Choosing Destiny (4)
CZĘŚĆ 4
"I co?" zapytał Max.
Liz podskoczyła, spłoszona wchodząc do mieszkania.. Potem ostrożnie zamknęła za sobą drzwi.
"Zapomniałam, że tu jesteś," wyjaśniła. "Rozmawiałam z Marią i Kylem. Myślę, że oboje połknęli przynętę. Nie wiem. Dzisiaj są..."
"Urodziny Alexa, wiem," dokończył Max. "Spotkasz się ze mną."
"I zobaczę, czy Maria z tobą rozmawiała," przytaknęła. "Muszę się przebrać. Jakieś sugestie?"
"Niebieska spódnica z haftem i top z dekoltem w kształcie V," odpowiedział spokojnie.
Liz zamrugała. "Cóż... masz świetną pamięć," powiedziała idąc do szafy, żeby wyciągnąć ubranie.
"Właściwie to przejrzałem twoją szafę, kiedy cię nie było," uśmiechnął się. "Ale to przywołało trochę wspomnień."
Liz pomyślała o niektórych rzeczach, które są w szafie i zarumieniła się, opierając się impulsowi rzucenia w niego bytem.
"Dzięki za wścibstwo," powiedziała sucho, kładąc na łóżku strój i wyjmując sandałki z rzemykami, na wysokim obcasie.
"Do usług."
"Mógłbyś się... odwrócić?" poprosiła, sięgając do brzegu bluzki, ale on już zaczął się odwracać. Kolejna różnica. Poprzedni Max z przyszłości, który ją odwiedził był przyzwyczajony do oglądania jej bez ubrania... ten czuł się z tym nieswojo. Szybko zdjęła ubranie i włożyła spódnicę i top. "Już możesz się odwrócić."
"Dzisiejszy wieczór jest bardzo ważny," niepotrzebnie przypomniał jej Max, odwracając się. Zatrzymał się, gdy jego wzrok padł na nią, przestał mówić, jakby zapomniał co zamierzał powiedzieć.
"Dobry wybór?" zapytał Liz.
"Bardzo dobry," zapewnił ją ochrypłym głosem.
Liz niespodziewanie zadrżała i schyliła się by zawiązać buty, więc nie musiała patrzeć mu w oczy.
"Jest za wcześnie, żeby porozmawiać z tobą twarzą w twarz? Czy może powinnam to zrobić?"
"Nie mamy dużo czasu. Lepiej postaraj się zostać ze mną sam na sam dziś wieczorem. Przynajmniej, żeby porozmawiać."
Liz pokiwała głową, kiedy się podniosła. "A włosy?"
"Trochę potargane."
"Lepiej już pójdę," powiedziała. "Jeszcze makijaż w łazience i rzeczy... Maria i Serena czekają na mnie."
"W porządku, będę się kręcił w pobliżu gdybyś mnie potrzebowała."
"Tylko bądź poza zasięgiem wzroku," poprosiła poważnie.
"Wiem. Powodzenia."
"Myślisz, że będzie mi potrzebne?" spytała Liz lekko, sięgając po kurtkę.
Max zlustrował ją od dołu do góry, jego oczy pociemniały.
"Nie," odpowiedział poważnie.
Liz ponownie zadrżała i pospiesznie wyszła z pokoju, nie oglądając się za siebie.
* * *
"Co się dzieje?" Tess ponownie zażądała odpowiedzi, chwytając ramię Maxa i zatrzymując się tuż przed wejściem do Crashdown. "Wiem, że coś jest nie tak. Powiedz mi." Skierowała na niego wzrok, czekając. Mając nadzieję. Zachowywał się dziwnie, odkąd wrócił z pracy. Nie chciał rozmawiać, prawie na nią nie patrzył... i próbował wymigać się od pójścia na przyjęcie. Poprzedniego wieczora cieszył się, na to wyjście!
"Nic się nie dzieje," zapewnił. "Wejdźmy w końcu do środka."
