Anita19

SILMARILLION (11)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Cz. – 11

— doładuj tą broń jeszcze trochę...

— Jak myślisz, co my tam znajdziemy – spytała Tara wyjmując ręce z maszyny, której zadaniem było uzupełniać moc ich broni.
Nie była to zwyczajna i prosta broń. Znajdowała się ona na nadgarstku. Trzeba było w nią uderzyć by wyzwoliła się moc. Posiadali także tarcze ochronne na całe ciało. Nie było ich widać. Ujawniały się w momencie, kiedy dana osoba została trafiona bronią. W ten sposób chroniła.

— Nie mam pojęcia, ale nie będzie to zachwycające doświadczenie – odparł Lex pochylając się nad Tarą i obdarzając gorącym pocałunkiem. Tara była w siódmym niebie. Jej najskrytsze marzenie się spełniło. Jakiś miesiąc temu Lex poprosiłby została jego dziewczyną. Przystała na to z radością. Nie bała się już. Teraz jest przy niej ten niesamowicie umięśniony i po prostu boski Lex. Uśmiechnęła się do niego. Uniósł w zdziwieniu brew wziął jakąś packę pierwszą z brzegu by tylko zająć, czym ręce i nie porwać jej w ramiona. Policzek mu zadrgał. Było coś... Dziewczyna zauważyła, że leniwie przesuwa po niej wzrokiem. Zadrżała. Jeszcze nigdy nie zachowywał się w taki sposób w stosunku do niej. I zarumieniła się. Ale postanowiła odwzajemnić się. Teraz to jej wzrok oglądał niebezpieczne rejony. Lex ponownie uniósł brew. Odłożył pakunek podszedł do Tary i zaborczym ruchem przyciągną do siebie. I pocałował bardzo namiętnie.

— Ekhm... – Niestety Silva przerwała miłe chwile i zabrała Tarę tłumacząc, że jest jej bardzo potrzebna w kuchni przy posiłkach. Jednak chwilę wcześniej obserwowała scenę i była zadowolona, że Kayl odnalazł się w końcu razem z Tess – to nie możliwe!!! – Zatrzymała się

—, Co jest nie możliwe? – Tara nie bardzo rozumiała, co Silva wyrabia.

— Ja pomyślałam o tobie i Lexie jak o tamtych, znaczy Tess i Kaylu... Nie mam pojęcia, dlaczego akurat oni...

— hmmm... Może tam byli parą?

— nie, kiedy byłam na Antarze czytałam, że ona nie chciała... Bo jej przeznaczeniem był Max

— no cóż... Ja poszłam za głosem serca...

— raczej za głosem Lexa – zakpiła Silva. Równocześnie zastanawiając się na tym wydarzeniem. Nic nie przychodziło jej do głowy. Zapomniała natychmiast, kiedy zobaczyła Kilana.
Kiedy przechodzili obok pokoju Zandera usłyszały dziwny dźwięk? Spojrzały po sobie z domyślnym uśmiechem. Wiedziały, co się tam działo...
Weszły na salę ćwiczeń. Cała była w bieli. Ale najdziwniejsze było to, ćwiczący znajdowali się w powietrzu. Nie było tu pełnej grawitacji.
Kilan kątem oka dostrzegł Silvę. Przypatrywała się mu z wyraźnym zainteresowaniem. Na ustach błąkał się jej uśmieszek.
I nagle zapadła ciemność.

— hej!!! Obudź się kochasiu! – Usłyszał krzyk, który wdarł się mu do mózgu niczym dziesiątki sztyletów

—, co?.. – Z wielkim trudem podniósł ciężkie jak ołów powieki.
Widział zamazaną postać nad sobą. I kiedy już odzyskał zdolność normalnego widzenia zobaczył nad sobą głowę Kane.

— zrób to jeszcze raz a twoja duma bardzo na tym ucierpi... – Warkną Kilan

— ho, ho to nie ja wlepiam ślepia w laskę podczas ćwiczeń! Mogłem cię zabić! – Odgryzł się Kane.

