~*~ Rozdział VII – Pierwsze ostrzeżenie
Stał na pustyni, przed nim majaczyła skała przypominająca coś co już widział. Ciepły wiatr przenosił piasek dookoła niego. Rozejrzał się. Na jednym z mniejszych skupisk zobaczył dziewczynę. Wysoka, ubrana w czarną długą suknię, długie blond włosy, wpatrywała się w niego. Nie mógł dojrzeć jej twarzy co chwilę zakrywanej włosami, coś do niego mówiła ale nic nie słyszał. Po chwili w innym kierunku jego uwagę przyciągnął przenikliwy niski dźwięk, spojrzał w tę stronę i oślepiło go jasne światło.
Siadł rozkojarzony na łóżku "to był tylko sen, tylko sen" pomyślał uspokajając się. Sny pojawiły się gdy dostał list Laurie, część była okrutna i krwawa, musiała dotyczyć wojny na Antarze zrozumiał to po przeczytaniu książki. Pozostałe natomiast ciągle były zagadkowe, rozróżniał już wspomnienia z Antara od zwykłych snów, ale część z tych zwykłych snów niepokoiła go. Może i nie dotyczyły one Antara, ale na pewno były w jakiś sposób związane z przeszłymi i przyszłymi wydarzeniami.
Laurie znalazł w jadali jedzącą śniadanie, kiwnęła zachęcająco na miejsce obok siebie "Dzień dobry, Micky..."
"Nie nazywaj mnie tak, na imię mam Michael !" przerwał jej ostro
"Ależ Mickey przecież to tylko zdrobnienie"
"Michael, na imię mam Michael"
*BŁYSK*
Młoda dziewczyna trzyma na rękach bardzo umorusanego około trzy letniego chłopczyka "Rath teraz czas na kąpiel..."
*BŁYSK*
Pięcioletni malec stoi w korytarzu pałacu pod nogami ma rozbity wazon "Rath ile razy mówiłem żadnego strzelania z procy w pałacu ?..."
*BŁYSK*
Siedmioletni chłopak z puchatą kulką na rękach w ciemnej uliczce, przed nim starszy człowiek.
"Jak ci na imię mały ?"
"Wołają mnie Rath... ale ... nikt nigdy nie pytał jak mi na imię... na imię mi Rathis"
*BŁYSK*
Trójka dzieciaków ganiająca się po trawie "Rath i tak nas nie złapiesz"
*BŁYSK*
Młody chłopak klęczący przed królem "Rath mianuję cię komandorem, drugim w komendzie księcia Zana..."
*BŁYSK*
Dwoje młodych ludzi patrzących przez okno, na horyzoncie w zachodzącym słońcu widać smugi czarnego dymu "Rath myślisz że jest jeszcze nadzieja ?"
*BŁYSK*
"Czyżbyś o czymś zapomniał ... Rath ?" brzmiące szyderczo. Oślepiające jasne światło.
*BŁYSK*
"No dobrze skoro tak ci zależy" Laurie zrezygnowana zabrała się ponownie do jedzenia, nie spoglądając na niego ponownie. Gdyby to zrobiła zobaczyłaby na jego twarzy przerażenie.
~*~
Roswell
Siadł zaniepokojony na łóżku, coś wyrwało go ze snu, coś się stało. Nasłuchiwał przez chwilę w ciemności z pokoju Isabel dobiegł do tłumiony płacz.
"Izzy ? Izzy, co się stało ?" pogłaskał ją delikatnie po plecach siadając na łóżku.
Isabel odwróciła do niego zapłakane oczy "Widziałam kogoś... śnił mi się chłopak na pustyni, przy komorze inkubacyjnej, wołałam go... ale stał bez ruchu... a potem ten dźwięk.... i oślepiające światło..."
"Izzy umówiliśmy się co do wchodzenia do cudzych snów ?" Max popatrzył z niepokojem na siostrę, wyglądała na przerażoną.