"Nie! Nie dopóki mi nie powiesz," nalegała uparcie, krzyżując ramiona. Na pewno chodziło o Granilith. Dlaczego po prostu jej nie wysłucha... ale nie, to nie ma znaczenia. Zamierzała sama sobie z tym poradzić. I za cztery dni, kiedy przyniesie mu wszystkie informacje, które są mu potrzebne, znów wszystko będzie w porządku. Znów będzie na nią patrzył.
"Nie ma nic do powiedzenia," zapewnił Max. "Jesteśmy spóźnieni. Czy możemy później o tym porozmawiać? Jesteś nieracjonalna."
"Ja jestem nieracjonalna? Przynajmniej mówię więcej niż dwa słowa na raz!"
"Powiedziałem tylko..." zaczął Max, ale urwał. Wziął głęboki wdech i potrząsnął głową. "Po prostu wejdźmy do środka."
"Świetnie!" wykrzyknęła, wymijając go i wchodząc do środka. Oczekiwała, że za nią pójdzie, a kiedy nie usłyszała jego kroków stanęła i obróciła się w jego stronę.
Stał na zewnątrz, w ciemności, patrząc za nią, na przyjęcie... patrzył się poza nią. Tess powoli się odwróciła, podążając za jego spojrzeniem...
Do Liz. Gapił się na Liz Parker, jakby trzymała jego duszę w swoich dłoniach.
Tess zamknęła oczy, modląc się aby myliła się co do tego, co dostrzegła w jego oczach.
* * *
"No dalej, tylko mały striptiss?" przypochlebiała się Liz, uderzając spojrzeniem w Alexa. Ten jęknął i ukrył twarz w dłoniach. W wieku dwudziestu trzech lat był około trzy cale wyższy niż w wieku siedemnastu lat. Jego dziewczyna, była taka sama.
"Gdybym cię zabił, nie mogłabyś nigdy powiedzieć o tym co wiesz," zagroził.
"Striptiss?" Rory, dziewczyna Alexa, bardzo się tym zainteresowała. Skierowała spojrzenie na swojego chłopaka. "Alex, czemu mi nie powiedziałeś?"
"Ma nocną pracę u Chippenddalesów," dodała Maria, zjawiając się zza Liz. "Słyszałam, że jest ulubieńcem widowni."
"Słyszałaś?" dopytywała się Liz. "Czy mam powiedzieć Rory ile przepuściłaś, będąc tam ostatnim razem?"
"O nie, nie," wtrącił Alex, "Maria jest sknerą."
"Więc jaka jest twoja zwykła stawka?" dopytywał Rory, oczy jej błyszczały. "Powiedzmy, za prywatny pokaz..."
"Myślę, że się dogadamy," mruknął Alex, przyciągając ją bliżej.
Liz poczuła ukłucie. Dlaczego ona nie była w stanie mieć tego z kimś normalnym? Miała chłopaków, od czasu Maxa... ale w większości lubiła ich jak przyjaciół. Żaden z nich nie rozbudził w niej pasji. Cokolwiek robili lub mówili, mimowolnie porównywała ich z Maxem. I żaden z nich nie mógł się z nim równać.
"W porządku?" wyszeptała Maria i Liz uświadomiła sobie, że trochę po niej widać o czym myśli.
"W porządku," odpowiedziała szybko, przywołując uśmiech i rozglądając się wokół. Tess stała tuż przy drzwiach, przyglądając jej się z okropnym wyrazem twarzy... a zaraz za nią, ciągle na zewnątrz, był Max. Tylko, że nie mogła dojrzeć jego twarzy. Liz szybko odwróciła wzrok, z powrotem do Alexa i Marii.
"Sądzę, że powinniśmy włączyć muzykę," zasugerowała, przywołując pogodną minę. "Co o tym myślicie?"
"Dobry pomysł," zgodziła się Rory.
Alex się zgodził, więc Liz uciekła na zaplecze, żeby włączyć muzykę. Jej serce biło bardzo szybko. Max tu był. I ona musi z nim porozmawiać. Musi znaleźć jakiś sposób, by zostać z nim sama... Ale jak? I co zamierzała mu powiedzieć, kiedy już zostaną sami?
