Cz. – 13
Chłopcy szli jako pierwsi. Właściwie nie można tego nazwać chodzeniem, bo oni zwyczajnie, na wyścigi biegli. Z ogromnym impetem i hałasem. Dziewczyny kręciły na to głowami rozmawiając o najprzeróżniejszych rzeczach.
W tym o Antarze.
Dzięki Silvie dowiadywały się jak tam jest i kto aktualnie rządzi.
Opowiedziała też o swych tajemniczych narodzinach prawie dziewiętnaście lat temu.
Jej przyjaciółki były tym wszystkim oczarowane i same pragnęły znaleźć się w pałacu i być p obsługiwanym przez pokornych przystojniaków.
Z oddali dochodziły głosy niepokornych i rozbrykanych jak malutkie dzieci, chłopców. Podążali do celu bardzo szybko.
W pewnym momencie zgłosił się Kane
— Uważajcie, jest tu ogromna wyrwa, na co najmniej pięć metrów... O rany! Patrzcie tam coś jest – Krzykną nagle...
Emma pojęła, że musieli tam zobaczyć cos ważnego. Zwróciła się do pozostałych i przynagliła. Nie trzeba było im tego powtarzać dwa razy. Po drodze mijały wyłaniające się z ciemności szczątki ludzi...
I nie tylko.
Silva się wzdrygnęła. Nie podobało się jej to zejście ani przez chwilę. Nie podobało się jej to przebywanie na Ziemi.
I gdyby nie te przeklęte tajemnice nadal była by na Antarze przy ukochanych rodzicach. Nie widziała ich już tak długo.
Wróciła myślami do przeszłości. Była najwspanialsza. Zaraz potem w jej myślach pojawił się obraz całującego ją Kilana. Aż się od tego zarumieniła.
Błogosławiła ciemności, bo dziewczyny znów by się śmiały.
Z mozołem po godzinie dotarły na miejsce.
— Ojej! – Zdziwiła się Neraja.
Wyrwa była rzeczywiście. Gdzieniegdzie chwiały się resztki metalu i innych dziwnych rzeczy. Najdziwniejsza rzecz znajdowała na dole.
Było to coś kulistego, co zaryło w ziemię do połowy. Miało nieregularny kształt i widać było tylne maszyny startowe.
Spalone. Jak całość zresztą.
Nie wyglądało przyjaźnie. Największą grozę wywołał widok chłopców, którzy ostrożnie zbliżali się do dziwnego zjawiska.
Przybyłe z zapartym tchem wypatrywały wszelkiego niebezpieczeństwa. Nic jednak nie stało na przeszkodzie by spenetrować statek.
Tymczasem Kane i Zander podeszli cicho do drzwi z obu stron. Na wypadek gdyby coś jednak postanowiło ich zaatakować. Lex i Kilan wyciągnęli broń i również podeszli.
— Na trzy otwieramy i walimy do oporu...
— ok.
— Raz, dwa, trzy! – Odliczył Zander i wpadli do środka strzelając na oślep.
— Stop, stop... – Krzykną Kilan a wtedy reszta przestała
Mieli przed sobą korzytarz, z czegoś lepkiego i pomarańczowo zielonego. Wszystko parowało od strzałów. Nie pojawił się nikt ani nic niebezpiecznego.
Uważając nadal udali się w korytarz przed nimi. Chwilkę później korytarz rozwidlał się na dwoje.
— Kane i Zander na lewo, ja i Lex na prawo – zarządził Kilan.
Kiwnęli głowami i poszli w swoja stronę. Utrzymywali wciąż kontakt przez interkomy relacjonując wszystko żądnym informacji dziewczynom. Kane i Zander również rozmawiali ze sobą.
O męskich sprawach.
A głównym tematem były, Emma i Neraja. Zander zachwal jej urodę i wszystko inne. Kane się tylko uśmiechał. Wtrącił dwa lub trzy słowa i nic więcej.
Resztę zatrzymał dla siebie. Nie chciał nikomu mówić o Emmie i własnych wciąż rosnących uczuciach do niej.
Jego wzrok padł na światło wydobywające się ze szpary przed nim.
Wydało mu się to podejrzane. Natomiast Kilan i Lex żywo rozmawiali o walorach kobiecych. I również oni natrafili na coś...
