dzinks

--Zgrzyyty-- (1)

Wersja do druku Następna część

Zgrzyty

Kategoria: Candy
Bohaterowie: Maria, Michael, Isabel, Kyle, Liz , Max i inni jakby to powiedzieć drugoplanowi.
Spoilery: Opowiadanie niezwiązane z żadną z serii, akcja rozgrywa się w Roswell- w hotelu Grand. Nasi bohaterowie nie spodziewanie się ze sobą spotykają.

Żółta taksówka podjechała pod budynek hotelu „Grand” w Roswell. Słońce przygrzewało dość mocno , temperatura sięgała 30 stopni Celsjusza i dawała się we znaki zarówno gościom jak i pracownikom hotelu. Taksówkarz wysiadł i otworzył drzwi z tyłu wozu. Upał także go nie oszczędzał, na jego twarzy można było dostrzec ślady potwornego zmęczenia. Smukłe zgrabne nogi dotknęły ziemi, po chwili niewysoka blondynka wyłoniła się z taksówki. Poprawiła ramiączko letniej błękitnej sukienki – wspaniale dopasowanej do jej wysportowanego ciała. Obdarzyła taksówkarza przyjemnym uśmiechem i zapytała.

— Kochaniutki ! Pomożesz mi z bagażami?
Nie zwracając uwagi na tłok przed hotelem weszła do środka rzucając kokieteryjny uśmiech ochroniarzowi, nadmienię, iż był bardzo przystojny.
Od razu uderzył ją przyjemny chłód, zakręciła się wyciągając ręce przed siebie, wzięła głęboki oddech i podeszła do recepcji, popłynęła w tamtym kierunku. Kilku gości przyglądało jej się ciekawie i w ich umysłach rodziło się pytanie „Kim jest ta blondynka”.

— W czym mogę pani pomóc?- zapytał ukazując równe białe zęby recepcjonista , młody brunet, który sprawiał wrażenie , że wie o wszystkim, co dzieje się w hotelu i zna każdego gościa.

— Miałam rezerwację. Maria Deluca – przedstawiła się i ponownie się uśmiechnęła, miała miękki delikatny głos. Blondynka zdjęła okulary przeciwsłoneczne i zgrabnym ruchem poprawiła blond długie włosy. Zielone oczy ,w których pojawiły się wesołe błyski obserwowały recepcjonistę. Brunet wystukał coś na klawiaturze, przez chwilę z uwagą wpatrywał się w ekran komputera.

— Deluca , tak rezerwacja na tydzień, pokój 202 – wyrecytował. Położył na ladzie złoty kluczyk i uniósł rękę w górę.

— FRED!!!- krzyknął. Do blondynki podbiegł wysoki młodzieniec rudą czupryną na głowie i z mnóstwem piegów.

— Pani bagaże?

— Tak, ma je…– urwała Maria obracając się kierunku wejścia, wzrokiem szukała znajomego taksówkarza. Z wielkim trudem wchodził do hotelu, trzymając dwie potężne walizki, twarz pokrył czerwony rumieniec, sapał przy tym coraz wyraźniej- Taksówkarz.
Maria popłynęła w jego kierunku zmartwiona.

— Już w porządku , bardzo dziękuje – mówiła podając walizki rudemu Fred ‘owi. Sięgnęła po torebkę i wyjęła plik zielonych banknotów.- Proszę i dziękuję za wszystko. Taksówkarz uśmiechnął się , wziął pieniądze i wyrazem wielkiej ulgi opuścił budynek. Fred sięgnął po walizki i ruszył do windy. Maria rozejrzała się dookoła. Przy stolikach kilku mężczyzn wpatrywało się w blondynkę, szeptają przy tym między sobą. Uśmiechnęła się kokieteryjnie i mrugnęła do jednego , po czym ruszyła za Fred ‘em.

— Skąd pani przyjechała – zagadnął Fred , kiedy pojawiła się u jego boku.

