_liz

Iskry (8)

Poprzednia część Wersja do druku

VIII

Liz szła niespokojnie korytarzem czując wciąż na sobie czyjś wzrok. Dokładnie wiedziała czyj. Uśmiech lekko zadrgał na jej ustach. Dziewczyna uważnym wzrokiem przemierzała każdy zakamarek szkolnego korytarza, najwyraźniej kogoś szukając. W końcu znalazła Marię wpatrującą się we wnętrze własnej szafki. Brunetka podeszła bliżej i z radosnym uśmiechem przywitała się:

— Hej Maria.

— Hej. – mruknęła blondynka
Ponura Maria była naprawdę nowością i wzbudziła niepokój Liz. Brunetka zmrużyła oczy i zapytała chłodno, jednak z lekkim niepokojem:

— Co się stało?

— Nie. – odpowiedziała jej dziewczyna, trzaskając drzwiczkami od swojej szafki – Absolutnie nic.
Liz oparła się ramieniem o rząd szafek i zaczęła nad czymś zastanawiać. Potem tylko pokręciła głową, jęknęła i spojrzała ponownie na przyjaciółkę. Cmoknęła niecierpliwie i powiedziała kwaśno:

— Ostrzegałam, że mój brat nie jest zbyt towarzyski.

— Nie mówiłaś też, ze jest skończonym tchórzem. – mruknęła Maria – Możesz mu przekazać, że...

— O nie! – Liz poderwała się i uniosła dłonie do góry – Ja tu nie jestem posłańcem ani swatką. Załatwiajcie to między sobą. – zrobiła dwa kroki w tył i dodała – Jako człowiek jesteś naprawdę na niższym poziomie ewolucji, skoro zachowujesz się identycznie jak mój zmutowany brat. Żeby coś osiągnąć musisz do niego dotrzeć inną drogą niż kłótnia lub trzepnąć go w łeb pomarańczą. – to powiedziawszy odwróciła się i zaczęła iść
Maria chwilkę milczała. Słowa Liz kołatały jej niespokojnie w głowie wywołując dziwne dreszcze. Może ona miała rację? Może z Michaelem trzeba było inaczej, a nie od razu się na niego obrażać? Sama nie wiedziała. Widząc odchodzącą Liz, zawołała za nią, praktycznie na cały korytarz:

— Jak mam się zachowywać przy kimś kto czulej patrzy na powietrze niż na kogokolwiek innego.
Liz nie odwracając się krzyknęła:

— On na nic nie patrzy czule, nawet na powietrze.
Maria pokiwała głową. Była w tym racja. Ale jednak... na nią kiedyś tak popatrzył, nawet kilka razy. Przed każdym pocałunkiem patrzył na nią z takim podnieceniem i jednocześnie takim ciepłym przejęciem. Można to było określić czułością. A jak Liz wspomniała, on na nic nie patrzy czule. Mogło to oznaczać, że... No właśnie co mogło to oznaczać?
* * *
Maria usiadła na schodach. To wciąż nie dawało jej spokoju. Przecież to nie było zwykłe zauroczenie o jakie się początkowo podejrzewała. To było coś więcej. Coś co nie pozwalało jej spać w nocy, coś co przyspieszało rytm jej serca, coś co wywoływało rumieńce i takie przyjemne ciarki na plecach. Zawsze, kiedy go widziała, jakkolwiek by się nie zachowywał, miała ochotę się uśmiechnąć. Zauważyła, że kiedy tylko wchodzi do szkoły jej zielone oczy szukają jego. A kiedy czuje jego obecność obok siebie, wszystkie mięśnie jej się napinają, a nerwy stają na baczność. I nawet jeśli się do siebie nie odzywali, była gotowa spędzić z nim każdą chwilę. To nie było zauroczenie, o nie. Maria bała się przyznać przed samą sobą, że może to być to uczucie wykreowane na idealne, może to być... Zagłębiła się w tym jeszcze bardziej, kiedy jego słowa słodkim i lepkim strumieniem wlały się do jej wnętrza. Jemu naprawdę zależało, tylko on się bał. Bał się bardziej od niej. I choćby bardzo starał się to zatuszować, ona wiedziała, że Michael tak naprawdę to odwzajemnia. Zamknęła oczy a w wyobraźni przemknęły jej wszystkie chwile z Michaelem. Wszystkie i te dobre i te złe.
* * *
Ale w pewnym momencie zatrzymał swój wzrok na grupie dziewczyn stojących pod szafkami. Zmrużył oczy. Jedna z dziewczyn śmiała się, przymykając jednocześnie oczy. W chwilę później jej oczy powędrowały w jego stronę.
* * *
W życiu nie spotkała tak wkurzającego chłopaka. Aż wszystko się w niej zagotowało. Z drugiej strony jego spojrzenie przyniosło jej przyjemne ciarki na plecach, która oczywiście szybko zniknęły, gdy pojawiła się furia i chęć mordu. Potrząsnęła głową. W tej dwójce było coś dziwnego. Coś obcego.
* * *
Ich spojrzenia starły się ze sobą. Nie tak jak kilka razy przedtem im się to zdarzyło. Tym razem było to ostre starcie pełne iskier. Mrożące krew w żyłach spojrzenie chłopaka, pełne niebezpiecznych i tajemniczych błysków kontra burzliwy, zielony wzrok przeplatany siłą huraganu. Ku zaskoczeniu ich obojga "bitwa" zamieniła się w podziwianie. Dziewczyna lekko rozchyliła usta, kiedy spojrzenie Michaela wywołało w niej dziwne drżenie wszystkich nerwów. Gniew jakoś wyparował, a jego miejsce zastąpiło ogromne pragnienie, aby jego wzrok nigdy jej nie opuszczał.
* * *
Czuła na sobie spojrzenie jego chłodnych, piwnych oczu, w których za każdym razem potrafiła odnaleźć coś innego. Jego wzrok mroził krew w żyłach, wywoływał w niej dziwne bicie serca, pobudzał zmysły, wciąż drażnił jej język i powodował chęć wygłaszania na głos ciętych uwag, a jednocześnie peszył ją i onieśmielał. Nie mogła powiedzieć, że nie był przystojny, bo był. Nie potrafiła nawet w tym wypadku kłamać. Bywały ułamki chwil, gdy miała ochotę znaleźć się w jego ramionach i zapomnieć o tym co było dokoła.
* * *
Jedyne co zdołała uchwycić to jego ręce wsuwające się na jej talię, jego spojrzenie utkwione w niej, a potem... a potem wszystko się zakręciło. Pocałował ją, a ona odwzajemniła pocałunek.
* * *

— Że co? – usta Marii otworzyły się na całą szerokość – Orgazmu na twój widok? Za kogo ty się uważasz? Za Brada Pitta? Jedyne czego dostaję na twój widok to nerwica!

— Najwyraźniej proszki ci się skończyły.

— Pożyczyłabym od ciebie, ale wtedy twój stan mógłby się pogorszyć. Ah... zapomniałam, że gorzej już być nie może.

— Co ci znów odbija? Masz okres? – jęknął

— Nie, ale ty najprawdopodobniej masz fazę, w której twoje ego przekracza granice Eurazji, za to resztka mózgu kurczy się do... – chciała wskazać palcami – Wybacz, ale nie mam tak małej skali.
* * *
Spojrzała na niego zimno, ale musiała zacisnąć usta, żeby powstrzymać uśmiech który mimowolnie cisnął jej się na usta. 'Jestem nienormalna.' pomyślała sobie zaciskając jednocześnie pięści 'Nawet nie potrafię się naprawdę obrazić na tego... na niego'.
* * *