Na górze dziewczyny myślały o tym jak przedostać się na drugą stronę. Po jakimś czasie ustaliły względną szerokość i długość wyrwy
— Kane pomylił się tylko o dwa metry... To coś ma trzy metry długości i dwa i pół szerokości... Myślę, że za pomocą zaczepów spokojnie się przedostaniemy na drugą stronę.
Nasi mężczyźni będą mieli nie lada niespodziankę. Niech tylko wynurzą się z tego cholerstwa! – Mruknęła Tara
— O tak... To bardzo dobry pomysł. – Zgodziła się Silva.
Żadna z nich nie zauważyła, iż jest uważnie obserwowana przez Cirith. Starsza kobieta miała bardzo poważną i tajemniczą minę.
Była zadowolona. To właśnie ci młodzi ludzie przyczynią się do uratowania zagrożonego świata...
Nie zwlekając długo wszystkie przystąpiły do pracy.
Najodważniejsza Tara pierwsza wystrzeliła zaczepy, które zatrzymały się dokładnie tam gdzie tego oczekiwała. Na drugim brzegu.
Odetchnąwszy głęboko skoczyła.
Z sercem w gardle przeleciała nad przepaścią i bezpiecznie znalazła się na drugiej stronie. Również Neraji, Silvie udało się to wykonać bez zarzutu. Ostatnia była Emma. Wyraźnie była przerażona. Zamknąwszy oczy wypuściła zaczep.
I z krzykiem skoczyła. Jednakże jej odległość oraz zaczep były źle skierowane i kiedy prawie dotarła do upragnionego celu.
Nagle zaczep puścił a Emma znalazła się na krawędzi rozpaczliwie próbując wdrapać się na poziomą powierzchnię
— Ratunku! Nie wytrzymam! Ja spadam! Kane!!! – Krzyczała przerażona.
— Spokojnie! Nie szarp się już cię trzymamy! – Uspakajała Silva trzymając Emmę za rękę mocno i pewnie. Powoli windowała ją na bezpieczne schody o mało samej nie spadając w niemiłe czeluści.
Podbiegła do niej reszta. I z wielkim wysiłkiem udało się im wciągnąć nieszczęsna poza obręb zapadliska. Oddychały szybko.
Emma nadal była wystraszona, ale wyraźnie się uspokajała. Dziewczyny uśmiechnęły się do niej.
Ku ich zdumieniu rozległ się huk. To maszyna puściła w ruch swe silniki. Na szczęście Cirith udało się znaleźć wtedy po drugiej stronie.
Inaczej została by natychmiast usmażona.
Stały i nie miały pojęcia, co robić. Stwora się odwróciła przodem do nich.
— Kilan! – Tara nie dowierzała. Chłopak uśmiechną się do nich. Maszyna wydobywała z siebie coraz większy huk. Z boku otwarł się właz, z którego wychyną Kane z niepokojem patrząc na Em.
Była tam. Mógłby przysiąc, że słyszał jej krzyk. Uśmiechnęła się do niego. Uspokoił się całkiem. Gestem zaprosił je do środka.
Weszły z niezadowolonymi minami. Nie podobała się im ta maszyna. Silva rozglądała się. To coś wyglądało dziwnie znajomo.
Już gdzieś widziała taką maszynę. Tylko gdzie?
Poszła za resztą. Weszła do sterownika i oniemiała.
Za sterami siedziało coś... Ktoś wielki, obślizgły i obrzydliwie śmierdzący. To był Abdorańczyk! To nie możliwe. Na Strażniczki, co on tutaj do diabła robi...
Czyżby Antar i Abdora zawarły pokuj? Po tylu wiekach walki? A może ma wieści d jej rodziców?
— Witaj księżniczko – wypowiedziała stwora po antarsku.
— Witaj i powiedz mi, kim jesteś? I jak przeżyłeś w ziemskiej atmosferze – odezwała się
— Jestem Ruto... Przybyłem na Ziemię by cię odszukać... Twoi rodzice... – Tutaj zawiesił głos.
Wszyscy spojrzeli na niego. Silva cała napięta była jak struna. Czy coś się stało?