"Nie weszłam do niczyjego snu, to był mój sen. I on w nim był, ale to ten dźwięk i światło mnie przeraziło. Było w nich coś strasznego..."
"To był tylko zły sen, nic więcej" zaczął ją uspokajać
"Nie Max to nie był tylko zły sen, on coś oznaczał tego jestem pewna. Nie wiem tylko co. A teraz zostaw mnie już samą, chcę jeszcze trochę pospać"
Wyszedł z pokoju zamykając cicho drzwi, może i ten sen coś znaczył. Przecież jego sny doprowadziły ich do jaskini, sny Tess do książki. Może Isabel doprowadzi ich do czwartego ? I do odpowiedzi, których ciągle boją się szukać ?
~*~
"Hej Isabel, jak tam dzisiaj ma się nasza Królowa Lodu ?" Isabel odwróciła się uśmiechnięta do Alexa, tylko jemu uchodziło na sucho nazywanie ją w ten sposób "No wiesz książę jeszcze chwila a zamienisz się w mrożonkę... świetnie Alex, po prostu świetnie"
"Izzy, Izzy co ciekawego nam dziś powiesz, jaskółki doniosły że dzieje się coś nowego" z przeciwnej strony nadchodziła zmora całego Roswell bliźniaki DeLuca. Sean i Maria byli tak samo nieokrzesani jak ich matka Amy, która co prawda już się ustatkowała u boku szeryfa, ale... Oboje odziedziczyli po niej bezpretensjonalne podejście do życia, dziwaczne poczucie humoru i równie dziwaczne reakcje. Isabel uśmiechnęła się na wspomnienie gdy Liz opowiadała jak Maria zareagowała gdy się o nich dowiedziała. No i jak na bliźniaki przystało Sean zareagował dokładnie tak samo gdy dowiedział się tego od Alexa.
"Isabel musisz mu jak zwykle wybaczyć, maniery to on raczej po ojcu wziął" Maria szturchnęła brata łokciem pod żebra.
"Ta oczywiście idź się go spytaj, pewnie przyzna ci rację" odgryzł się Sean, uchylając przed kolejnym szturchańcem "a zapomniałem że też go nie znasz"
Nie było tajemnicą dla nikogo że ich ojciec odszedł zostawiając Amy z dwojgiem malutkich dzieci. Dopiero sześć lat później w ich rodzinie pojawił się szeryf Valenti z synem Kylem. Wtedy stworzyli prawdziwą rodzinę, dziwne było że bliźniaki potrafiły żartować z tej sytuacji. Wprowadzali czasami biednych ludzi w konsternację, Valenti był dla nich zawsze tatą, a nigdy nie spotkany rodziciel ojcem.
"Dobra, dobra koniec tych pieszczot dzieciaki" śmiech Kyla przerwał dyskusje rodzeństwa.
"Dzieciaki ?!!! To że jesteś starszy o całe trzy miesiące nie daje ci prawa tak do nas mówić" tym razem byli zgodni, nawet przyszywanemu bratu nie popuszczą.
"A widać, że wszyscy są w doskonałych nastrojach" tym razem sprzeczki rodzeństwa przerwał nadchodząc Max z Liz u boku. Tradycyjnie już spotykali się całą paczką podczas lunchu, czasami wykorzystywali ten czas na omówienie poważniejszych spraw "Tess pojechała do rezerwatu, ma nadzieję że Rzeczny Pies coś jeszcze jej powie na temat tych symboli. Tak więc Isabel możemy teraz pokombinować nad znaczeniem twojego snu"
"Jak zwykle musisz o wszystkim decydować ! Ani ty, ani Tess, nic nie mówiliście reszcie zanim sami nie sprawdziliśmy o co chodzi. A teraz to już wszyscy muszą być zamieszani ?" Isabel była zła, sama najpierw chciała się dowiedzieć o co chodzi. Nie chciała aby wszyscy od razu się dowiedzieli.
"Teraz to co innego, dobrze wiesz" Max próbował ją uspokoić. Reszta siedziała cicho obserwując sprzeczkę.
