(11)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

TO TYLKO WSPOMNIENIA (odcinek 11)
Stanley McCurtis
([email protected])
=================================

ODCINEK 11
==========



Zadowolony David Bronw przyśpieszonym krokiem przechodził przez ulicę, która dzieła "UFO Center" od "Crashdown".
Znalazł ślad, który mógłby go zaprowadzić do odnalezienia ojca – Maxa Evansa. Liz Parker to jego młodzieńcza miłość, z którą zniknął przed laty. Jej rodzice nadal żyją i są tak blisko – mieszkają nad kawiarnią.
David miał nadzieje, że dowie się od nich przynajmniej to, gdzie teraz mieszka Liz. Być może ona wie, gdzie teraz jest jego ojciec.
Ale jak sprawić, żeby oni mi zaufali i powiedzieli, gdzie jest ich córka, zadręczał się chłopak.
Brown zbliżał się do drzwi. Chwycił klasmkę.



*** BŁYSK ***

Max i Liz całują się w Crashdown.

— To było takie ekstytujące – wymówiła Liz. – Fakt, że nam się udało, myśl, że w takim razie wszystko jest możliwe – ciągnęła dalej. – A oblewając ją szampanem przeżyłam istne katarzis. I wiem, że zrobiliśmy źle i postąpiliśmy wbrew prawu, ale przeżyłam ogromną przyjemność. Pomyślałbyś, że przeżyjemy coś takiego? Teraz, kiedy znaleźliśmy już brylant musimy znaleść statek.

— Nie w tej chwili – odezwał się cicho Max.

— Liz! – na schodach stał mężczyzna. – Jest druga w nocy. Gdzie byłaś? Marsz na górę – wskazał palcem.
Liz posłusznie zaczęła wspinać sie po schodach. Kiedy przechodziła obok mężczyzny, ten odezwał się:

— Gdzie byłaś?

— Nigdzie.

— Co ty masz na sobie?

— Ubranie.

*** BŁYSK ***



Czyżby to był ojciec Liz, pytał sam siebie David.

— Te dwa Sigourney Weavery są nadal aktualne? – spytała go kelnerka. – Tak szybko państwo wyszli.

— Tak – był zamyślony. – Poproszę.
Usiadł przy barze.



*** BŁYSK ***

Przez drzwi do Crashdown cicho wchodzą Liz i Max.

— To było takie niesamowite – cieszyła sie dziewczyna.

— Powiedziałaś to już z dziesięć razy.

— A mówiłam już to? – i pocałowała go. – A to? – ponownie. – A może... – jeszcze raz.

— Wygadana jesteś – uśmiał się Max.

— Zaprosiłabym cię do góry, ale...

— Mógłby nas przyłapać twój ojciec – dokończył.
Liz pocałowała chłopaka i wyszła. Kiedy Max już miał wychodzić, z głębi usłyszał głos:

— Dobrze się bawiliście? Gdzie z nią byłeś? Pytam cię jak mężczyzna mężczyzne – przejeżdżający samochód oświetlił jego twarz. To mężczyzna z poprzedniej wizji.

— Na pustyni – odezwał sie Max. – Niezrobiliśmy nic złego.

— Wystarczy, że się z nią spotkałeś.

— Przykro mi. Kocham ją.

— Mam gdzieś twoją miłość – wstaje i pochodzi do chłopaka. – Przez ciebie aresztowano ją za napaść. Mogła zginąć, pomyślałeś o tym. Powiedz, że nie jesteś niebiezpieczny. Powiedz, że przebywanie z tobą nie naraża jej na niebiezpieczeństwo.
Max nie odzywa się.

— Tak myślałem – kontynuował mężczyzna. – To musi się skończyć. Nigdy więcej nie spotkasz się z nią. A jeśli się dowiem, że choćby siedziałeś z nią na lekcjach, poleci do Vermont.

— Vermont? – zdziwiony.