Ustawiła mieszankę płyt w CD i rozległa się stara piosenka Matchbox Twenty. Zwlekała jeszcze, machając opakowaniami od płyt CD i zastanawiając się co ma zrobić, jak ma z nim zostać sam na sam...
I wtedy drzwi do zaplecza otworzyły się i wszedł Max. Liz przestraszyła się, a on wyglądał jakby... miał poczucie winy? Był zaniepokojony?
Czy Maria mu powiedziała?
"Cześć," powiedziała nieswojo Liz.
"Cześć. Ja... czy mogę z tobą porozmawiać?" zapytał Max.
Liz przytaknęła szybko, odchodząc od stereo i przechodząc w głąb pokoju.
"Właściwie to też chciałam z tobą porozmawiać," powiedziała, tak mocnym głosem na jaki ją było stać. "Ale um... ty mów pierwszy."
"Jeśli..."
"Nie, mów."
Max skinął głową, przyglądając jej się intensywnie.
"Kyle powiedział mi, że ty i on nigdy..."
Liz udała zdziwioną.
"Powiedział ci? Dlaczego?" zapytała, jej myśli wirowały. Więc przynajmniej w połowie się udało. I Max nie wyglądał na złego, co było dobrym znakiem.
"Powiedział, że martwi się o ciebie. I myśli, że żałujesz tego co się stało. Żałujesz?" Max miał dziwny głos, intensywny i... prawie przestraszony. Tak jakby nie był w stanie znieść tego, że usłyszy odpowiedz, a jednocześnie musiał ją usłyszeć.
"To nie ma znaczenia, prawda?" zapytała ostrożnie Liz, unikając jego oczu. "Jesteś z Tess."
"To ma znaczenie."
Coś się poruszyło wewnątrz Liz... nadzieja, może, a może słabe uczucie radości. Ale jeszcze nie wygrała.
"Tak. Tak, żałuję tego," odpowiedziała szczerze, z głębi serca i w końcu spojrzała mu w oczy. "Czy to wszystko co chciałeś wiedzieć?"
Jego spojrzenie było boleśnie znajome. Sześć lat temu, powiedziałaby, że zamierza ją pocałować. Ale oczywiście nie zrobi tego. Nie teraz.
"Dlaczego?"
Muzyka grała, rozchodząc się po pokoju. Liz zawsze uwielbiała tą piosenkę. Doprowadzała ją do płaczu.
Don't think that I can take another empty moment.
Don't think that I can fake another hollow smile
It's not enough just to be sorry.
Don't think that I could take another talk about it.
"Dlaczego tego żałuję? Czy dlaczego to zrobiłam? Zakładam... że Kyle powiedział ci to drugie. Żałuję tego bo... Nie chcę o tym rozmawiać Max. Nie teraz."
"Wydaje mi się, że musimy," powiedział cicho. "Proszę. Muszę wiedzieć."
"Dlaczego?" zawołała gwałtownie. "Żebyś mógł się czuć lepiej będąc z Tess? Żebyś mógł stąd wyjść i byś zadowolony ze swojego życia? Bo ja nie mogę. Zrezygnowałam z tego dla ciebie i tak, żałuję tego. Każdego dna żałuję, że nie byłam choć trochę bardziej samolubna, bo wtedy nie byłabym taka nieszczęśliwa, a ty nie byłbyś..." Urwała, zakrywając sobie dłonią usta, całkiem świadoma, że powiedziała mu już wszystko co chciał wiedzieć. Wszystko co musiała mu powiedzieć. "Tęsknię za tobą Max. To dlatego żałuję. Tęsknię za tobą."
Don't you know I feel the darkness closing in.
Tried to be more than I'm.
And I gave till it all went away.
And we've only surrendered.
To the worst part of these winters we've made.
