Część 1 – Stare tajemnice, nowe troski
Roswell 2011
Dźwięk tłuczonego szkła, krzyki, głuche uderzenia przedmiotów o ścianę były jej codziennością. Wtuliła się głębiej we własne ramiona obejmując kolana. Bezgłośny szloch ginął w jej gardle, łzy spływające bez przerwy po policzkach wsiąkały w rękawy. Kołysała się w przód i tył próbując uspokoić gdy kolejny przedmiot uderzył o ścianę, zadrżała. Krzesło, posumowała w myślach. Po latach znała każdy dźwięk jaki wydawał dowolny przedmiot znajdujący się w domu po uderzeniu w ścianę lub o podłogę.
Przysunęła się bliżej szpary w drzwiach by lepiej widzieć trzymany na kolanach album. Przewracała powoli kolejne kartki dotykając z niedowierzaniem zdjęć. Zdjęć jej matki z młodości, z przyjaciółmi, śmiejącej się, z tymi wspaniałymi iskrami życia w oczach. Nie znała mamy od tej strony. Nie widziała jej takiej nigdy, tylko czasami gdy ojca nie było w domu, lub gdy wybierały się gdzieś tylko we dwie. Wtedy się uśmiechała, były szczęśliwe, jednak uśmiech nigdy nie gościł w jej oczach.
Przyglądała się zdjęciom na rok przed maturą, mama była taka szczęśliwa. Szczególnie w ramionach jednego chłopaka, jednak on rzadko pojawiał się na zdjęciach. Michael Guerin, odnalazła go w księdze pamiątkowej z trzeciej klasy, która była schowana razem z albumem. Pozostałych widywała jako mała dziewczynka, ale później wszyscy gdzieś zniknęli, przestali odwiedzać ją i mamusię. Pozostał tylko wujek Kyle, ale i on przyjeżdżał już tylko gdy sąsiedzi zgłosili na policji kolejną awanturę. Wujek Kyle był szeryfem jak kiedyś dziadek Jim. Znała ich wszystkich ze zdjęć, z pojedynczych zdań, które wymknęły się czasami jej mamie, kiedyś dzieki opowiadaniom wujka Kyla. Jednak żadne z nich nigdy, przenigdy nie wspomniało o Michaelu. Ciekawe dlaczego ?
Cisza, która zapadła w domu po trzaśnięciu drzwiami była błogosławieństwem. Wytarła rękawem łzy, schowała album i książkę z powrotem do pudełka i ukryła całość za deską w podłodze. Wysunęła głowę z kryjówki nasłuchując czy naprawdę awantura skończona, powoli wyszła i zeszła do kuchni szukając mamy.
Maria siedziała wtulona w kąt pomiędzy szafką, a drzwiami do pokoju. Szlochała cicho w swoje ramiona zupełnie jak przed chwilą jej córka. Dziewczynka podeszła do matki i dotknęła delikatnie jej ramienia. Maria zadrżała i podniosła głowę, wyciągając ręce przed siebie by ją przytulić .
Jess kochanie, to nic, nic się nie stało. Tatuś tylko trochę się zdenerwował. Ciii już nie płacz kochanie, wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze... zobaczysz” szeptała cicho do córki, samej próbując uwierzyć w to co mówi. Podbite oko, złamana ręka, potłuczone ostanie talerze... dzisiejsza kłótnia rzeczywiście skończyła się tylko na niewielkich obrażeniach. Jednak dla Jess tego wszystkiego było za wiele, widziała jak szczęśliwa była mama zanim ona się urodziła, zanim pojawił się tata. Przytulona do matki, wsłuchana w jej uspokajający szept zaczęła snuć plany jak przywrócić mamie szczęście.
Przez następne tygodnie, podczas każdej kolejnej awantury uciekała do swojego pokoju, zatarasowywała drzwi i przygotowywała plan. Wielki plan, przywrócenia szczęścia mamie. Idealny plan. Tym razem nie mogła sobie pozwolić na porażkę. Poprzednio nie minęło nawet parę godzin gdy przemarznięta została znaleziona przez zastępcę szeryfa, niejakiego Jeffreysa. Tego wieczora nikt Billego nie powstrzymał, matka straciła przytomność, gdy dostała lanie za jak to powiedział brak szacunku dla ojca”. Tym razem zakrwawiła pościel od ran na plecach, a przez następne tygodnie chodziła bardzo powoli i płytko oddychała, starając się zignorować ból w klatce piersiowej.