"Tak, wiem" stwierdziła zrezygnowana "No dobrze, powiem wam co pamiętam" zaczerpnęła głęboko powietrza "Stałam na skałach w pobliżu jaskini którą niedawno znaleźliśmy. Naprzeciwko mnie na pustyni stał chłopak, wołałam go pytając kim jest, ale stał bez ruchu, chyba mnie nie słyszał. Nie mogłam mu się dokładnie przyjrzeć, widziałam właściwie tylko jego sylwetkę. W którymś momencie usłyszałam na początku cichy a potem coraz głośniejszy dźwięk. Nie wiem jak go opisać, ale... przeraził mnie, był taki... było w nim coś znajomego a jednocześnie obcego. A potem to oślepiające światło... i wtedy się obudziłam" popatrzyła na wszystkich po kolei przytulając się do Alexa "I co o tym sądzicie ?"
Popatrzyli na siebie bez słowa, widywali już dziwne rzeczy, ale ich nieznane zdolności i różne zdarzenia ciągle potrafiły zaskoczyć. Tyle już się zdarzyło od czasu gdy parę miesięcy temu Max uzdrowił Liz. Potem dowiedziała się Maria a zaraz potem Alex i Sean, najdłużej w niewiedzy utrzymywali Kyle. Ale wtedy zaczęły się problemy – znaki w lesie, spotkanie z Rzecznym Psem. Topolsky, FBI, porwanie Maxa, agent specjalny Pierce. Gdyby Pierce nie postrzelił Kyle, on oraz Jim Valenti i Amy nigdy by się nie dowiedzieli. Ale jeszcze nie wszystko się skończyło, dopóki Pierce żył mógł nadal narobić problemów, lecz on jakby zapadł się pod ziemię. Gdyby wcześniej nie udało im się odnaleźć Tess, mogli by tutaj nie siedzieć. Niewesołe rozmyślania całej grupy przerwał dzwonek.
"To widzimy się w Crashdown, po lekcjach ?" zdążyła zapytać Liz zanim wszyscy się rozeszli. Ona, Maria i Sean mieli razem zmianę aż do zamknięcia, będą mogli przemyśleć i omówić jeszcze to i owo.
"OK." odparł chórek oddalających się osób.
~*~
Wieczorem gdy już zamknęli kafeterię siedli wszyscy przy jednym stoliku. Różne koncepcje co mógł oznaczać sen Isabel były po kolei odrzucane. Przy drzwiach zadźwięczały dzwoneczki informując o kolejnym kliencie "Przykro mi ale już zamknięte" rzuciła Maria przez ramię nawet się nie oglądając.
"Łee a myślałam że znajdzie się dla mnie parę ufoludków" rozradowany głos Tess rozbrzmiał tuż za ramieniem Marii.
"Dowiedziałaś się czegoś ?" pierwszy wyrwał się Kyle. Nie przyznał się do tego głośno, ale Tess strasznie mu się podobała i wolał gdy była blisko.
