dzinks

----Mysteriousness---- (1)

Wersja do druku Następna część

Maysteriousness

Kategoria : Dreamers and Candy

Notka od mnie: Właściwie to nie wiem, co mnie zainspirowało, pomysł przyszedł sam tak po prostu, akcja toczy się w Roswell, Max i Maria pracują jako gliny, szeryfem jest Kyle Valenti. Życie toczy się spokojnie, aż do pewnego czasu.

— Deluca! Odwróciła się, nie zdążyła uchylić się przed lecącym w jej stronę zwitkiem papieru . Uderzył ją w głowę, przez cały posterunek przeszły śmiechy kilkunastu policjantów. Maria wstała unosząc papierek w górę, w jej zielonych oczach pojawiły się niebezpieczne błyski. Posterunek zamarł, każdy wiedział, że zdenerwowana zastępczyni szeryfa, jest nieprzewidywalna. Przerzuciła blond kosmyki do tyłu i przemykała wzrokiem po twarzach kolegów.

— Czyje?

— Przepraszam Maria, ale to było pod wpływem impulsu- odezwał się wysoki brunet na twarzy pojawił się wesoły uśmieszek. Zmrużyła oczy.

— Evans kiedyś się doigrasz – dodała musztrując go spojrzeniem.

— Wzywa nas szef , podobno to coś ważnego – wyjaśnił , z jego twarzy nie znikał ten uśmieszek, rzuciła podstępne spojrzenie na nieskończoną pracę i ruszyła w jego kierunku. Policjancie wracali do swoich zajęć.

— Deluca, kiedy się ze mną umówisz? – usłyszała. Uśmiechnęła się, ale nie odwróciła.

— Zawsze o godzinie zero – odparła.

— Czyli kiedy? – padło następne pytanie.

— Czyli nigdy. Wchodząc do biura przełożonego słyszała śmiechy kolegów, praktycznie była jedyną kobietą na tym posterunku, ale oni nie byli jedynymi mężczyznami. Evans mrugnął do niej, musiała przyznać, że mundur pasuje do niego idealnie, zresztą na posterunku miał opinię
uwodziciela, który może mieć każdą.

— Siadajcie – poprosił głos z za fotela. Evans odsunął jej elegancko krzesło, zawsze zachowywał się jak dżentelmen, zawsze w towarzystwie pięknych kobiet. Fotel odwrócił się, siedział w nim mężczyzna w średnim wieku, przyglądał się ciekawie Marii, potem jego wzrok przeniósł się na Evansa.

— Z wystawy skradziono dwa obrazy – rzekł spokojnie. Max Evans poruszył się niepokornie na krześle, od dawna w Roswell nic się nie działo, znudziło mu się odwalanie papierkowej roboty. Maria uśmiechnęła się w duchu, była tutaj dopiero od roku, ale nie wydarzyło się nic, miasto było spokojnie, dla niej za spokojne.

— Daje wam tę sprawę – ciągnął- Max mam nadzieję, że twoja nowa partnerka sobie poradzi.

— Szeryfie czekałam na coś takiego od dawna – odezwała się Maria. Kyle położył na biurku teczkę.

— Max przeczytaj to dokładnie, zanim pojedziesz na miejsce zdarzenia, sądzę, że ci się może przydać – dodał szeryf. Max wstał i wziął teczkę.

— Panie przodem – powiedział otwierając jej drzwi. Wsiedli do samochodu, Max otworzył teczkę, była tam tylko jedna kartka. Odwrócił ją w kierunku Marii.

— Co to ma być?- zapytała patrząc na portret mężczyzny, mógł mieć około czterdziestki, ciemne włosy i broda, nie można było nie zauważyć niesamowitych niebieskich oczu.

— Jack Parker – poszukiwany w sześciu stanach za kradzież drogocennych dzieł sztuki. Jest mistrzem w swoim fachu, trzy razy aresztowany i trzy razy udało mu się uciec. Znakomity fałszerz, ukradł prawie sto obrazów z galerii na całym świecie. Ostatnio widziano go w Nowym Yorku.
Max przestał czyta i spojrzał na Marie.

— Dalej!

— Teraz będzie najlepsze, w Roswell mieszkają jego dzieci Liz i Michael Parkerowie.

— Jedziemy tam- zdecydowała od razu. Max uśmiechnął się, schował kartkę do teczki, położył ręce na kierownicy.

— Nie wydaje mi się , ażeby oni wiedzieli coś o swoim ojcu, sprawdźmy najpierw miejsce kradzieży– stwierdził.

— Jak chcesz, ale nie podoba mi się to ostatnie zdanie.

Ktoś ma ochotę przeczytać ciąg dalszy?


Wersja do druku Następna część