostowała się i wstrząsnęła swoim ciałem. Teraz już nie wiedziała od czego jej policzki były mokre. Od słonych łez czy słodkiego deszczu. Potem znów weszła do swojego pokoju i ociekając z deszczu położyła się na łóżku. Zapuchnięte oczy wlepiła w sufit. Do umysłu powróciły jej ostre słowa, jakimi uraczyła Michaela. On ją przygarnął, zajął się nią, nakarmił, a ona go uderzyła. Liz nie potrafiła ot tak tej sprawy zostawić. Poderwała się z miejsca i znów wyszła przez okno. Zeszła po drabince i szła spokojnie w strugach deszczu, jakby była normalna pogoda.
* * *
Michael siedział w milczeniu i wgapiał się w obraz za oknem. Bez sensu, bez celu, bez wyrazu. Po prostu spoglądał jak deszcz znów przejmuje kontrolę nad światem i jego życiem. Kiedy dobiegł jego uszu cichy stukot do drzwi, postanowił to zignorować. Zagłębił się nawet bardziej w fotelu i uważniej wbił wzrok w deszcz. Zupełnie jakby widział te krople idealnie. Pukanie się powtórzyło. Chcąc nie chcąc zwlókł się z fotela i podszedł do drzwi. Szarpnął za klamkę i otworzył gwałtownie. Jego zdumienie nie miało granic, gdy na progu własnego mieszkania zobaczył drobną postać. Dziewczyna stała w samych spodniach i koszulce na ramiączkach, oczywiście całkowicie przemoknięta, a sploty mokrych włosów opadały jak pajęczyna na jej ramiona. Michael na chwilkę zerknął za okno. Lało jak z cebra, a ona szła w tę ulewę w koszulce na ramiączkach? Powrócił na nią wzrokiem. Trzęsła się. Usta jej się lekko rozchyliły, a oczy co chwila przymykały, jakby miała zemdleć.
— Przepraszam... – wyszeptała
I tylko tyle zdołała z siebie wyrzucić. Zachwiała się, nogi lekko się pod nią ugięły. Powieki opadły na oczy, a usta rozchyliły się. Straciła przytomność. Guerin w ostatniej chwili zdążył ją złapać. Wsunął dłoń pod jej kolana, a drugą pod jej plecy. Uniósł do góry jej ciało i wniósł do mieszkania.
c.d.n.