_liz

Krople pustyni (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

II

Czy macie czasem wrażenie, że wszyscy się na was gapią? Pojawia się wtedy takie dziwne uczucie w brzuchu, a w głowie pytanie 'Co ze mną nie tak?'

No właśnie. Już trzy razy sprawdzałam czy nie jestem poplamiona, czy nie wybrudziłam się, czy nie ubrałam ciuchów na lewą stronę. No i nic. A wszyscy na mnie patrzą.

Będę starała się to zignorować.

"Liz?!"

No to chyba nici z ignorowania.

Dlaczego mam wrażenie, że ślepka Tess wyskoczą za chwilkę zza szkieł?

Rany! Naprawdę musi być ze mną coś nie tak. Nic, absolutnie nic jeszcze tak nie zdziwiło Tess. Byłabym z siebie dumna... gdybym wiedziała o co do jasnej cholery im chodzi!

"Co?"

"Liz" jeśli ma zamiar w kółko powtarzać moje imię, to lepiej już pójdę. Ale jej usta ponownie się otwierają. Będzie mówić.

"Liz ty masz na sobie... Sukienkę!"

A to o to im chodzi! No tak. Nie mieli szansy od dwóch lat zobaczyć mnie w sukience, ani nawet w spódnicy. A już na pewno nie w tym kolorze.

Niebieska.

Tak. Liz Wiecznie Ponura Parker ubrała kolorowy ciuch na dodatek o długości nie przekraczającej kolan.

"Sukienkę. I co z tego?" staram się brzmieć naturalnie

Gwizd. Przeciągły gwizd.

Obracam głowę. Jakiś chłopak właśnie zauważył moją odmienna postać i postanowił wyrazić swoją aprobatę. Chyba się uśmiecham...

Na pewno się uśmiecham, bo Tess właśnie dostaje palpitacji.

"Kim jesteś i co zrobiłaś z Liz" pyta zabawnie

Zaciąga mnie do damskiej toalety.

Powinni zmienić nazwę na Pokoik Zwierzeń.

"Co się stało?" pyta, a jej oczy nie mogą oderwać się od mojej sukienki

"To podpada pod molestowanie" mówię, a jej stalowe oczu od razu zmieniają kierunek i spoglądają na moją twarz

Odkręcam wodę i myję ręce. Właściwie robię to specjalnie, żeby się bardziej zdenerwowała. Tupanie noga to zazwyczaj oznaka nerwicy, ale w tym wypadku to tylko ciekawska natura Tess wyłazi na wierzch.

"Liz masz na sobie sukienkę" mówi. Tyle to wiem bez jej uwag, sama ją na siebie wkładałam. "Nie miałaś na sobie nic takiego od półtora roku"

"Od dwóch" sprostowuję ją, lubię być dokładna

"Od dwóch" powtarza i przewraca oczami "I nagle przychodzisz w sukience. Niebieskiej!"

"Nie miałam zielonej, a czerwona byłaby nie na miejscu" odpowiadam, starając się powstrzymać śmiech

"Liz" mówi z wyrzutem. No co? "Musiało się coś stać. Ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień. Ty się nie zmieniasz"

W czymś się zgadzamy.

"Umówiłaś się z kimś?" pyta, a w jej oczach tlą się te jej chochliki

"Tak"

No przecież nie kłamię! Umówiłam, ale nie tak jak ona sądzi. Umówiłam się z Marią. Na pogaduchy.

"Z kim? Znam?"

"Nie znasz" odpowiadam "Jest z Jeffersona"

"Uuu... wyższa inteligencja" mówi, opierając się bokiem o ścianę. Ona chyba zostanie dziennikarką. Wszędzie wtyka swój nos. "Jak się nazywa?"

"Maria" odpowiadam

Gdyby jej szczęka naprawdę mogła opaść na podłogę, to zapewne przebiłaby kilka pięter. Jej wzrok szuka na mojej twarzy śladu kpiny.

"Liz ty chyba nie... czy ty..."

"Tess, halo!" mówię, śmiech dławię w gardle, a palcem stukam o jej czoło "Czy ty wiesz o co mnie posądzasz?"

Nie odpowiada. Właściwie mogłabym to zostawić, ale nie chce, żeby moja przyjaciółka żyła w nieświadomości.

"Poznałam wczoraj w kawiarni dziewczynę. Marię. I zaczęłyśmy gadać. Zakumplowałyśmy się. Rozumiesz?"

"Nie mogłaś od razu powiedzieć?" wrócił jej naturalny ton i wyraz twarzy. Mam wrażenie, że ulga wypełniła jej żyły.

* * *

"A najlepiej było w szóstej klasie..." Maria nawija już od dwóch godzin. W obecnej chwili już jestem w stanie napisać jej biografię.

Znudziłabym się, zaczęła marudzić i wyszła. Ale ta dziewczyna ma w sobie tyle ciepła i dziwnego magnetyzmu, że nie potrafię tego zrobić. Gorzej. Słucham jej z zaciekawieniem.