"Liz..."
przerwała i spojrzała w górę, w jego oczy. Był teraz bliżej... kiedy podszedł bliżej? Dotknął ręką jej ramienia, i znów to zobaczyła, pochłaniała obrazy gwiazd i jego i dotyk jego ramion wokół niej.
Tylko od dotyku jego ręki. Drżała, była wstrząśnięta i zagubiona, tylko pod wpływem dotyku jego ręki.
"Nienawidzisz mnie?" spytała, spoglądając na niego, zastanawiając się, co on widział kiedy jej dotknął. Jeżeli cokolwiek widział.
Czy Tess widzi gwiazdy kiedy są razem?
"Nigdy nie mógłbym cię nienawidzić," odpowiedział Max.
"Więc powiedz coś. Przeciąganie tego za bardzo boli."
"Sami tworzymy swoje przeznaczenie," powiedział. Biorąc pod uwagę wyraz jego oczu, sam nie wiedział dlaczego. Ona również.
Zamknęła oczy i cofnęła się.
"Chciałabym móc w to uwierzyć," powiedziała, przez moment całkowicie szczera. "Chciałabym wiedzieć jak." A potem uciekła, bo bała się, że jeśli zostanie to powie mu dużo więcej niż mógł wiedzieć.
* * *
Noc była chłodna, jasna i gwieździsta. Liz stała w tylnej alejce, położonej za Crashdown i zastanawiała się nad tym, co zamierzała zrobić. Co prawie zrobiła.
Gdyby została tam chwilę dłużej, powiedziałaby mu. Wyznałaby mu swoje kłamstwa, obawy i miłość, wyznałaby, że przeznaczenie nie było takie. I co potem? Czy pomyślałby, że zwariowała? Czy uwierzyłby jej i mimo wszystko odszedł do Tess?
Nie była na to dość silna. Nie wiedziała, jak być wystarczająco silną. Kiedy go od siebie odsuwała, umiała. Wszystko co wtedy mówiła było kłamstwem i wszystko co robiła. Całkowicie się od niego oddalała. Ale teraz... teraz starała się go zbliżyć z powrotem. Mówiąc mu jak się czuła, jak się naprawdę czuła, ale wciąż ukrywając ogromną część siebie, swoich motywów. Półprawdy były dużo trudniejsze od kłamstw.
"Co się wydarzyło?" Liz podskoczyła na dźwięk głosu, przestraszona nagłym pojawieniem się Maxa – tego z przyszłości. "Przepraszam."
"W porządku. Po prostu się... przestraszyłam," odpowiedziała pełnym napięcia głosem.
"Więc?" dopytywał.
"Rozmawialiśmy. Wydaje mi się, że Maria ci powiedziała. Powiedziałeś, że Kyle z tobą rozmawiał, ale myślę, że oboje to zrobili. W każdym razie, wszystko potwierdziłam. Że wciąż cię kocham, że byłam nieszczęśliwa... że już dłużej tak nie mogę." Liz przerwała, spoglądając na niego. Cienie zakrywały jego twarz.
"Co powiedział?" zapytał.
"Sami tworzymy swoje przeznaczenie," wyszeptała pusto. "Posłuchaj... muszę zostać sama na chwilę, w porządku?"
"Nie możesz się poddać," przypomniał jej. "Musisz go przekonać."
"Pracuję nad tym," odpowiedziała głosem, pełnym napięcia. "Po prostu potrzebuję chwili czasu." Urwała i spojrzała na niego, wszystko co mogła zobaczyć to zarys jego umięśnionych ramion, głębokie cienie oczu i ciemność na twarzy.
"Czy jest aż tak źle?" zapytał łagodnie, jakby nie mógł się powstrzymać.
Liz zamarła próbując dostrzec twarz, której nie widziała.
"Nie, jest aż tak dobrze," przyznała. "Nie chcę zacząć mieć nadziei, bo nigdy nie przestanę."
"Czasami można mieć nadzieję," zapewnił i rozpłynął się w ciemności zanim mogła powiedzieć choć słowo, zanim mógł zobaczyć odbicie gwiazd we łzach, które pojawiły się w jej oczach.
c.d.n.