— Oni... Nie żyją... – Powiedział wreszcie po dłuższym milczeniu.
—, Co? Jak to?.. Jak to nie żyją?
— Reno I ich zabił... Szuka ciebie i silmarilliona! Jego pan... Ungol pragnie go mieć i zawładnąć nad światem właściwie wszechświatem... Byłem w kapsule ochronnej... Bardzo długo.
I dziś ci młodzieńcy chyba przez ciekawość otworzyli ją i wyszedłem. Oni trochę się chyba przestraszyli...
Silva już nie słuchała, zakryła twarz rękoma. To nie może być prawda! Rodzice nie żyją, a planetę opanował jakiś samozwaniec! Co jeszcze?
— To nie wszystko księżniczko...
— Mów mi Silva... Co się dzieje? – Zaniepokoiła się jeszcze bardziej
— On... Leci tutaj na Ziemię... O ile dobrze pamiętam to uzurpuje sobie prawo do tej planety, Ciebie i Silmarilliona.
— Nigdy w życiu nie oddam mu tego! – Nie wiedziała, co mówić, co robić!
Ten... Ungol przybędzie na Ziemię i będzie chciał ją zabić!
— Musimy jak najszybciej dotrzeć do końca schodów! – Podpowiedziała Cirith, kiedy otrząsnęła się z tej potwornej wiadomości.
Ale tak miało być...
Maszyna rozwinęła większą szybkość.
Wszyscy dziękowali Bogom, że te korytarze są wysokie i szerokie. Inaczej to żelastwo nie przedostałoby się tutaj.
— Jak zdołałeś pokonać Czyścieli? – Spytał, Kilan kiedy już zapoznał się z rozkładem statku. Usiadł na dopasowującym się, jakby żyjącym fotelu i spojrzał przenikliwie na Silvę. Uśmiechną się. A dziewczyna zarumieniła się.
Odezwała się jakaś maszyna. Okazało się, że to ster obronny. Ruto wytworzył jakąś tarczę. Widniały na niej jakieś znaki. I kilka punkcików...
— Mamy towarzystwo! – Warkną Kane
— Młody człowieku! Czy mógłbyś podejść tutaj – wskazał na ścianę z jakimś dziwnym urządzeniem, Kane uniósł brwi w zdziwieniu – No podejdź – Dodał łagodnie
Chłopak podszedł i dotkną tego czegoś. Natychmiast otoczyła go jakaś lepka substancja i teraz widział te punkciki, którymi okazali się Czyściciele...
— Niedoczekanie wasze – Mruknął
— Chłopcze strzelaj! Inaczej te uparte maszyny nas za chwilę usmażą! – Usłyszał głos
— Ok. ok. – powiedział i zaczął się zastanawiać się jak się tym obsługiwać.
Dotkną machiny i zaczęła się zabawa. Z wielkim zadowoleniem patrzał jak kolejni wrogowie padają. Spodobało mu się to.
Ale jak oni się tu znaleźli? Czyżby usłyszeli?
Rozprawił się z intruzami bardzo szybko i pomyślał, że chce wracać do przyjaciół. Ale jak. Drgną. Natychmiast był już w pomieszczeniu sterowniczym. Obejrzał ścianę. Nic nie było widać.
Zdziwił się i to bardzo.
— Siadaj, bardzo dobrze się spisałeś młodzieńcze! – Pochwaliła zadowolona Cirith.
— Dziękuję... – Odparł skromnie
— Przed nami ściana, rozwalić ją czy będziecie otwierać własnoręcznie? – Ruto spojrzał na Kilana.
— Nie! Wejdziemy normalnie bez rozwalania i ty z nami, przydasz się...
— Tak jest! – Powiedział z powagą.
I kiedy dotarli do ściany zobaczyli napis POZIOM 1
Ziemianie i nie ziemianie spojrzeli po sobie. Uśmiechali się do siebie. Kilan i Kane na ochotnika poszli rozprawić się tą bramą. Kryjąc się przed Ruto otwarli wrota za pomocą swych kosmicznych mocy i wrócili do maszyny.
Powolutku ruszyła. I siłą woli Kilan zamkną za nimi wrota. Z początku były ciemności. A potem...
—, Co to! – Krzyknęła, Silvariena
C.D.N