— Do Winnaman Aacademy. To szkoła dla dziewcząt. Zgłosiliśmy tam Liz i jej aplikacja została przyjęta. Wystarczy tylko wypisać czek i wsadzić ją do samolotu.

— I zrobiłby to pan tylko po to... – z lekkim obrzydzeniem.

— ... żeby trzymać ją z daleka od ciebie – mówił to ciągle pewnie. – I zrobię! Żegnaj Max.

*** BŁYSK ***

— To jest coraz dziwniejsze – rzekł zaniepokojony. Niemógł teraz porozmawiać z Aidą o tym co się wydarzyło w ciągu ledwie 10 minut.
Te sceny przedstawiały fragmenty z życia Maxa Evansa. Wydarzenia rozgrywane w miejscach, w których David teraz przebywał.

— Dzień dobry – rzekł mężczyzna wchodzący od kuchni do kawiarni.
David spojrzał na niego. To był...



*** BŁYSK ***

Drzwi kawiarni otwierają się. Na sale pewnym krokiem wchodzi Max Evans. Ze strony kuchni dobiega brzdęk naczyń.

— Niewchodź tu!!! Wynoś się!
Mężczyzna wychodzi z zaplecza na salę.

— Max, wynoś się!

— Poprostu porozmawiajmy – mówił spokojnym głosem.

— Wynoś się, zanim Cię wyrzucę!

— Gdybyśmy porozmawiali... – próbował mówić Max.

— Powiedziałem, wynoś się! – mężczyzna popycha Maxa.

— Przestań! – Liz stanęła przed Maxem.
Chłopak z wolna wycofuje się i kieruje się w stronę drzwi.

— Nienawidzę cię – wymówiła Liz.

*** BŁYSK ***

— Dzień dobry panie Parker – odpowiedziała uśmiechnięta kelnerka. – Jak żona?

— Dziękuję, dobrze. Zaraz powinna zejść – poczym usiadł przy jednym ze stolików.

— Już szykuję śniadanie.
W kawiarni pojawił się ojciec Liz Parker – prawdopodobny teść jego ojca. Musiał od niego się dowiedzieć, gdzie jest jego córka – domniemana macocha Davida.
David wstał. Spojrzał na mężczyznę. Postawił pierwszy krok w kierunku starszego mężczyzny. Potem drugi, trzeci i następny... aż w końcu stanął przy jego stoliku.

— Słucham – spytał zdziwiony.

— Dzień dobry – zaczął. – Nazywam się David Brown.

— Jeff Parker, miło mi poznać.

— Przed dwudziestoma laty był pan właścicielem tej kawiarni?

— Zgadza się. Do czego zmierzasz?

— Poszukuję pana córki, Liz Parker.

— Czego chcesz od mojej córki!? – krzyknął. – Wynoś się stąd!

— Proszę sie nie denerwować – próbował uspokoić. – Właściwie szukam Maxa Evansa, niestety jego rodzice zginęli niedawno, więc nie mogłem z nimi porozmawiać. Pana córka być może wie, gdzie on teraz przebywa.

— Kim ty wogóle jesteś!? Wynoś się!

— Co się tutaj dzieje! – na sale wszedł szeryf Valenti.

— Kayl, wyprowadź go stąd.

— Mały, słyszysz co mówi pan Parker? – szeryf wskazał drzwi.

— Ja chcę porozmawiać – spokojnym głosem zwrócił się do szeryfa.

— Nie mamy o czym – rzekł Parker.

— Chcesz, żeby wyprowadził się w kajdankach – groźnym wzrokiem spojrzał na intruza.

— Jeżeli to sprawi, że będziemy mogli spokojnie porozmawiać to chcę – rzekł pewnie.

— Nie pozostaje mi nic innego, jak aresztować cię za zakłucanie spokoju – szeryf sięgnął dłonią po kajdanki.

Poprzednia część Wersja do druku Następna część