"A ty jak sobie radzisz tam u was?" pyta, a jej usta zanurzają się w mlecznym koktajlu

"Dobrze" odpowiadam. Patrzy na mnie tymi zielonkawymi oczkami. Co mi szkodzi mówić coś więcej niż monosylaby "Z nauką nie mam problemów"

"Taaa?" pyta z zaciekawieniem "No wiesz z angielskiego to każdy potrafi mieć piątkę" mówi i szczerzy te swoje bieluchne zęby

I mam ochotę jej te ząbki wybić.

I mam ochotę zmazać z niej tę pewność i poczucie wyższości.

I mam ochotę jej dopiec.

Mówię "Ale mało kto ma celująca z biologii, piątkę z chemii i fizyki i gwarantowane miejsce na Harvardzie"

Patrzy na mnie. Zero zdziwienia. Co jest?

Uśmiecha się, popija koktajl. Kiwa głową. A teraz znów na mnie nie patrzy, tylko zastanawia się nad czymś.

I szlag mnie trafia.

Czy ci ludzie z Jeffersona są aż tak pewni siebie? Prywatna szkółka... z tradycjami... dla wyjątkowo wybitnych...

Alcatraz.

"Czemu nie poszłaś do Jeffersona tylko gnijesz w West High?"

Właśnie znalazłam nowy powód – uczniowie bardziej pokręceni niż w mojej budzie. A dawne wątpliwości?

"Nie stać mnie na prywatne budy dla geniuszy i snobów"

No chyba wreszcie czymś ją zaskoczyłam, bo ma minkę nieco zachmurzoną.

Urażona duma?

"Nie jestem snobką" mówi "A do geniuszu wiele mi brakuje"

Szczerość czy obrona?

Uśmiecham się. Moja cola smakuje niesamowicie dobrze. Jeszcze nigdy żadna cola mi tak nie smakowała. Podobno smak niektórych rzeczy poprawia się w dobrym towarzystwie.

"Uważasz mnie za snobkę?" chyba musiałam ją tym drasnąć porządnie skoro jeszcze o to pyta

"Nie" odpowiadam w pełni szczerze. Uśmiecham się. Patrzy na mnie niepewnie, ale zaraz się uśmiechnie, na pewno... a nie mówiłam?

Wspólne sączenie napojów, nawet w milczeniu może być całkiem przyjemne. Dawno z nikim mi się tak nie rozmawiało, ani nie marnowało czasu, nawet z Tess.

"Ooo..." słyszę jej lekko zdziwiony głos i patrzę na nią

Podnosi głowe, a jej wzrok tkwi w odległym punkcie kafeterii. Iskierki w jej oczach zaczynają migotać, a kąciki ust podnoszą się.

To chyba jakiś mechanizm wrodzony – obracam głowę, żeby spojrzeć na to, co ją tak zachwyciło.

Chłopak.

Typowe.

"Michael" słyszę jak mówi. Krzesełko się odsuwa, a ona oczywiście idzie w jego stronę.

* * *

"Liz" Maria mówi a jej dłoń wskazuje na tors chłopaka. Co on jakiś eksponat? "To jest Michael. A to moja nowa znajoma, Liz"

"Hej" mówi mi, nie wyjmując rąk z kieszeni. Cóż za wychowanie, pozazdrościć rodzicom. "Hej" odpowiadam chłodno – nie będę się starać

"To na razie" mruczy i ciągnie Marię za łokieć

Prawdziwy dżentelmen.

"Czekaj" Maria mówi i cofa go "Idziemy do kina" tłumaczy mi z uśmiechem. Miło, że chce mi wyjaśnić to, ale jakoś mnie to nie interesuje. Widzę, że chłopak się niecierpliwi. Zaczyna przestępować z nogi na nogę.

Toaleta po lewej.

"Idziesz z nami?"

Nie. To pytanie nie wydostało się z ust Marii. To tylko moja pokręcona psychika wytwarza halucynacje. Nie... Jednak musiała zadać to pytanie, bo chłopak wyprostowuje się i spogląda na nią, jak na wariatkę. No to chyba w czymś się zgadzamy. Patrzy na mnie.

Aż ciarki przechodzą.

"Nie, to jest zły pom..." zaczynam, ale przerywa mi on, mówiąc dziwnym tonem "Nie. Czemu?"

Czy on sobie żartuje? Patrzę na niego uważnie. Odpowiada takim samym spojrzeniem. Kto wytrzyma dłużej? Zawsze wygrywałam tę grę. No zobaczymy ty, jak ci tam... Michael.

Rany, takiego wzrok jeszcze nigdy nie spotkałam. Te oczy są takie – inne. Nie dam rady dłużej. Mój wzrok przesuwa się na twarz Marii.

I dlaczego mam nieodparte wrażenie, że on się uśmiecha?

Mój wzrok wbija się w blat stołu. Po raz pierwszy w całym moim życiu unikam czyjegoś wzroku. Gorzej, unikam wzroku chłopaka.

Słyszę jak przez gwar kafeterii, przez paplaninę ludzi, moje serce bije coraz szybciej i głośniej. Czuję jak wzrok Marii biega ode mnie do niego. A teraz czuję jak ktoś łapie mnie za nadgarstek.

"Idziemy do kina" mówi "W trójkę"

c.d.n.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część