— Z Nowego Yorku postanowiłam zrobić sobie krótkie wakacje- wyjaśniła wiedząc, że zaraz padnie pytanie, „ Po co pani tu przyjechała?”

— Dobry wybór, piękne miejsce Roswell, ojczyzna kosmitów – dodał, drzwi windy otworzyły się i wysiadła z nich para. Drobna brunetka, długie ciemne włosy swobodnie opadały jej na ramiona, stojąca u boku wysokiego bruneta o bursztynowych oczach. Maria stwierdziła, że pasują do siebie idealnie, roztaczali wokół siebie miłosną aurę. On wpatrywał się w nią, jakby żadna inna kobieta nie istniała na świecie, natomiast ona była po prostu szczęśliwa. Wyszli z windy nie zwracając uwagi na nikogo, Maria zauważyła na twarzy przystojnego bruneta czerwony ślad. Mijając brunetkę dotknęła policzka palcem. Dziewczyna dostrzegła to i uśmiechnęła się. Blondynka weszła do windy, Fred przycisnął trzecie piętro, za nim zamknęły się drzwi zdążyła zauważyć jak brunetka wyciera chusteczką twarz swojego ukochanego.

— To Państwo Evansowie są już u nas od tygodnia. To ich miesiąc miodowy- wyjaśnił Fred. Nie musiał mówić nic więcej. Winda dojechała na trzecie piętro. Fred prowadził ją przez długi korytarz . Tuż przy końcu otworzyły się drzwi i ukazała się w nich kobieta, bardzo piękna kobieta. Wysoka blondynka w nieskazitelnie białej sukience. Zamykała właśnie pokój, Maria mogła przysiądź, że widziała w pokoju jeszcze kogoś, mężczyznę. Jej zdumiewającemu spojrzeniu nic nie umknęło, mijając piękną blondynkę dostrzegła pomięty kawałek z boku białej sukienki. Także jej lekko zaczerwienione policzki, zatuszowane pudrem świadczyły o tym , iż przed momentem poddawała się przyjemnym czynnościom.

— Jesteśmy na miejscu – zakomunikował Fred , stając przed drzwiami z numerem 202. Szybkim ruchem otworzył i zaprosił ją gestem do pokoju. Nie był nadzwyczajny, jedno łóżko, idealnie posłane, stolik, dwa fotele, drzwi sugerujące wejście do łazienki i balkon. Fred położył walizki i podał Marii kluczyk.

— I jak się pani podoba ?

— Świetnie kochaniutki świetnie – odpowiedziała i podała mu zielony banknot. Jego twarz momentalnie się rozjaśniła. Maria podeszła do okna, tutaj była zawiedziona, spodziewała się cudownego widoku, ale zamiast tego dostrzegła okna budynku. Odwróciła się w kierunku Freda , który nadal stał nie wiedząc czy odejść.

— Jakich mam sąsiadów?
Zmieszał się , ale widać bardzo chciał wszystkich jej przedstawić.

— Tę piękną blondynkę ,którą pani minęła to Isabel Ramirez , mieszka ze swoim przyjacielem Michaelem, ale nie są małżeństwem. Nie wiem co tu robiła , oboje mieszkają w tamtej części hotelu – wyjaśnił wskazując na budynek naprzeciwko.

— Jest ktoś jeszcze ?

— Tak, obok pani mieszkają właśnie państwo Evansowie, to ci których spotkaliśmy w windzie. I pod trzynastką mieszka pewien mężczyzna, nazywa się chyba… zaraz niech sobie przypomnę … Kyle. Nie pamiętam nazwiska.

— Nie szkodzi – mruknęła

— To chyba tyle, aha jeszcze małżeństwo tuż przy schodach – dokończył.

— Dziękuję ci za informacje, lubię wiedzieć, jakich mam sąsiadów – stwierdziła. Fred zrozumiał , że to już koniec rozmowy , ukłonił się i wyszedł. Została sama, zdjęła sukienkę zostając w samej bieliźnie.

— Prysznic – zamruczała…

Ciąg Dalszy Nastąpi.


Wersja do druku Następna część