Kolejny w planach był wywiad, dowiedzieć się jak najwięcej od jedynej osoby, która jak wierzyła mogła jej pomóc, wujka Kyla.
Któregoś dnia, tuż po powrocie mamy ze szpitala, siedziały sobie w pokoju jedząc lody i rozmawiając o szkole, gdy drzwi frontowe otwarły się z hukiem i wszedł Billy. Już od progu było widać, że jest nieźle wstawiony.
"Maria !! Gdzie mój obiad ?!" krzyknął zapitym głosem od progu.
Maria rzuciła mu spłoszone spojrzenie i zerwała się na nogi przewracając na dywan kubełek z trzymanymi na kolanach lodami. Jessica patrzyła przerażona jak ojciec podszedł do niej chwiejnym krokiem i uderza pięścią prosto w szczękę. Zerwała się z krzykiem przewracając szklankę z sokiem prosto na kanapę i wylewając pól zawartości. To zwróciło uwagę rozjuszonego Billego, spojrzał na nią wściekle i podniósł rękę do uderzenia, po chwili spadł pierwszy cios, a potem kolejny i kolejny. Gdzieś z oddali słyszała głos matki próbujący go powstrzymać, przez łzy widziała jak wiesza się na nim uderzając bezsilnie po ramionach i plecach. Gdy tylko udało jej się na chwilę odwrócić jego uwagę, Jess zerwała się ponownie na nogi i zaczęła uciekać do swojego pokoju, jednak była uparta i nieprzejednana jak kiedyś jej matka. Odwróciła się i wpatrując w niego dziko wykrzyczała Nienawidzę cię !! Nienawidzę cię!! Nie jesteś moim ojcem. Nienawidzę cię !!! ROZUMIESZ ?!” odwróciła się i uciekła najszybciej jak mogła do swojego pokoju.
Nie widziała jak ojciec zamarł po środku saloniku z matką uwieszoną na jego ramieniu, błagającą cicho by przestał ją bić. Nie widziała tej narastającej do granic możliwości furii. Usłyszała za to kolejne meble rzucane o ścianę, jęk matki, krzyki... tym razem awantura trwała krócej niż zwykle. Nie wiedziała czy przez to, że Jessica nakrzyczała na ojca czy przez to, że wypił więcej przed przyjściem do domu. Nie wiedziała. Wiedziała tylko, że znowu zwalił się przed telewizorem pijąc kolejne piwo. Matka przemykała się tak cicho jak tylko mogła po domu szykując obiad i podając kolejne piwo. Nie mogła już tego znieść, nie mogła patrzeć na ciągłe bicie i upokarzanie jej i matki, musiała coś zrobić. Po prostu musiała. Jeszcze tego samego wieczora Jessica określiła dokładny termin ucieczki z domu, za dwa tygodnie.
Te dwa tygodnie były bardzo pracowitymi tygodniami. Starała się unikać jak ognia ojca, nie pokazywać się mu na oczy. Wydobyła ze wszystkich zakamarków ostatnie oszczędności, przyjrzała się dokładnie jeszcze raz znalezionym w pudełku na strychu rzeczom. Album, pamiątkowa księga, prawie nieczytelny list Michaela, zabawne notatki z jakiejś lekcji i ciepły kamień. Ilekroć brała ten jajkowaty, przypominający kamień przedmiot do ręki była zdumiona. Był ciepły, ciężki jak kamień ale w dotyku przypominał raczej szkło. Włożyła go na wszelki wypadek do plecaka razem z wieloma innymi rzeczami. Zapasem czekolady na drogę, słoikiem oszczędności, mapą Stanów i Kanady, ubraniami na zmianę. Nie mogła być zbytnio obciążona, szczególnie że pierwszy kawałek drogi miała pokonać ze szkolną wycieczką.
Dzień przed wyjazdem zeszła na paluszkach do pokoju mamy, przytuliła się do niej mocno, szepcząc przeprosiny i obiecując, że wróci jak tylko odnajdzie ich szczęście – jej prawdziwego tatę.
Maria siedziała skulona na kanapie, zapuchnięte od płaczu oczy przecierała co chwilę mokrą już chusteczką. Kolejne łzy moczyły jej twarz, rozmywając ostrość widzenia. Próbowała przestać płakać, ale ile razy pomyślała o swojej małej zagubionej gdzieś w świecie córeczce, wszystko zaczynało się od nowa.
