TO TYLKO WSPOMNIENIA
MaxByd
[email protected]
— Wszystko spakowałaś? – David nerwowo poruszał się po pokoju.
— Oczywiście – spokojnie odpowiadziała Aida. – Pytasz się już piąty raz.
David zawsze bez entuzjazmu przygotowywał się do podróży. Tym razem było inaczej. Aidzie wyjątkowo nie było to na rękę. Kochała Davida za jego pełne opanowanie. To ona zawsze była nadwrażliwa. To na nią zawsze trzeba było czekać. A teraz to Aida musi czekać, aż jej chłopak spakuje wreszcie swoje rzeczy.
— Pakuj się spokojnie – Aida starała się uspokoić poruszonego tą podróżą Davida. – Twoi rodzicie przyjadą dopiero za półgodziny.
Aida nie wiedziała jednak, czy dobrze mówi "twoi rodzice". Wiedziała jednak, że David w Nowym Meksyku ma poznać swoich prawdziwych rodziców i próbuje go zrozumieć. Musi go zrozumieć.
Aida bała się tej podróży. Nigdy nie była w Nowym Meksyku, a teraz nawet nie będzie czasu na zwiedzanie tego pustynnego stanu. Musieli razem znaleźć Vincenta Greena, bo tylko on wie, kim są naprawdę rodzice Davida.
— Pomogę ci – Aida podeszła do Davida i razem pakowali jego bagaż.
— A nie mówiłam. Razem zawsze łatwiej – Aida dumnie stanęła przed Davidem. – Pamiętaj o tym!
— Zawsze – z uśmiechem odpowiedział David, po czym nachylił się nad Aidą i kiedy miał pocałować swoją dziewczynę zadzwonił domofon. – Oni zawsze wiedzą kiedy przeszkodzić.
David podszedł do drzwi i podniósł słuchawkę.
— Czekaliśmy na was – poczym nacisnął przycisk.
— Przepraszamy za spóźnienie – odezwał się głos pani Brown.
— Sheila, David miał coś innego na myśli – pan Brown pouczył swoją żonę. – Już idziemy, synku.
Mógłby aż tak nie podkreślać fakty, że jestem jego synem, pomyślał David.
— Może dokończysz czego nie skończyłeś – głos Aidy brzmiał zachęcająco.
David bez wahania podszedł do Aidy i pocałował jak tylko mógł najmocniej. Przeszedł go dreszcz. Jego oczom ukazał się chłopak ze snów. Klęczał przed koszykiem z dzieckiem. Mówił coś do niego. Płakał. Obraz znikł. Przed Davidem stała zdziwiona Aida.
— Widziałaś to?
— Co? – Aida była zdziwiona. – Co takiego?
— Widziałem! Widziałem swojego ojca!
— David Brown – kobieta przy odprawie biletowej wręczyła Davidowi bilet. – Życzę miłego lotu.
David był szczęśliwy. Zastanawiał się wcześniej kim jest ten chłopak z jego snów. Teraz był pewien, że to jego ojciec, a to dziecko to on.
Przyśpieszył korki, Aida czekała na niego w korytarzu. W milczeniu szli do samolotu. Od tamtego wydarzenia nie rozmawiali o tym. Państwo Brown zawieźli Davida i Aidę na lotnisko JFK, a przecież przy nich żaden z nich nie chciał rozmawiać
— Czy mam rozumieć, że widziałeś swojego ojca kiedy się ze mną całowałeś? – cichych głosem Aida spytała chłopaka.
— Tak myślę!
Aida zauważyła w jego oczach iskierkę życia. Ostatnio David był jakiś nieobecny. To wydarzenie sprawiło, że odnalazł sens istnienia. Teraz miał cel, który musiał zrealizować. Czuła się z tego powodu jednak dziwnie. Miała wrażenie, że David bardziej interesuje się odnalezieniem rodziców, którzy przecież oddali go do adopcji, niż ją. Starała się go zrozumieć. Musiała być teraz przy nim. Jak znajdzie to co szuka, może się rozczarować, a wtedy ona będzie przy nim.
— Aida, nie chcę teraz o tym mówić – David odezwał się będąc na końcu korytarza. – Rozumiesz, tu jest zbyt wiele ludzi. Porozmawiamy o tym na miejscu, okay?
— Oczywiście!
— Państwa bilety – stewardesa wyciągnęła dłoń. – Rząd 20. Na lewo proszę.
— Dziękuję – Aida chwyciła bilety i razem z Davidem skierowała się we wskazanym kierunku.
Nie musieli długo iść. Ich miejsca były zaraz na początku. Aida usiadła przy oknie, a obok niej David. Usiedli wygodnie. Czekał ich męczący lot do Albuquweque.