Silmarillion
Rok 2525. Królewska Czwórka oraz ich przyjaciele już dawno odeszli z tego świata. Pozostawili po sobie jednak potomków. Zana odnajduje Kivar na prośbę Maxa... I wyjaśnia, kim naprawdę jest zabiera go ze sobą na Antar i czyni synem.
Liz przepowiada, iż za 500 lat mogą przestać istnieć wszystkie planety i w ogóle cały wszech świat. Kluczem do ich uratowania jest – Silmarillion...
Skorzystałam z niewielkiej pomocy w postaci książki: Władca Pierścieni. Reszta jest moja. Mam nadzieję, że się spodoba...
Część – 1
PRZESZŁOŚĆ (przed tym, co ma się stać)
Przepowiednia Liz
.
ROSWELL 1ROK 2025 ZIEMIA
Śniła się jej Ziemia. Jak wygląda, ludzie zwierzęta? Jej własna rodzina. Nagle obraz zmienił się wszystko było zniszczone płonęły las, oceany wysychały, ludzie ginęli – słowem apokalipsa. Pojawiła się jakaś inna rzeczywistość – Liz zrozumiała, że to Antar i układ pięciu planet. On również znikł tak nagle jak się pojawił. I znów obraz się zmienił znalazła się na tarasie tuż obok swego pokoju i pisała coś w pamiętniku. "Za pięć wieków Ziemia oraz cały wszechświat przestaną istnieć... Tylko – Silvalriena może uratować świat. To krew z krwi Naszej... Ona uratuje świat!!!" Wtedy nastąpił wybuch...
Liz przebudziła się nagle. Czuła się słaba, ale wstała i zapisała słowa, które się jej śniły i pisząc je przeraziła się i usiadła. Musiała się zastanowić.
— Liz, kochanie, co się dzieje – usłyszała głos swego męża Maxa. Przypomniała sobie jak prawie trzydzieści lat temu ją uzdrowił i walkę o jego miłość. Uśmiechnęła się do siebie.
— miałam wizję – powiedziała i zdała sobie sprawę, że pojawiła się ona pierwszy raz od właśnie trzydziestu lat!
—, Co to była za wizja – spytał nieco zdziwiony
Spojrzała na mężczyznę jej życia tak samo pięknego ja kiedyś tylko teraz mającego siwe włosy i więcej majestatyczności w sobie. No cóż był królem obcej planety. Kochała go całe życie. Zanim ją uzdrowił nie wiedziała nic o swym pochodzeniu dopiero potem okazało się, iż jest królową Avą a nie jak myśleli na początku, że była nią Tess. Teraz miała pełną kontrolę nad swymi mocami... No prawie pełną. Pomijając zdolność widzenia przyszłości.
— Lizzy? – Max był zaniepokojony dłuższym milczeniem żony.
—, Co? – Ocknęła się jak ze snu
—, O co chodzi z tą wizją? – Ponowił pytanie
— Widziałam zniknięcie wszechświata... – Max otwarł usta ze zdziwienia – I przepowiednię o tu – wskazała kartkę papieru. Max przeczytał to, co było napisane i zbladł jak ściana.
— Dzwoń po wszystkich! – Powiedział natychmiast – powiedz, że spotkamy się przy komorach za godzinę. Tylko nasza ósemka!.
— Dobrze – odpowiedziała i pocałowała go wciąż czując dreszczyk emocji. Wyszła natychmiast by pobudzić wszystkich. Wiedziała, iż nie będą zbyt zadowoleni z tego faktu. Ale ta przepowiednia była naprawdę dziwna i ważna...
Max pochylił się nad stołem i zakrył twarz dłońmi. Był wyczerpany. Wciąż musieli się ukrywać przed ludźmi i Kivarem to teraz to. Był bardzo zmęczony.
SKAŁY REDFORDA – GODZINA PÓŹNIEJ.
Max i Liz czekali. Reszta miała się niedługo pojawić. Korzystali z samotności namiętnie się całowali, choć dobiegali siedemdziesiątki. Była cicha i spokojna noc.
— Czy wy nigdy nie możecie przestać! – Usłyszeli i natychmiast się od siebie oderwali jakby byli dziećmi. Oboje wciąż na siebie patrząc usłyszeli gromki śmiech.
— Kayl lepiej się pilnuj! – Ostrzegła Liz
— No, no mojego męża zostaw w spokoju! – Odezwała się następna osoba niewysoka, ale bardzo energiczna Sarena. Wszyscy się zaśmiali.
— No dobra koniec żartów, Liz, co tym razem zmalowałaś, że zrywasz nas o czwartej rano! – Z kolei Marii wcale nie było do śmiechu.
— Miałam wizję – powiedziała z powagą. Cisza.
— W... Wizję – Isabell z trudem oprzytomniała
— Tak, że... Za pięć wieków Ziemia oraz Układ Pięciu planet przestaną istnieć...
— My raczej tego nie dożyjemy... Tylko po to nas wezwałaś? – Michael ziewną potężnie a zaraz potem zarobił kuksańca od Marii
— Niby tak, ale ja jeszcze widziałam to... – Liz pokazała kartkę
— Krew z krwi? Co to znaczy? – Spytali wszyscy naraz
— myślę, że chodzi o by każdy z nas oddał kroplę krwi – powiedziała, Sarena, która wiedziała najwięcej o ich pochodzeniu.
— to by się zgadzało – odparł po zastanowieniu Max – tak, tak zrobimy – powiedział.
Liz wyciągnęła małą fiolkę jedną z tych, z którymi się nie rozstawała od momentu, kiedy została biologiem. Wzięła igłę i nakłuła palec, z którego do fiolki skapnęła kropla jej krwi. Miała szkarłatny odcień i to różniło ją od innych ludzi. Również inni tak zrobili.