— dobra, dobra! Pomóż mi wstać...
Podbiegła Silva. Położyła dłoń na ramieniu Kilana. Była wyraźnie zaniepokojona.

— nic ci nie jest? – Spytała drżącym głosem czując się winną zaistniałej sytuacji.
Kilan uśmiechną się. Złapał się za miejsce w okolicach serca przygiął i łamiącym się głosem powiedział

— oooj, tutaj mnie boli!!! – Stękną rozdzierająco

— gdzie?

— tutaj – teraz wskazał na usta, które ułożyły się w podkówkę. Ale ich kąciki drgały jakby od powstrzymywanego śmiechu.

— słyszałem, że trzeba pocałować bolące miejsce by przestało boleć... – Podpowiedział Lex z nutką kpiny w głosie.

— tak, to na pewno mi pomoże! – Ochoczo poparł chłopak

— dobrze... – Zgodziła się bardzo przestraszona.
Chciała delikatnie pocałować Kilana, ale natychmiast, kiedy ich usta się zetknęły przyciągną ją do siebie wyrażając uczucia przez ten pocałunek. Silva czuła, że rozpływa. Po ciele przechodziły jej fale gorąca. Ręce Kilana zaczęły błądzić. Nie rozumiała, co się dzieje. Wystraszyła się.

— coś się stało? – Kilan zaniepokoił się

— nie nic... – Zrobiła się czerwona.

— ok. to, co zrobimy rundkę? – Wskazał salę ćwiczebną natychmiast się odsuwając. Jeszcze chwila a zrobiłby coś głupiego

— oczywiście – wydusiła nadal czując gorące dłonie Kilana na plecach to, że się od niej odsuną bardzo ją zasmuciło. Czyżby zrobiła coś nie tak...

— ostrzegam! – Tymi słowy przywołał na ziemię

— ja też, w końcu sam mnie nauczyłeś! I ty też... – Odparła po chwili
Tara i Lex stanęli z boku. Zwykła przezorność. Włączyli stan nieważkości. Kane postanowił także popatrzeć. To może być zabawne.
I wolniutko zaczęli się uderzać śmiejąc się przy tym. I w którymś momencie Kilan ostro zaatakował. Ku własnemu zdumieniu jego najlepszy cios, którego nikt nie zauważał zanim ręka nie zetknęła się upatrzonym miejscem na ciele został z kretesem zatrzymany w połowie. Silva natomiast uśmiechnęła się do niego. I sama oddała cios. Od tej chwili walka zaczęła się na poważnie. Obserwujący nie nadążali za ciosami. Były tak szybkie, że niemal nie było ich widać. Kilan się wściekł. Wyzwolił moc.
Silva zareagowała impulsywnie. Szybko wyciągnęła dłoń przed siebie. Wytworzyła niemal zupełnie przezroczystą tarczę ochronną. Kilan opuścił rękę przerażony...

—, co wy do cholery wyrabiacie!!! – Centurio blady spoglądał na oboje. Zaraz potem jego twarz poczerwieniała z wściekłości. – Mogliście się pozabijać – rykną wyłączając pole.

— przepraszamy – winni byli skruszeni.

— przeprosiny nic nie dadzą! Musicie się oszczędzać! I nie wiemy jak potężna jest ta wasza moc, że by takie coś nie powtórzyło się między wami. Czy to jasne? – Warkną

— tak – odpowiedzieli zgodnie i poszli z powrotem do przygotowań do wyprawy.
Centurio pokręcił głową. Trzeba jak najszybciej wyruszyć. Nie ma innego wyjścia. Inaczej sami przez te głupie zabawy mogą się kiedyś pozabijać. A nie chciał by wtedy widzieć Cirith. Coś musi z tym zrobić.
Tymczasem Zander i Neraja całowali się. Padli na łóżko i...

— nie możemy – powiedziała dziewczyna między jednym a drugim namiętnym pocałunkiem

—, czemu? – Zander był, co najmniej zdziwiony.