— Nie potrafię tak... ty... – zaczęła się plątać, opuściła głowę – Ja... ty, kiedy...
Michael zrobił krok w jej stronę. Uniosła ponownie twarz w jego stronę. Jej nogi lekko się ugięły, kiedy w jej żyłach popłynęła bursztynowo-gwiaździsta substancja. Przymknęła oczy, gdy jego dłoń delikatnie musnęła jej policzek. A potem nie było już nic prócz odmętów niesamowitego ciepła i energii, gdy jego usta odnalazły jej miękkie wargi.
* * *

— Tak. Wiesz, że coś czuję do ciebie. – pochylił głowę – I dlatego nie mogę być z tobą. Nie będę cię narażał.
* * *
Maria potrząsnęła głową. Wbrew wszystkim pozorom, naprawdę doskonale się przy nim czuła. Czasem gorzko przełykała jego słowa, czasem odpowiadała tym samym, ale zawsze towarzyszyło jej to dziwaczne uczucie w żołądku, jakby miała tam motyle. Nie potrafiła już spędzić dnia bez jego spojrzenia, bez jego słowa, bez jego dotyku. O tak, nawet specjalnie starała się przechodzić tak blisko niego, żeby móc musnąć choć w ułamku sekundy jego ciało. A każdy jego pocałunek wywoływał w niej burzę gorących uczuć. I nie pozwoli sobie tego odebrać. Może gdyby nie miała pewności co do uczuć Michaela, to dała by sobie spokój. Ale jakiś wewnętrzny głos jej podpowiadał, że jednak on odwzajemnia dokładnie to samo uczucie. Blondynka wstała i zeskoczyła ze schodków. Czy mu się to podobało czy nie, miała zamiar wyznać mu prawdę i miała zamiar zmusić go do tego samego.
* * *
Liz rozglądała się dokoła, szukając swojego brata. Lekcje trwały, ale doskonale wiedziała, że jego tam nie ma. Od kilku dni coś go gryzło, a w takim stanie na niczym nie potrafił się skupić. Na pewno gdzieś chodził, albo leżał jak zwykle na trawie, wgapiał się w niebo i rozmyślał. W takich sytuacjach w ogóle go nie poznawała. Rozejrzała się jeszcze raz. Nic. Nagle poczuła jak czyjeś dłonie wsuwają się na jej ciało i obracają ją w druga stronę. Oczy przesłonił jej mrok, a usta już po chwili zostały naznaczone gorącym pocałunkiem. W myślach przesunęły się obrazy dawnych wspomnień. I nim skończył się pocałunek usłyszała zimny i rozgniewany głos brata:

— Co wyprawiacie?
No tak, Michael idealnie wiedział kiedy się zjawiać, w najmniej odpowiednich momentach. Kiedy ona chciała go znaleźć, było to trudnością, ale wystarczyło, że wykonała jeden nieodpowiedni krok, a on sam ją odnajdywał. Teraz stał ze skrzyżowanymi ramionami i mierzył ja wzrokiem. Równie niebezpieczne spojrzenie posłała drugiemu winowajcy, czyli Maxowi. Brunet uśmiechnął się dziwnie i nie wypuszczając Liz z ramion powiedział:

— Rath, strasznie dawno się nie widzieliśmy.
Michael zmrużył oczy, wbijając wzrok w chłopaka. Te słowa na pewno go nie uspokoiły, a wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej zaniepokoiły. Zerknął na siostrę, która zaciskała usta. Ponownie spojrzał na Maxa. Tym razem jego oczy zauważyły drobny szczegół zmiany w wyglądzie chłopaka. Jego oczy nie były już ciepło orzechowe. Teraz były stalowe i zimne. Michael opuścił ramiona i uniósł głowę nieco wyżej, wyprostowując całe ciało:

— Witaj Kivar
Max kiwnął głową, a potem jeszcze raz pochylił się nad Liz, muskając ustami jej policzek. Następnie drgnął i odszedł. Liz odprowadziła go wzrokiem. Wiedziała, ze czeka ją rozmowa z Michaelem, ale teraz na ten akurat temat nie miała ochoty rozmawiać. Musiała więc szybko poszukać innego tematu. I znalazła go błyskawicznie. Skrzyżowała ramiona i powiedziała:

— O tym porozmawiamy później, teraz zechciej mi łaskawie powiedzieć, coś zrobił Marii?
Michael zaskoczony taką reakcją siostry, aż rozchylił usta w zdumieniu. Ale równie szybko je zamknął, zmrużył oczy i odpowiedział mruknięciem:

— Nic takiego.

— Przestańcie się zachowywać jak dzieci – jęknęła Liz – Michael, znam cię baaardzo długo. I wiem jaki jesteś. I wiem też, że Maria jest dla ciebie ważna.

— Liz... – Michael chciał coś powiedzieć

— Nie. – przerwała mu – Wiem, ze twój mózg, o ile tak naprawdę go masz, wytwarza dziwaczną blokadę przeciw uczuciom, ale powinieneś wykazać się odrobinką rozsądku. – machnęła rękoma – Kochasz ją.

— Nie.

— Tak.

— Nie.

— Tak.

— Nie.

— Owszem.

— Nie.

— Kochasz! – krzyknęła
Michael zamilknął. Nie miał nastroju się kłócić. A raczej nie potrafił się z nią kłócić, kiedy miała rację. Zmienił kierunek spojrzenia, dając tym samym do zrozumienia, że siostra ma rację. Liz uśmiechnęła się i powiedziała miękko:

— Widzisz. Jak zwykle mam rację. – podeszła bliżej brata i dodała – I dlatego musisz jej to powiedzieć.
Obróciła się i zrobiła kilka kroków w stronę szkoły. Nagle jakby sobie coś przypomniała, odwróciła się z powrotem w stronę Michaela i krzyknęła:

— I nawet mi się nie waż wmawiać sobie tych bzdur o ochronie bliskich i niezdolności do uczuć wyższych.
* * *
On and on from the moment I wake,
To the moment I sleep,
I'll be there by your side,
Just you try and stop me,
I'll be waiting in line,
Just to see if you care.
Michael siedział na parapecie okna Marii, czekając na nią. W uszach wciąż rozbrzmiewały mu słowa siostry. Musiał przyznać, że jak zwykle miała rację. To uczucie do zielonookiej blondynki zrodziło się w nim na samym początku, kiedy po raz pierwszy zobaczył jej oczy. To one przyniosły jemu taki spokój i chwilę wytchnienia. Nigdy wcześniej tego nie zaznał. A potem z każdym dniem wszystko się rozwijało. Nigdy wcześniej nie czuł takiego gorąca w swoich żyłach, ani nie tracił równowagi na czyjś widok. W całym życiu zależało mu tylko na ochronie siebie samego i swojej siostry. Maria stała się jednak tak nieodłącznym elementem, że i ją chciał chronić. Nie zauważył w sobie tego momentu, w którym jeszcze mógł wszystko powstrzymać i zawrócić. I mówiąc szczerze... nie żałował. To ona przynosiła mu spokój. To ona była podstawą jego każdego dnia. On mogła go obudzić i rozgniewać, jednocześnie nie pozwalając się odepchnąć. Choćby bardzo się starał i tak wracało do niego to uczucie i nie umiał się przed nim bronić. A teraz nie umiał bez niego żyć. Drzwi do pokoju się otworzyły i na progu stanęła blondynka. Jej oczy momentalnie powędrowały w jego stronę. Nie odrywając się od parapetu, spojrzał na nią. I wszystko stało się jasne. Bez słów, bez gestów. To było im zupełnie niepotrzebne.
My heart is yours,
It's you that I hold on to,
That's what I do,
And I know I was wrong,
But I won't let you down,
THE END


Poprzednia część Wersja do druku