— teraz brakuje tylko poczucia humoru Alexa – wtrąciła mimochodem Maria. Isabell trochę się zasmuciła
— przepraszam – poprawiła się Maria
— to nic, widocznie tak musiało być – powiedziała Isabell i uśmiechnęła się do Marii
Teraz w fiolce była ciecz o przeróżnych mieniących się kolorach. Liz potrząsnęła jej zawartość by się ze sobą połączyły w jedno. Granilitch na moment rozjarzył się. Dla Liz był to znak, że czegoś chce. Podeszła. W ostatniej chwili zauważyła kroplę przezroczystego płynu. Zawartość fiolki na moment rozjarzyła się światłem, kiedy kropla wpadła do środka i znów miała ten sam kolor, co przedtem. Liz szczelnie zamknęła fiolkę.
— czyżbyście zapomnieli o mnie? – Usłyszeli głos, który znali aż za dobrze. W jaskini stał Kivar. Miał poważną twarz i patrzył w oczekiwaniu na Liz. Był przystojny jak kiedyś, ale teraz miał białe włosy. Nie ludzie podnieśli dłonie mając zamiar się bronić, ale wypowiedź intruza zaskoczyła wszystkich
— czy moja krew nie pasuje...
— ty masz inne zadanie – odezwała się Liz opuszczając rękę, którą miała wycelowaną w niego na wypadek gdyby chciał ich zabić. Już wiedziała jak sprawić by krew przetrwała.
— Liz! Co ty robisz? – Maria niedowierzała
— on przechowa naszą krew... – Kivar uniósł w zdziwieniu brwi.
— " za pięć wieków urodzi się hybryda... Dziewczynka, – Silvalriena, która uratuje świat przed zniszczeniem" – wyrecytowała Liz
— przecież on chciał nas zabić! – Krzyknęła Isabell – teraz zdobędzie granilitch! Czy wy tego nie widzicie?
— Vilandro, granilith zdobył już ktoś inny dawno temu... Zrozumiałem, że nie mam powodu by was zabijać – powiedział mężczyzna wpatrując się w Liz, – bo ten metal tam – wskazał na ukrytą komorę to tylko odzwierciedlenie, prawdziwy granilith to Liz... – Zakończył
— to prawda – odezwał się jak dotąd Max – już kiedyś do tego doszedłem. Sprawdziłem to. On reaguje na każdą zmianę nastroju na niebezpieczeństwo i tak dalej, które związane są z Liz. Ty jesteś granilithem Elizabeth Parker- Evans...
— to prawda – kobieta uśmiechnęła się.
—, więc jaki w tym udział ma Kivar?
— on zabierze naszą krew na Antar, na, którym zapewne mieszkasz – w kąciku ust Kivara pojawiło się coś na kształt uśmiechu – i przechowasz... Jak w języku antarskim nazywa się granilitch? – Zapytała
— Silmarillion... Rozumiem chcesz zrobić coś w rodzaju księgi...
— tak tyle, że dziecko... Dziewczynka musi się urodzić za 500 lat, więc ukryj to tak, żebyś tylko ty wiedział gdzie to jest...
— oczywiście... Ale jak mam to przekazać dalej nie mam potomka – tu na jego twarzy zagościł smutek
— pomoże ci w tym mój syn Zan – odezwał się z powagą Max
— na pewno tego chcesz? Maxie Evansie – po raz pierwszy Kivar tak go nazwał.
— naprawdę tego chcesz...
— to moja forma zgody, wybaczenia – Max ku zdumieniu wszystkich uśmiechną się podszedł do Kivara i podał rękę. Na zewnątrz zaczęło lać i rozległy się grzmoty...
— to przejdzie do historii – odezwał się Michael
—, więc sprawa załatwiona... – Powiedziała, Isabell
—, Zan z rodziną mieszka w Rapid City, ma trzydzieści lat i ku naszemu zdziwieniu nie ma żony, choć przystojniak z niego jak się patrzy – powiedziała Maria.
— ok... dziękuję – Kivarowi to słowo przeszło przez gardło z trudem... Ale miał zadanie do wykonania i prawdę mówiąc miał serdecznie dosyć tej wojny z Królewską Czwórką. Jak się pojawił tak natychmiast znikną?
Udali się do domu. Kivar odnalazł Zna. Wyjaśnił mu wszystko, co i jak. Młody przez długi czas nie mógł się z tym pogodzić, chciał jechać do ojca, ale Kivar powiedział, że nie może... Bo choć on sam przestał ich dręczyć. Ale są i zwykli ludzie, którzy wciąż są dla nich zagrożeniem. Po pół roku Zan pogodził się z tym, kim jest naprawdę i przebaczył swym prawdziwym i nieprawdziwym rodzicom. Poleciał ze swym nowym ojcem na Antar. Po jakimś czasie pokochał Kivara jak własnego ojca. Wiele lat później na łożu śmierci Kivar wyjawił mu tajemnice – na koniec dodał
— od teraz niech każdy twój potomek przekazuje sobie tę fiolkę z krwią ośmiorga ludzi i sirmarillionu aż minie Pięć Wieków ziemskich i antarskich.... Z niej urodzi się dziewczynka, której nadadzą imię – Silvalriena... Moc przebudzenia... Spisz to dla potomnych... – Powiedział. Bo Zan zakochał się księżniczce z Rawy bardzo podobnej do Liz. Kivar umarł.
Zan był dobrym królem, jak kazała przepowiednia tak zrobił. Przekazał fiolkę dalej.
Na ziemi Królewska Czwórka powoli przestała istnieć. W śród ich potomków niedługo narodzą się Ci, którzy pomogą uratować świat....
CDN.
Czy się podobało? Napiszcie do mnie!
.