— ja tez tego chcę... Ale to musi być piękne... – Uśmiechnęła się do niego nieśmiało

— ach... Kiedy uznasz, że nadszedł czas powiedz, poczekam – odparł Zander wspaniałomyślnie – dziękuję... – Jeszcze raz się do niego uśmiechnęła.

— musimy do nich iść inaczej pomyślą sobie coś głupiego – powiedział chłopak wcale się nie podnosząc. Nie spieszyło mu się. Mógłby zostać tutaj z Nią całą wieczność.
Neraja zrobiła to za niego. Po prostu zwaliła n podłogę aż huknęło.

— cicho! Jeszcze usłyszą – warknęła

— moje kości już usłyszały... Daj buziaka to na pewno przejdzie... – Odparł z kpiną i skrzywił, kiedy trochę uniósł po obiecanego całusa

— zgoda, ale to ostatni raz...
Więcej nie powiedziała. Zander zamkną jej usta pocałunkiem przy tym zwalając na podłogę. I po długim czasie wreszcie się od siebie oderwali. Wyszli jak gdyby nigdy nic i zajęli się przyznanymi im pracami. Inni spoglądali na parę z domyślnym uśmiechem. Chłopcy poklepali Zandera po plecach.
Dziewczyny natomiast zabrały Neraje do pokoju na spytki.

— no i jak było... – Zapytała rozgorączkowana Emma

— nijak.

— jak to! – Tara się oburzyła przecież z tego faceta to kawał chłopa... Czyżby się nie postarał?

— po prostu nic się nie wydarzyło... Kiedy nadejdzie odpowiedni moment coś... Na pewno się wydarzy – odparła wyjaśniająco Neraja czerwieniąc się jak piwonia.

— jasne...
I zawiedzione zabrały się z pokoju.
Kiedy Centurio wrócił z patrolu zastał wszystkich przy posiłku? Dziewczęta miały ponure miny. Nie rozumiał dlaczego.
Przyniósł im bardzo dobrą wieść. Miał nadzieję, że się ucieszą.

— mam dla was dobrą wiadomość...

— czy my... – Silva nie dokończyła

— tak... Za tydzień schodzimy na Poziom Pierwszy...

— HURRRRRRAAAA!!!! – Krzyknęli wszyscy na raz i stłoczyli się by uściskać Centurio.
Po długim siedzeniu i planowaniu wszystkiego poszli spać. Jednak nie za bardzo się im to udawało. Emma wyszła po szklankę wody. W kuchni usiadła przy nie zapalonym świetle i drżącymi z zimna albo strachu trzymała kubek. Bała się. Nie wiedziała czy się tam przyda na cokolwiek. Przecież taka z niej niezdara!

—, co robisz? – Usłyszała i krzyknęła cicho zaraz potem odetchnęła cichutko. To tylko Kane. Usiadł przy stole i wpatrywał się w nią wyczekująco.

— przepraszam, że cię obudziłam... Ale nie mogłam spać... Boję się! – Powiedziała nagle. Zaczęła się trząść jak w febrze. Kane zrozumiał, że to nie tylko z powodu zimna. Ta istotka o ponętnych kształtach zwyczajnie się bała. Nie znosił czułości, ale tym razem zrobi wyjątek. Podszedł do dziewczyny, wziął na ręce i zaniósł do swego pokoju.
Delikatnie położył na łóżku. Sam ułożył się na niewygodnym fotelu. To dziewczę było dla niego zbyt wielką pokusą. A wcale nie miał zamiaru jej zranić.

— chyba robię się za miękki – mrukną sam do siebie.
Nawet nie wiedział, kiedy zasną.
Emma leżała cichutko. To była najszczęśliwsza chwila w jej życiu. Leżała na łóżku Kena przykryta jego kołdrą. Nie mogąc się powstrzymać wdychała jego zapach. Przymknęła oczy i niedługo potem słodko zaczęła śnić.
Na poziomie 47 było cicho i spokojnie.
Tylko od czasu do czasu wartownik zmieniał pozycję na niewygodnym materacu.
Ciąg Dalszy Nastąpi....




Poprzednia część Wersja do druku Następna część