"Trochę" powiedziała przystawiając sobie krzesło i siadając okrakiem, wyciągnęła z torby metalową książkę "Rzeczny Pies opowiedział mi jeszcze raz całą historię o Nasedo i to co on mu powiedział. Więc tak znaleźli go w pobliżu katastrofy, był ranny, ale rada starszych odmówiła mu pomocy, bali się że zesłał go zły duch. Zakazali wszystkim zbliżać się do niego, ale Rzeczny Pies był wtedy bardzo młody i oczywiście nie posłuchał starszyzny. Przeniósł go do tej jaskini, którą potem wam pokazał" kiwnęła ręką w stronę Liz i Maxa "Starał się go wyleczyć, ale nic nie działało , wtedy obcy wyciągnął nie wiadomo skąd te kamienie i ostatkiem sił narysował te symbole na ścianie. Powiedział potem że ma to pokazać dopiero temu który przejdzie próbę. Potem podobno mówił już same rzeczy nie mające sensu, majaki. Ale Rzeczny Pies część z nich zapamiętał" przerwała na chwilę grzebiąc w torbie, po chwili wyciągnęła zapisane kartki "O tu jest. Na czym skończyłam ? A na tym co zapamiętał. Nasedo twierdził że było ich czworo, przybyli z misją ocalenia, gdy ich statek się rozbił dwoje zginęło. Lecz pozostała dwójka wydostała się z wraku, byli jednak zbyt osłabieni i gdy przybyło wojsko nie mogli się bronić. Zostali pojmani i zabrani do bazy wojskowej, tam eksperymentowano na nich prawie przez 10 lat. Nie wiem, kiedy udało im się w takim razie schować niecki z kokonami, ale przecież nie mogły był w rękach wojska, bo nigdy nie mielibyśmy szansy się urodzić. Potem jego opowieść stała się coraz bardziej niespójna, zaczął mamrotać coś o zaginionej wiedzy, straconej szansie. Zanim umarł wypowiedział jeszcze dwa dziwnie brzmiące słowa Hatofh Ksyth. To wszystko co mógł mi powiedzieć. A i jeszcze coś przyjrzałam się dokładniej tym symbolom i ułożeniu tych kamieni. Jak zbliżyłam do jednego z nich dłoń zaczęły świecić tworząc literę V" zakończyła opowieść czekając na ich reakcję.
"No to mamy trochę odpowiedzi. Ale co się stało z tym drugim obcym ? I co to za misja z jaką przybyli ? Odrodzenie, czy mogło to chodzić o nasze ponowne narodziny ? Skoro jesteśmy klonami to pewnie tak, ale dlaczego ? Co ich wygnało z naszego świata i zmusiło do takiego kroku ?" Isabel zaczęła mówić to co większość pomyślała.
"Pytać to możemy bez końca, ta historia dała chyba więcej pytań niż odpowiedzi. Znamy teraz przynajmniej cześć przeszłości, ale nie pomogło nam to jak na razie w sprawie twojego snu" Alex był jak zwykle realistą.
"A mnie się wydaje, że to było ostrzeżenie" Sean zaczął cicho "Ten chłopak, możliwe że to ten czwarty o którym opowiadaliście. A ten dźwięk i światło to ostrzeżenie, że z nim jest związane jakieś niebezpieczeństwo. Może nie powinniście go szukać ?" Max, Isabel i Tess pokręcili przecząco głowami.
"Sean ma rację. Logicznie rzecz biorąc to właśnie tak powinniśmy rozumieć. Pokazują wam kto i dają znać że jest niebezpiecznie. Przecież jak się bronicie, to też występuje takie oślepiające światło, prawda ?" Alex poparzył pytająco na Isabel, nawiązując do sytuacji gdy broniła się przed Piercem.
"Bardzo możliwe, ale dlaczego on miałby być niebezpieczny ? Przecież jest jednym z nas, przybył tu za nami ?" Tess miała wątpliwości
"Nie wiemy czy to ten czwarty. Poza tym skąd się bierze ta wiedza ? Może jest tak samo ukryte w naszych umysłach, jak to gdzie schowano książkę albo gdzie znajduje się ta jaskinia. Nie wiemy co to było, ale może nie próbujmy się na razie dowiedzieć. Spróbujmy zapomnieć o tym co stało się w przeciągu tych trzech tygodni. Zachowujmy się normalnie." Max jak zwykle przejął dowodzenie.
"To wcale nie będzie takie proste" stwierdziła Maria patrząc na Maxa "ale możemy spróbować" uśmiechnęła się szeroko wstając.
"No to do jutra" pożegnali się i rozjechali każde w swoją stronę. Max z Isabel, Maria z Seanem i Kylem, Tess podwoziła Alexa, a Liz zostawała na miejscu.
~*~
W ciemnym zaułku kuliła się postać, obserwująca z pod łachmanów odjeżdżające samochody "Jeszcze jedna szansa... zemsta będzie jak zwykle słodka..."