Trzy dni. Minęły trzy dni od jej zniknięcia. Pierwszego spanikowana pobiegła na posterunek błagając Kyla by znalazł jej małą. Nawet Billy o dziwo był tego dnia trzeźwy, choć jedyne co zrobił to nie sięgnięcie po piwo. Stwierdził tylko, że jak tylko mała się znajdzie dostanie nauczkę. Drugiego dnia Kyle przyznał się, że Jessie była u niego parę tygodni temu, wypytując o przeszłość, a w szczególności o Niego. Już wtedy zaczęła płakać i robiła to nieprzerwanie aż do teraz. Przyjrzała się zdjęciu Jessi, które dała Kylowi by mógł rozesłać je jako pomoc w poszukiwaniach. Gdyby tak wiedziała co jej córka myśli w tej chwili, gdyby wiedziała gdzie się znajduje. Zamarła z dłonią w połowie drogi do policzka, kolejna samotna łza spłynęła po jej brodzie skapując na zdjęcie. Po chwili druga łza rozbiła się obok pierwszej, zniekształcając obraz.
"Isabel..." szepnęła do siebie. Isabel mogła by wejść do snu Jess, mogła by się dowiedzieć gdzie jest jej córeczka. Wahając się sięgnęła po notatnik adresowy, odszukała numer, który dawno temu dostała od Kyla, położyła sobie telefon na kolanach i zamarła. Wpatrując się to w zdjęcie, to w telefon zastanawiała się czy zadzwonić. Isabell z Jessiem wyjechali z Roswell prawie dziewięć lat temu. Jessica miała ledwo pół roku gdy Jessie dostał obiecującą posadę w Bostonie. Przez następne dwa lata pozostawali w kontakcie telefonicznym, do czasu gdy zaczęło się piekło.
Zacisnęła dłoń na słuchawce, musi być silna, dla Jessie. Powoli wybrała numer, w słuchawce rozległ się jeden długi sygnał, po chwili następny.
Słońce chyliło się ku zachodowi gdy trzasnęły drzwi i do domu wkroczył zalany Billy, nie mówiąc słowa, nawet nie oglądając się na żonę, wszedł schodami na piętro i zwalił się do łóżka. Maria nadal siedziała kołysząc się w przód i w tył, wpatrując w telefon. Siedziała tak całą noc, wypłakując morze łez, czekając na jakąkolwiek wiadomość o Jess.
Daleko w Bostonie Isabel Ramirez wpatrywała się w czarno-białe zdjęcie przesłane około południa z Roswell. Jessica była wykapaną kopią matki, ten sam uśmiech, ta sama budowa ciała, ten sam kształt oczu, nawet na zdjęciu widać było, że włosy także odziedziczyła po matce. Westchnęła cicho przekręcając się na drugi bok, Jessie pochrapywał lekko na poduszce obok, nieświadomy co robi jego żona. O swoim pochodzeniu powiedziała mu tuż przed ślubem dając szansę na zmianę zdania, na szczęście tego nie zrobił jednak przez pewien czas nie mogli dojść do porozumienia. Powiedziała mu też o niektórych swoich zdolnościach, szczególnie gdy Alex pierwszy raz zmienił kolor swoich śpioszków na oczach zdumionego tatusia. Nie wspomniała o innych, nie powiedziała ani słowa o Michaelu, ani o Tess. Pozostawiła przeszłość wraz z wyjazdem z Roswell, pozostawiła Marię z małą Jess, brata, rodzinę.
Przyłożyła dłoń do zdjęcia wprowadzając się w senny trans. Pokój zafalował i moment później znajdowała się w krainie snów. Poruszała się powoli jak w szarej mazi. Jeszcze nie zdarzyło jej się by czyjś sen tak wyglądał. Wszystko było rozmazane, tak jakby Jessie nie chciała pokazać o czym śni.
"Jessica" zawołała próbując wywołać jej senne alter ego, sceneria zmieniła się na czarną, tak gęstą, że nie widziała nawet własnej dłoni. Szybko wycofała się ze snu wracając do rzeczywistości. Nie mogła pomóc Marii, Jessie nie pozwoli jej wejść. Znała tylko jedną osobę, której się udała ta sztuka – Michael. Wreszcie po kolejnych trzech próbach wycieńczona zasnęła.